Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 czerwca 2012


176.  No i co? Będziemy mieli lato? Zapowiadają że tak… ;-D
Nareszcie… Mimo że mam S.M. lubię ciepło. Mieszkanie mam bardziej z północnej strony, więc to tak jakby było klimatyzowane… ;-D
            Żona będzie miała już wakacje od uczniów, potem urlop. Pewnie będzie jakiś wyjazd, spotkanie klasowe, odwiedziny u rodziny i znajomych na Suwalszczyźnie i Mazurach…
I tak jak będzie gorąco to będę siedział w wodzie lub popijał zimne piwko z lodówki… ;-))) W samochodzie mam Klimę, przeżyję… ;-D
            Dziś po siłowni i basenie, usmażę rybę, dodam sos śmietanowo-serowo-koperkowo-cytrynowy… Mniam… ;-))) Kwiaty na tarasie podlane, wszystko przygotowane.
            A być może wieczorkiem wzniosę toast za Was kieliszkiem wina… Na zdrówko… ;-* No i niech mi który powie że to nie jest najlepszy okres w moim życiu… ;-)))))

wtorek, 26 czerwca 2012


175.  Zrobiono badania, (nie pierwsze i nie ostatnie), na temat, jakie problemy zdarzają się mężczyznom w starszym wieku. 
No ja, jak widać z tekstu poniżej, już do takich należę…A niektórzy znajomi mówią że jestem jeszcze młody… ;-D

W artykule mówi się o problemach z potencją. Czy tylko takie mają kłopoty mężczyźni w tym wieku? Wątpię, ale artykuł pisano do Internetu, więc ludzi się tu często łapie na takie „zajawki”.

Piszą że mężczyźni w wieku 50 – 70, lat mają niepełny wzwód członka przed stosunkiem lub podczas. Mają zbyt małe potrzeby seksualne i problemy w osiągnięciu orgazmu. Mniejszy jest poziom pożądania. Chęć współżycia jest mniejsza niż potrzeby partnerki.    
Na szczęście, dodano że dwie trzecie badanych (66,2 proc.) uważało, że zaburzenia te nie są domeną osób starszych, ale zdarzają się mężczyznom w różnym wieku. Dla ponad połowy badanych mężczyzn zaburzenia erekcji mają podłoże psychiczne. Podobne dane dotyczą podłoża fizjologicznego i zdrowotnego. Problemy te mają wpływ na samoocenę mężczyzn, czują się oni niedowartościowani, mają wpływ na związek, a nawet jego rozpad…
Dziwne, ale leczenie dysfunkcji erekcji uważa się za sprawę bardzo osobistą i wstydliwą. Trzyma się ją nawet w tajemnicy. Więc jeśli się o niej nie mówi, to pytam: jak ją można leczyć? Jak się o czymś nie mówi, to przecież znaczy że nie ma problemu…

Potoczna wiedza na temat zaburzeń, możliwości ich leczenia, ma się nijak do podejmowania decyzji o pójściu do lekarza. Każdy słyszał o tabletkach wspomagających potencję, ale woli je kupić indywidualnie i używać, bez konsultacji z lekarzem. A jeżeli, wystarczy tylko terapia u seksuologa lub psychologa, to po co truć się chemią?…

Ja myślę że nie ma co się ceregielić, jak się ma kłopoty - nie tylko te - to trzeba o nich rozmawiać. Rozmawiać z partnerką, wspomnieć lekarzowi, poprosić o konsultację lub poradę. Po czterdziestce, mogą towarzyszyć nam już różne kłopoty seksualne, ale jak wiem z własnego doświadczenia, dotyczą one raczej naszej psychiki niż z postawionej nam diagnozy przez - u mnie - Neurologa. Większość problemów można pokonać bez lekarstw, bo leżą one w naszej głowie, trzeba tylko przezwyciężyć strach i wstyd i poprosić pomoc…
Jak kobiety mogą porozmawiać o swoich problemach z ginekologiem, to i mężczyźni również mogą pójść i powiedzieć o swoich niedomaganiach do urologa, seksuologa, itp., bo przecież po to, by nam pomóc w potrzebie, oni się tego wszystkiego uczyli przez sześć lat… ;-D     

poniedziałek, 25 czerwca 2012


174.  Oj, szlag by to… Boli mnie szyja, przewiało mnie czy co? Na pewno mieliście takie coś. Chodzę jak  kukła, głowę obracam z całym ciąłem… Przejdzie, jak zwykle, ale jakie te życie jest niewygodne… ;-D
Życzę wszystkim takich miejsc wszędzie!!!  Nie tylko tym co tego potrzebują... ;-D

wtorek, 19 czerwca 2012


173.  Refundacja leków, o co tu chodzi? Najpewniej o pieniądze. ;-D
Przeleję na monitor moje przemyślenia, to może będzie mi łatwiej zrozumieć cały ten cały cyrk. ;-)

