173.
Refundacja leków, o co tu chodzi? Najpewniej o pieniądze. ;-D
Przeleję
na monitor moje przemyślenia, to może będzie mi łatwiej zrozumieć cały ten cały
cyrk. ;-)
Przypuśćmy że coś wyprodukowałem,
coś bardzo dobrego. Pierwszy i jako jedyny, sporo mnie to kosztowało...
Normalnie wystawiam cenę i idę na
rynek by to sprzedać… Ludziom ten produkt jest potrzebny, ale wyprodukowałem go
za drogo, cena jest za wysoka, ludzi nie stać go kupić – sprzedałem 59 sztuk…
;-) Bankrutuję… O tym zadecydował rynek… ;-D
- To wydaje się normalne. To mi
się mieści w głowie i to rozumiem.
Jednak przypuśćmy, że się z tym
nie mogę pogodzić. Ludziom to jest potrzebne, ale za drogie… Więc -
Wariant I.
Szukam sponsora. Gość zgadza się
z moimi poglądami, przekonałem go i… ;-D Hurrraaaaa!!!...
On ma fabrykę - wielka ilość,
mniejsze koszta, ludzie zaczynają kupować mój produkt. Ja mam kasę, sponsor
też. Fabryka funkcjonuje, płaci Podatki, ZUS-y i całą resztę. Ludzie mają
pracę, klienci produkt o wiele tańszy. Wszyscy są zadowoleni…
Wariant drugi.
Mam dużo kasy, laboratoria,
pracowników, fabryki… Jest popyt na coś, na przykład niech to będzie lek na SM…
;-D
Podejmuję się poszukać czegoś, co
ludziom pomoże, a może nawet wyleczy… Robię doświadczenia, potem daję lek
szczurom, potem wchodzą programy i dostają lek testowy ludzie. To trwa dajmy na
to 25 lat i przypuśćmy kosztuje 50 miliardów dolarów.
Ci ludzie (lekarze, pielęgniarki,
analitycy) pracują u mnie, płacę im, płacę podatki i ZUS-y. Daję ludziom testowy
lek, robię badania, także wynajmuję sprzęt szpitalny. Zdecydowałem się na
ryzyko licząc na mój wielki zysk, ale to jest dla mnie za dużo, nie udźwignę
tego finansowo...
Umawiam się więc z rządem,
parlamentarzystami, że ustalą prawo w którym po moich bardzo kosztownych
badaniach, to ja ustalam cenę leku i za zgodą posłów okres karencji w którym
tylko ja będę mógł ten lek sprzedawać i dystrybuować. Mądre posunięcie, no bo
tylko tak mogę prowadzić dalsze badania…
Udało mi się i wyprodukowałem lek…
Zgodnie z umową mam do niego prawa przez 5-10 lat. Mogę rocznie wyprodukować 50
milionów tabletek. Muszę je sprzedać. Najlepiej było by, gdyby sprzedawane były
by przez apteki, ale jest on drogi. O popycie i podaży decyduje wszak rynek.
Jak otworzę jeszcze dwie fabryki i cenę leku obniżę, to przez okres 10-u lat i
tak mniej zarobię – tak sobie kombinuję. Najlepiej więc zostawić wszystko jak
jest, bo ludzie i tak to kupią… ;-D
Aby leki szły, stworzę lobby
które ustali refundacje leku, zrobię pokazy, szkolenia i kursy. Stworzę spiralę
sztucznego popytu na lek.
Lekarzom, aptekarzom, prezesom z
Funduszu i senatorom, ;-D.- zafunduję wycieczki, urlopy, czy długopisy… Dobrze
kombinuję? Wydaje mi się że tak, bo to i tak się mi opłaci… No i kurde „im”. Będą doić dojną krowę do
końca. Zwłaszcza że ułatwiają to ustanowione wcześniej umowy i przepisy. Nikt
mi i im nic nie zrobi!!! ;-D
Tyle tylko że nie jestem uczciwy…
Gryzą mnie wyrzuty. Mógłbym spojrzeć ewentualnie chorym ludziom w oczy, lecz
niestety, przez trzymetrowy płot odgradzający mój pałac od ulicy, nic nie mogę
zobaczyć… Chyba to oleję… Gdzie by tu
jeszcze coś zarobić… ;-)))