187.
Jak się czujesz, gdy w gabinecie lekarskim nie dasz rady założyć butów, skarpet?
Gdy pomaga ci je założyć obca osoba, lekarz, siostra, w najlepszym razie żona?
Gdy nie wolno ci zapomnieć zabrać ze sobą łyżki do butów, bo inaczej będziesz
szedł boso?... A plan toalet miejskich w głowie?...
Urlop bez łyżki do
butów i pampersu, urlopem straconym!!!… ;-)))
To moje
doświadczenia. A ja jeszcze jestem na chodzie… ;-D
Skąd czerpiemy
siłę? Jak się możemy nie poddawać? Dlaczego tak optymistycznie podchodzimy do
życia? Skąd u nas tyle radości, gdy życie nas nie rozpieszcza, a wręcz
krzywdzi?...
Takie i podobne
pytania chodzą nam czasem po głowie i nie potrafimy znaleźć na nie odpowiedzi…
Powinniśmy chodzić zdołowani, z kwaśnymi minami, krzyczeć czemu, dlaczego my?
Jak ktoś jest
głęboko wierzący, tak prawdziwie, to szybko znajdzie odpowiedzi na te pytania i
pogodzi się z chorobą. Ale jest wielu w śród nas, którzy nie potrafią tak
bezkrytycznie zawierzyć Stwórcy, Opatrzności, Losowi… Buntują się. I co wtedy?
To właśnie oni po
okresie buntu, retorycznych pytań bez odpowiedzi, podnoszą się i najszybciej
zaczynają, (w jakiś tajemniczy sposób), akceptować to co ich spotkało. Mówią
zdrowy inaczej, jestem normalny tylko mam inne potrzeby, choruję ale istnieję…
;-D
Żartują z choroby,
dostosowują się do otoczenia. Walczą, ale nie afiszują się z tym jaki to dla
nich kłopot, ile to ich kosztuje wysiłku...
Po jakimś czasie,
nawet rodzina i przyjaciele (jeśli ich nie straciliśmy w okresie stawiania
diagnozy) przyzwyczajają się do nas, traktują jak dawniej, nie zauważają
naszych ułomności.
My,
niepełnosprawni, do takich sytuacji się w końcu przyzwyczajamy. Bo tak naprawdę…
Nie wychodzimy poza krąg osób nam znanych i nas akceptujących. Mówię tu o
mieszkańcach bloków, sklepów, osiedli.
Dlatego nas drażni,
gdy ktoś obcy coś na naszym terenie zorganizuje, nie licząc się z tym, że osoby
niepełnosprawne w tym nie mogą uczestniczyć. A to bramki są za małe, wstęp
wzbroniony wózkom na kołach… ??? (Imprezy TVN, Polsatu, na rynku w Białymstoku,
gdzie kłóciłem się z ochroną). Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle?… ;-/
To nie są tylko te bariery, -mentalność,
-chamstwo, -bezmyślność, które nas zatrzymują w domu… Ale nie będę tu o tym
wspominać bo wiele już o tym na tym blogu pisałem…
Zobaczcie, ile
ludzie mogli by skorzystać, gdyby nas nie pomijano, gdyby nas akceptowano… Ile
moglibyśmy wprowadzić w ich życie radości, tolerancji, wdzięczności dla losu, uświadamiając
im, że nie muszą się tak męczyć, bo nie mają takich barier jak my, a choroba
ich nie przytłacza jak nas teraz. Zobaczcie, jak zmienia się światopogląd ludzi
(na przykładzie naszych znajomych), którzy mają doczynienia z ludźmi chorymi,
ułomnymi, niepełnosprawnymi…
Wiem to się
zmienia, ale z jakim wysiłkiem, jak powoli, z jakimi trudnościami… Jeden krok
do przodu, dwa do tyłu… To nie jest tylko brak funduszy, to jest brak dobrej
woli...
Ileż do powiedzenia
ma dla wszystkich, na przykład mój idol, - Stephen
William Hawking… Bardzo wielu z nas, też może się podzielić z innymi swoimi
poglądami, ideami, humorem… ;-D
Nas nie trzeba się bać, (bo nie ma czego) nawet nie tolerować, ale
normalnie akceptować… Bo jesteśmy w sumie tacy sami…