Przed diagnozą był tylko nieco
zaniepokojony, ale gdy przyszedł lekarz i powiedział co jest na zdjęciu, opisał
diagnozę i …
Faceta pomimo że był pełen życia,
przybiło. Widać że był zdołowany. Nie mówił już że zrobi to, lub zdecyduje się
na tamto. Uznał, że teraz powinna podjąć decyzję co do zabiegu jego rodzina…
Lekarz powiedział mu, że guz leży
w trudnym miejscu, że być może trzeba będzie go wyciąć z naddatkiem i być może
po operacji będzie miał trudności z zapamiętywaniem, kojarzeniem, mową… ;-/
Zabieg miał być zrobiony za kilka
dni, ale rodzina zadecydowała, że zabiorą go do Warszawy i zoperuje go tam
jakiś znany profesor za kilka tygodni... Umówiliśmy się że zadzwonię do niego
po zabiegu spytać jak poszło… Nie odebrał już komórki. Zadzwoniłem więc na
domowy i tam ktoś z rodziny, nico przybity, powiedział że owszem, przeżył
operację, ale… Mówi z trudnością, ma kłopoty z kojarzeniem, a pobytu w szpitalu
w ogóle nie pamięta…
To był już któryś z kolei zabieg
zrobiony w stolicy, który – w tym wypadku zrobił z rzutkiego ciekawego świata
gościa, roślinę. I tak sobie pomyślałem, że sporo ludzi których znałem, robiło
operację w Warszawie, żadna się w 100% nie udała. Sporo ludzi nie przeżyło. A
ci co robili operację w Białymstoku, cieszą się nadal dobrym zdrowiem.
Może tu i nie ma takich profesorów
o znanym nazwisku, ale przecież to oni szkolą tą kadrę która u nas leczy i robi
różne zabiegi…
Z takim doświadczeniem, nabieram
przeświadczenia, że jakbym potrzebował kiedyś operacji, zdecydowałbym się na nią
tylko u nas. Nazwisko nie daje gwarancji powodzenia, szpitalne wyposażenie
także, a jak mówi ludowe porzekadło: Zabieg jest niemożliwy, do momentu zrobienia
go przez człowieka który o tym nie wie… Wtedy niemożliwe staje się realne. ;-D
I na tym, myślę stoi świat i
postęp który się w nim odbywa… „Jajko staje się mądrzejsze od kury”, a kura
zaczyna się uczyć od jajka. ;-D