Przypuśćmy że coś wyprodukowałem, coś bardzo dobrego. Pierwszy i jako jedyny, sporo mnie to kosztowało...  
Normalnie wystawiam cenę i idę na rynek by to sprzedać… Ludziom ten produkt jest potrzebny, ale wyprodukowałem go za drogo, cena jest za wysoka, ludzi nie stać go kupić – sprzedałem 59 sztuk… ;-) Bankrutuję… O tym zadecydował rynek… ;-D 
- To wydaje się normalne. To mi się mieści w głowie i to rozumiem.

Jednak przypuśćmy, że się z tym nie mogę pogodzić. Ludziom to jest potrzebne, ale za drogie… Więc - 
Wariant I.
Szukam sponsora. Gość zgadza się z moimi poglądami, przekonałem go i… ;-D Hurrraaaaa!!!...
On ma fabrykę - wielka ilość, mniejsze koszta, ludzie zaczynają kupować mój produkt. Ja mam kasę, sponsor też. Fabryka funkcjonuje, płaci Podatki, ZUS-y i całą resztę. Ludzie mają pracę, klienci produkt o wiele tańszy. Wszyscy są zadowoleni…
Wariant drugi.
Mam dużo kasy, laboratoria, pracowników, fabryki… Jest popyt na coś, na przykład niech to będzie lek na SM… ;-D
Podejmuję się poszukać czegoś, co ludziom pomoże, a może nawet wyleczy… Robię doświadczenia, potem daję lek szczurom, potem wchodzą programy i dostają lek testowy ludzie. To trwa dajmy na to 25 lat i przypuśćmy kosztuje 50 miliardów dolarów.
Ci ludzie (lekarze, pielęgniarki, analitycy) pracują u mnie, płacę im, płacę podatki i ZUS-y. Daję ludziom testowy lek, robię badania, także wynajmuję sprzęt szpitalny. Zdecydowałem się na ryzyko licząc na mój wielki zysk, ale to jest dla mnie za dużo, nie udźwignę tego finansowo...
  
Umawiam się więc z rządem, parlamentarzystami, że ustalą prawo w którym po moich bardzo kosztownych badaniach, to ja ustalam cenę leku i za zgodą posłów okres karencji w którym tylko ja będę mógł ten lek sprzedawać i dystrybuować. Mądre posunięcie, no bo tylko tak mogę prowadzić dalsze badania…
Udało mi się i wyprodukowałem lek… Zgodnie z umową mam do niego prawa przez 5-10 lat. Mogę rocznie wyprodukować 50 milionów tabletek. Muszę je sprzedać. Najlepiej było by, gdyby sprzedawane były by przez apteki, ale jest on drogi. O popycie i podaży decyduje wszak rynek. Jak otworzę jeszcze dwie fabryki i cenę leku obniżę, to przez okres 10-u lat i tak mniej zarobię – tak sobie kombinuję. Najlepiej więc zostawić wszystko jak jest, bo ludzie i tak to kupią… ;-D
Aby leki szły, stworzę lobby które ustali refundacje leku, zrobię pokazy, szkolenia i kursy. Stworzę spiralę sztucznego popytu na lek.
Lekarzom, aptekarzom, prezesom z Funduszu i senatorom, ;-D.- zafunduję wycieczki, urlopy, czy długopisy… Dobrze kombinuję? Wydaje mi się że tak, bo to i tak się mi opłaci… No i kurde „im”. Będą doić dojną krowę do końca. Zwłaszcza że ułatwiają to ustanowione wcześniej umowy i przepisy. Nikt mi i im nic nie zrobi!!! ;-D
Tyle tylko że nie jestem uczciwy… Gryzą mnie wyrzuty. Mógłbym spojrzeć ewentualnie chorym ludziom w oczy, lecz niestety, przez trzymetrowy płot odgradzający mój pałac od ulicy, nic nie mogę zobaczyć… Chyba to oleję… Gdzie  by tu jeszcze coś zarobić… ;-)))

niedziela, 17 czerwca 2012


172.  Żona dała mi burę, że opisuję w blogu sprawy z naszego życia… ;-D To dobrze, że może dostrzegać swoje błędy opisane w moim blogu, ale akurat teraz nic o nas nie pisałem… ;-D
 Owszem piszę w blogu też i o swoich doświadczeniach i przeżyciach, ale pamiętając o ostrzeżeniach Marysi że się ze mną rozwiedzie, gdy będę pisał o naszych prywatnych i rodzinnych sprawach, nie nadużywam tu opisu z naszych prywatnych doświadczeń. Wiem o czym piszę, ale to wcale nie muszą być rzeczy które sam przeżyłem, lub o które mam żal. To są  zakamuflowane przeżycia moich znajomych, przygody z poradników i innych mediów które mnie poruszyły lub zbulwersowały…
Więc Kochanie, cieszę się, że i w moim blogu znajdziesz coś, co może i nas dotykać. Wpływa to na nasze dobre porozumiewanie się i udany związek. Rzadko tu piszę o sobie, czasem muszę się przyznać, wykorzystuję fakt że sprawdzasz co piszę, ale na szczęście czynię to rzadko, bo niema takiej potrzeby. Jeszcze ze sobą umiemy rozmawiać. ;-*   

piątek, 15 czerwca 2012


171.  Ta psychika ludzka działa jakoś tak… Skomplikowanie… ;-D
No bo jak jest ci wszystko jedno i nie masz ambicji, to powinieneś być grzeczny i bardzo tolerancyjny… Jak jesteś pełen zapału, aspiracji, taki niespokojny duch. To nie powinny być tu obce żądania, pretensje i roszczenia…   
Dupa Jasiu – No właśnie… ;-D Najczęściej jest takie pomieszanie z poplątaniem i żadnych reguł… Socjotechnika zrobi z gbura - żartownisia i obytego poliglotę… ;-D A z wrażliwego człowieka pełnego energii i zaangażowania – pogodzonego z losem odludka…

A jak jest  normalnie - tak u ludzi spoza kręgu mediów, polityki i biznesu? Tu gdzie brak jest sztuczności i gry pod publiczkę. Na przykład w swojej rodzinie… ;-D

Robisz coś, starasz się i ci nie wychodzi.. Albo myślisz że coś ci się udało i zostałeś skrytykowany. Jesteś zdenerwowany, zirytowany, podminowany. Mimo że tego nie chcesz, mimowolnie przekazujesz swój nastrój drugiej osobie. Czasem zdarza ci się zrobić coś na złość, lub na to samo. A co, niech ma. Niech wie… ;-D
Tak sobie myślę. - Skoro napisałem tu tyle mądrości, to powinienem wszystko wiedzieć, być ponad wszystko i nie robić błędów… Być kochanym i sam wszystkich kochać…
Tylko to tak nie jest…
Więc myślę, te uczucia, doznania, skłonności, mają nad nami większą władzę niż mądrość zdobyta przez lata?  
Chyba tak… Bo jednak się kłócimy, irytujemy innych, robimy coś im na złość. Po pewnym czasie dochodzi do nas fakt, że to było niepotrzebne, poddaliśmy się emocjom i było irracjonalne z naszej strony. Ale jest już za późno… Przepraszamy, koimy, ustępujemy. Naprawiamy swoje błędy…
Stwierdzamy fakt, że jednak jesteśmy ułomni… Że wszyscy nosimy jakieś maski…
Nie wiemy o co „tu” chodzi i wcale nie chodzi tym razem, jak w tym mądrym przysłowiu, o pieniądze… Tylko o to - cóż mamy do groma, w tej naszej „cholernej” głowie ;-))) 

czwartek, 14 czerwca 2012


170.  Nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go...
Jedni powiedzą – słowa piosenki. Inni – mądrość…
Ja stwierdziłem osobiście, że o wiele więcej satysfakcji, daje dochodzenie do „czegoś”, niż „tego czegoś” zdobycie… Jak ja „coś” już mam, doświadczyłem, to zaczynam się tym już pomału nudzić. Zaczynam się kręcić, rozglądać i szukać jakiegoś nowego celu…
;-D – Dziwnym trafem nie dotyczy to jakoś mojej żony… ;-D
Chociaż…  
Duże wrażenie w młodości zrobił na mnie film „Emanuel” (Ta I część, bo reszta to już raczej porno… ) Uświadomił mi on, że sam akt płciowy, zaspokojenie, sex, jest niczym bez tego czekania, niepewności, obawy. Sam nastrój towarzyszący oczekiwaniu, na zbliżenie, te poprzedzające go kilka godzin, chwil, dni… Te myśli powstające w głowie, ta wyobraźnia… Te napięcie, nie tylko emocjonalne, ale i fizyczne i ten nie wygodny, choć czasem przyjemny kisiel w majtkach… ;-D
Pamiętacie ten stan towarzyszący oczekiwaniu na pierwszy raz… To o tym mówię…  ;-D  

środa, 13 czerwca 2012


169.  CD…
Teraz gdy człowiek zaczyna się zbliżać do wieku zwanego średnim, najczęściej jest już dowartościowany, ustawiony finansowo i… Zmęczony. Wtedy ma czas na zastanowienie. Dochodzi do wniosku że coś mu w życiu zaczyna umykać…
Dzieci mają już swoje sprawy i idą własnymi drogami. Żona spowszedniała, skrzeczy, i mało poświęca czasu, dla tak kiedyś kochanej osoby… No bo dzieci i wnuki... (Takie mogą być subiektywne odczucia ;-D)
Nam głowa zaczyna siwieć, więc i chęć na seks zaczyna powracać. Ale nie chce nam się odbudowywać tej więzi emocjonalnej z żoną, bo wydaje się nam że to „wypalenie” uczuć jest normalnie i tak powinno być. Godzimy się z tym stanem, lub, szukamy kogoś kto nas zrozumie, będziemy mogli się mu wyżalić i zaspokoi nas seksualnie. (Uwaga, to rzadko się dobrze kończy ;-D).

Wiem, że to trudne i wydaje się być niegodne mężczyzny, ale  powinniśmy się wówczas przemóc i spróbować zrobić tak...
Chcąc ratować nasz związek, zacząć uświadomić sobie fakt, że to co się nam wydaje być normą, jest absolutną nieprawdą. Siadamy z partnerem i rozmawiamy o tym jak powrócić do chwil gdy jedno bez drugiego nie potrafiło żyć. Jak nawiązać znowu, tą jakże tajemniczą, a jednocześnie wspaniałą więź emocjonalną z życiowym partnerem. Ustalić co jest ważne, a na co już nie powinniśmy zwracać uwagi…
Zdać sobie sprawę że powinniśmy zachować coś dla siebie. Musimy zachować miłość, radość i satysfakcję z życia, pozwolić dzieciom się usamodzielnić. Tak jak i nam to umożliwiono…
Pamiętacie jak nas irytowały te wtrącane trzy grosze? Pomagajmy owszem, zdając sobie jednak sprawę że to już inna, oddzielna rodzina. Ona sama musi nabierać mądrości, popełniając nawet błędy… Wtrącając się, pamiętajmy, że możemy stać się wrogami. Postępujmy więc rozważnie… 
 Napisałem tu o bardzo ważnej rzeczy - jak należy postępować. Postępujmy z głową, sercem, ale przemyślanie… By nie obudzić się kiedyś z ręką w mocniku…   
Żono, zacznij w czas szanować i starać się rozumieć potrzeby swego partnera. Mężu, zacznij w czas szanować i zrozumieć postępowanie swojej ukochanej… ;-D To nie wstyd zacząć od nowa i naprawdę się daje… Naprawdę warto… ;-D

wtorek, 12 czerwca 2012


168.  CD…
Ja Jako Janusz, uważam, że tak zwana walka szczurów, wpajana nam od wieków przez inne, najczęściej obce osoby, jest rozgrywana o wiele za wcześnie. Człowiek powinien najpierw założyć rodzinę, wychować dzieci, a dopiero później myśląc o zapatrzeniu ich na przyszłość dorabiać się majątku. Nie tak jak obecnie - skończyć szkołę, studia, znaleźć i podjąć płatny zawód. Uczestniczyć w „Wyścigach” i po kilku latach znaleźć partnera. Założyć rodzinę i spłodzić już najczęściej jednego potomka - bo na więcej „rozum” ani siły nie pozwalają… ;-D Nic dziwnego, bo człowiek z upływem czasu się wypala…

Za tym by założyć rodzinę zaraz po szkole przemawia kilka faktów.  
No bo po pierwsze, organizm człowieka jest silny, młody i myśli intuicyjnie. Czyli – zgodnie z naturą… Dziecko urodzone wtedy, wychowuje się w pełnej, „normalnej” rodzinie. Poza tym rodzicom pozostaje jeszcze sporo czasu by w pełni dojrzeć samemu… ;-D
Ich dziecko się kształci, szuka innych wzorców oraz idoli do naśladowania. Dzieci wychowane od najmłodszych lat, w pełnych rodzinach, w poczuciu bezpieczeństwa i zgody, mają dużo łatwiej. Są mniej zestresowani i komfortowo wchodzą w życie. Nie dojrzewają zbyt szybko, no i mają rodziców i dzieciństwo… Tak myślę…

To jest przecież najpiękniejszy okres jego życia!!! Wszystko wydaje się tak satysfakcjonujące, ciekawe, proste. Poza tym rodzic, w wieku mniej więcej trzydziestu lat, ma już rodzinę i odchowane nieco dzieci…
…I tu widzę czas, na rzucenie się w wir pracy, dokształcanie, a nawet walkę z tymi „szczurami”…
Z punktu widzenia pracodawcy, ma się już doświadczenie, motywację i jest się, z pewnymi wyjątkami, dyspozycyjnym, a w rodzinie jest się „tym orłem”, który z góry może dopilnować rodziny i ewentualnie interweniować, gdy będzie taka potrzeba…
To teraz właśnie, zgodnie z naturą, człowiek podejmuje największe ryzyko, jest w pracy najsilniejszy, najmądrzejszy, najsprawniejszy. Praca, a także wysiłek i stres pochłaniają go, ale do wszystkiego dochodzi sam i to co zdobył szanuje. Tak to już jest w tej ludzkiej naturze… ;-D

- Wiem, wiem i widzę to. Jest niestety inaczej a to co opisałem nazywa się– „Utopią”.
Jednak szkoda, bo można by było żyć o wiele spokojniej…      

No, po tych „przemyśleniach”, wróćmy do przerwanego wcześniejszego tematu…
Cdn…

niedziela, 10 czerwca 2012


167.  Człowiek się rodzi i po kilku latach odkrywa, że są na świecie chłopcy i dziewczynki. Są mądrzy i głupi, wysocy i niscy. Sprawni i sprawni inaczej…
Ale nie o tym teraz chcę mówić. Chcę się skupić na innym fakcie…
Mianowicie…
Dzieci gdy dorastają sprawdzają swoją seksualność, doświadczają jej. Najpierw przyjmują tą różnicę jako coś tak normalnego - że aż niegodnego uwagi… Chłopiec bawi się z dziewczynkami i odwrotnie, tak normalnie, po partnersku… ;-D  
Z wiekiem to się zmienia. (Bo chłopcy są głupi i nie bawią się lalkami, a bo dziewczyny są głupie i nie bawią się samochodami)… Są to indywidualne, uzależnione od środowiska, stanu zdrowia, mentalności i wiary - sprawy.
Normalne. Człowiek się uczy, słucha kolegów, dorasta.

Na naszej szerokości geograficznej jest przyjęte, że dzieci chodzą razem do szkoły, i w niej zaczyna się czasem wszystko zmieniać… Zaczynają się poznawać, uczyć tolerować, zakochiwać, czasem współżyć. Zależy to od nadzoru i mentalności - rodzin, nauczycieli, kolegów, oraz od potrzeb drzemiących w tych młodych organizmach...  
   
Potem szukają partnera, bo potrzebują bliskości, miłości. Rodzice odchodzą na dalszy plan, w skrajnych wypadkach uważani są już za niepotrzebnych.  To taka szkoła średnia…
Wchodzą w tym czasie do gry hormony… To ciężki wiek, który można ocenić tylko po upływie sporej ilości czasu… ;-D
Każdy kto już to przeżył, wie o czym mówię… ;-D

Później, człowiek, albo zakłada rodzinę, albo się kształci dalej i myśli o karierze.
Dochodzą do tego przyzwyczajenia wyniesione z domu, żądza pieniądza, życie lekkie i przyjemne, najlepiej na czyjś koszt... ;-D

W tym momencie, postanowiłem się zatrzymać i przyjrzeć się temu bliżej…
No bo tak… W przeszłości, człowiek dorastał dojrzewał i szedł najczęściej ścieżką swoich rodziców. Tak było do czasu powstania stanów niższych i tych wyższych – czyli elity.
Dzieci zaczęły się różnić i dojrzewać odmiennie. Przechodziły przez stany różnych wartości, najczęściej w czasie młodzieńczego buntu. Mogły wybierać między pójściem drogą „kariery”, a poddaniem się miłości i założeniem rodziny. To co jest teraz w czasach obecnych, odziedziczyliśmy po przodkach…  
I tu się zastanawiam, czy to co obecnie obserwujemy, jest naturalne i zgodne z naturą… ;-D
Cdn…

piątek, 8 czerwca 2012

166.  Sory moi mili, ale przychorowało mi się co nie co... ;-(
Taka nie bardzo ciężka, ale zawsze upierdliwa... ;-))) Tzw. Grypa żołądkowa. 
Nawet wczoraj w ogóle nie otwierałem komputera. Byłem co prawda na procesji, ale z duszą na ramienu, i nie długo... Nie chciałem ryzykować... ;-D 
Widziałem na procesji gościa co modlił się, klęczał, a przy uchu trzymał telefon komórkowy... ;-))) To chyba już spore przegięcie, nie uważacie? ;-D
Odezwę się wkrótce, jak już bardziej dojdę do siebie... ;-*

wtorek, 5 czerwca 2012


165.  Mówi się, SM i ograniczenia, SM i przewlekła, nieuleczalna choroba, SM – to i tamto… Nie lubię myśleć o tym że jestem chory, że mnie choroba ogranicza, że powinienem ten cały stan zaakceptować i się z nim pogodzić…
Nie chcę się z niczym godzić. Chcę zapomnieć i żyć nieskrępowanie autentycznie...
Myśleć o podróżach, wyzwaniach, choć nie mam na nie kasy. Planować przyszłość, mimo kryzysu. Żyć jak każdy zdrowy człowiek, nie myśleć że jutro może przyjść rzut. Cieszyć się nawet błahostkami, gdy brakuje poważnych radości i satysfakcji egzystencjalnych…
Tak chcę i tak jak umiem do tego dążę…
Czasem nie wychodzi… Podnoszę się, wpadam w dołek i z niego wychodząc, podążam dalej… Tak jak każdy inny człowiek. - Człowiek zdrowy i bez ograniczeń... ;-D
Chcę czuć, że nie jestem nierozerwalnie związany z chorobą. Chcę czuć że jestem tak normalny jak inni, a tylko czasem potrzebuję by ktoś mi pomógł, gdzieś ktoś przepuścił, spojrzał na mnie z tolerancją. Ale na Boga, bez tego irytującego współczucia…
;-))))))))))

poniedziałek, 4 czerwca 2012


164.  Zaczynam częściej myśleć o śmierci…
Nie tak jak dawniej, że przyjdzie w zamglonej, mrocznej, odległej przyszłości… Jako jakieś tabu, fatum, które prawdopodobnie dotknie wszystkich…
Myślę o niej jako o czymś nieuniknionym, mającym jakiś głębszy sens. Co przyjdzie i zabierze mnie z tego obecnego świata, którego czasem mam dość. Do świata innego lepszego, albo do równoległego, albo po prostu w nicość, bym zrobił miejsce następnym pokoleniom…

Co czeka ludzi po śmierci, tego tak naprawdę nie wie nikt. ;-D
Nie czekam jej z utęsknieniem, ale też już i bez strachu. Żyję bo tak trzeba, zaczynam dostrzegać dystans dzielący mnie od wszystkiego co doczesne. Śmieję się z ludzi co walczą o każdy grosz, o pokonanie konkurenta, o dobra które i tak ze sobą do grobu nie zabierze.
Patrzę i śmieję się z tych co z zacietrzewieniem obrażają adwersarzy i myślących inaczej, najczęściej mających już słuszny wiek. Zadaję sobie pytanie – Po co to wszystko?...

No i tak… Coraz bardziej zadowolony z siebie, idę spokojnie w kierunku, w którym i tak się prędzej czy później wszyscy spotkamy… ;-* 

piątek, 1 czerwca 2012


163.  Zaczęło mi w tym roku przybywać na głowie siwych włosów. 53 lata byłem szatynem, a już zaraz mogę stać się szpakowatym starszym panem…

Ja, któremu w sercu ciągle maj, zaczynam się starzeć… ;-D

Zdaję sobie z tego sprawę i myślę że przeżywam w tej chwili pewien bunt. No bo kończy się pewien etap mojego życia…
Pierwszy bunt nastąpił gdy zachorowałem.
Musiało minąć kilka lat gdy zacząłem ten stan akceptować… ;-D

Drugi był, gdy przyszły urodziny i zacząłem zdawać sobie sprawę że to już siątka
Że przeżyłem już swego ojca i tak to ooo…
Z tym też się pogodziłem, choć kilka razy było mi smutno w dniu urodzin… ;-D

Teraz to już trzecie zaskoczenie, szok… Też minie… Wszystko wróci do normy, aż… ;-)))