Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 15 listopada 2011

38. Część IV. Miotam się i wracam co i rusz do rozpoczętych przedtem wątków. Ale to wszystko działo się prawie jednocześnie, więc opisanie tego jest niezmiernie trudne. ;-D

(…)”Gdy Janusza dopadała depresja, znalazł na nią prowizoryczny sposób. Jak  już robiło się nie do wytrzymania, wyjeżdżał na kilka dni do Lesanki. Tam pisał listy do Marysi z wyjaśnieniami, przemyśleniami i próbami zrozumienia siebie i tej sytuacji. Zdawał już sobie sprawę, że ma depresję   i nerwicę, że sam z tym sobie   już nie poradzi. Poprawiało się na jakiś czas, ale działało tylko na kilka dni, tygodni.  Janusz, bez pracy i zdesperowany, uznał. że w końcu trzeba coś zrobić, bo inaczej straci rodzinę.
 
I to był już pierwszy duży sukces w walce z depresją. Zaczął szukać pomocy. Chodził po całym mieście szukając jakiejś instytucji, która by mu pomogła. Nie tak łatwo znaleźć jednak kogoś, kto by poświęcił czas na bezinteresowną pomoc, nie mówiąc już o pomocy całej rodzinie. Jak  można  komuś  pomóc,  gdy ma się ograniczony czas, do góra pół godziny na osobę? A na tej zasadzie działają prawie wszystkie takie instytucje.
Znalazł w końcu Ośrodek Pomocy Rodzinie z komórką o nieciekawej nazwie - Centrum Interwencji Kryzysowej. Tam wreszcie trafił na kobietę-psychologa  która zdecydowała się pomóc jemu, żonie, a co za tym idzie całej rodzinie.  Nie patrząc na zegarek, fachowo wysłuchała i udzielała odpowiedzi na zadane pytania. Pomogła wyciągnąć wnioski, by efektywnie przyczynić się do usunięcia problemu, z którym się przyszło i nie daje się samemu rady.
Najpierw poszedł na rozmowę sam. Mówił wiele, o wszystkim co mu leżało mu na sercu. O  chorobie i jak wpływa na niego. O finansowych problemach. O jego drobnych sukcesach, porażkach i jaki wpływ mają na niego i całą rodzinę.  
Mówił, że rodzina zaczyna go nienawidzić, że jak czegoś nie zrobi, to ją straci. Pytał, jak ma postąpić. Jak przezwyciężyć tą chęć samounicestwienia, jak nie czerpać przyjemności z samoumartwiania się. Dlaczego w głowie mu się tworzą wyimaginowane historie.
Jak ma wrócić do radosnej atmosfery panującej w jego domu przed laty, gdy co innego mówi, a co innego robi. Doszli do wniosku z panią psycholog, że należało by porozmawiać także i z żoną. By poznać jej punkt widzenia, jej obawy i lęki. By na koniec, znając już punkt widzenia obu stron, porozmawiać z nami we trójkę i spróbować rozwiązać, ten węzeł Gordyjski. Tak też się i stało.

Marysia, mogła wyżalić się u niej i powiedzieć o swoich odczuciach i problemach. O stresie związanym z Janusza chorobą. Co myśli ona, cała rodzina, a co odczuwają wspólni znajomi, którzy znają ich problemy.
Następnie poszli oboje, by posłuchać kogoś, kto ich wysłuchał i z boku spojrzał na ich problemy. Sporo jeszcze czasu rozmawiali, dyskutowali o tym,  jak można patrzeć na sprawę i widzieć dwie zupełnie różne wersje.
Wnioskiem głównym było to, że trzeba rozmawiać. Wszystkie problemy bowiem można pokonać rozmawiając o nich. Bo nie należy się domyślać, co myśli druga osoba, trzeba się pytać i nauczyć rozmawiać. Często jest tak, że myśli się zupełnie co innego.
Janusz za namową pani z ośrodka, umówił się wreszcie z psychiatrą. Przekonała go, że jest to człowiek, który kształcił się, by pomagać ludziom dokładnie w takich sytuacjach. Który ma dużo sposobów, w tym też farmakologiczne, by pomóc pokonać problemy, z którymi ktoś nie umie sobie sam poradzić. Dotyczy to także problemów związanych z nerwicą i depresją, chorobami, na które cierpi, w samotności, bardzo wielu ludzi. O której się nie mówi, uważając ją za wstydliwą.” (…) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz