Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2012

            146.    CD…
Jak lekarz wypije, weźmie łapówkę, jest pociągany do odpowiedzialności. Jak lekarz popełni błąd - szpital, lekarz są pozwani do sądu. Jak szpital się zlituje, nie odeśle pacjentów i zrobi nad wykonanie ponad przyznany limit - to najlepiej niech bankrutuje.
Chore dzieci kosztują w szpitalach / przychodniach więcej, bo potrzebują więcej analiz, badań. Lepiej dmuchać na zimne, bo jak się coś stanie, to doktor nie wyjdzie z więzienia…
Czy zwróciliście uwagę na to wszystko co napisałem …
Służba zdrowia ma przesrane… ;-D Odpowiedzialność, stres, wymagania…
Któż ma więc odwagę leczyć ludzi? Ja bym się na to nie odważył…
Nerwy, odpowiedzialność, niskie zarobki…  Po co? Chyba żeby się wykształcić i wyjechać do pracy za granicę… Tam przynajmniej zarabia się więcej…
Kto jest ważniejszy dla pacjenta, który płaci podatki. - Lekarz czy NFZ.
Czy chory - ledwo żywy. Czy rodzic  -przy łóżku dziecka. - Chce słuchać że nie ma pieniędzy. Szpital bankrutuje. Zły system, złe zarządzanie, nieodpowiedzialność…
To może zamiast do szpitala, lepiej położyć pacjenta na ławkę w parku, na przystanek… Albo od razu na cmentarz…
Kto jest odpowiedzialny za to, że pacjent kosztuje więcej niż limit finansowy który za nim podąża. Kto szacuje koszty?
Jak można opiekę lekarską porównywać z fabryką sprzęgieł, gdzie pracuje się anonimowo przy taśmie, przy pomocy robotów?... To nie ten system, nie ta bajka. Serce to nie jest silnik, chory to nie maszyna. Ochrona zdrowia, to nie gospodarka rynkowa, to COŚ o wiele, wiele więcej…
Myślę że są dwa rozwiązania: Albo ludzie na stanowiskach administracyjnych są nieodpowiedzialni, niegospodarni, niekompetentni. Albo ten cały system nadaje się, by rąbnąć go o kant szpitalnego łóżka.
Jeśli ludzie, aktualnie u steru, nie dają sobie rady z tymi problemami. Musimy poczekać do następnych wyborów. Poczekać na następne pokolenie. Do zmiany mentalności… By ministerstwo, administracja, NFZ w końcu zaczęły działać jak jedna machina. Której zależy by to wszystko w końcu prawidłowo zadziałało.
Tak, tylko czy chory na raka, SM, po wylewie zawale etc. zechce poczekać???
To chyba na tym to wszystko polega. Zasrana demokracja. Wszyscy chcą rządzić, ale nikt nie chce odpowiadać… 
Z jednej strony widzę geniusza bez znajomości, a z drugiej łapówkarza z dużym poparciem. Niby publicznie, oficjalnie, nadają na tych samych falach, a robią sobie na złość i podkładają sobie nawzajem świnie. Bo są z innych partii, miast, instytutów...
To nie sprawiedliwe, że wolontariusze, w hospicjach, instytucjach zdrowia, stołówkach pracują za darmo. O ile więcej ich by było, żeby ta praca była doceniana i dawała satysfakcję w miejscach świetnie zarządzanych, czystych, zadbanych, dofinansowanych… Gdzie jest szacunek, brak stresu, jeden od drugiego może się wiele dobrego nauczyć…
A tak, burdel, syf i rzygać się chce. Na pocieszenie mamy tylko fakt, że w wielu krajach tak jest jak u nas… Ale czy z tego faktu mamy się śmiać, czy zapłakać… Oceńcie sami…
Ja już skończyłem… ;-D 

czwartek, 29 listopada 2012

                245  Refundacja leków… Brak środków na leczenie raka, cukrzycy, SM-u i tak dalej… Długi szpitali, głodowe pensje personelu, brak środków na badania i sprzęt, emigracja fachowców…
I to zwalenie winy z jednego na drugiego… Skąd się to niedoinwestowanie bierze?… Czy to zwykła niegospodarność? Niewiedza? Brak doświadczenia. Głupota i brak wyobraźni? A może wszystko razem…
Płaci się za operację. Pacjent może być gruby, chudy. Mięć inne choroby wpływające na koszt operacji, mieć różne komplikacje… A stawka jest jedna!
Takie sytuacje pobudzają szpitale do malwersacji, oszustw. Bo operacja kosztuje dużo więcej niż wynosi stawka kontraktowanej usługi.
Przecież w wypadku komplikacji, pobyt pacjenta w szpitalu się przedłuża, koszty rosną, no i nikt nie chce przecież ich pokrywać z własnego budżetu...
Szpital by nie popaść w długi MUSI oszukiwać NFZ. Nie ma innego wyjścia… A może to wyjście gdzieś jest??? 
Jak ocenić ile kosztuje operacja? Ile dni musi być pacjent pod kontrolą? Jaki jest stan chorego? W jakich skalach się mieści? Ile punktów jego choroba posiada?
Kto ma o tym decydować? Urzędnik w NFZ-cie, ordynator, pielęgniarka oddziałowa, czy lekarz który jest przy łóżku pacjenta?
Kto? - Czy to samo nie jest chore? Nie liczy się już tym wszystkim pacjent, tylko kasa, kasa, kasa… ;-D
CDN.

środa, 28 listopada 2012

                244 Ci, co są nazywani przez nas – Górą, mają obowiązek dbać oto, byśmy w razie potrzeby… Czyli choroby, wypadku, utraty sprawności, mogli za nasze uzbierane składki, pójść do lekarza, szpitala, przychodni. I mogli uzyskać bez zbędnych ceregieli natychmiastową, fachową pomoc. No bo po to się ubezpieczamy…
 Mylę się???
Demokracja, wybory, zwalenie wszystkich win na poprzednika, całych nadziei na następcę, cztery lata rządów, spore wypłaty z kieszeni wyborców i co? Nawet lekarz, czy aptekarz nie wie czy jesteśmy ubezpieczeni… Czy to czasem nie przegięcie? Dlaczego mamy ze swoich pieniędzy utrzymywać te święte krowy?
W końcu trzeba ich wszystkich rozliczyć…
Owsiak zbiera miliony i daje potrzebującym. Telewizje mają swoje fundacje. Kościoły mają swoich wolontariuszy co zbierają finanse na chorych, biednych, potrzebujących. Wszystkim im dajemy pieniądze, by się okazało w końcu że niewiele nam się za nie należy?…
NFZ, fundacje, wolontariat i co? Jeszcze za mało? To stwórzcie do cholery takie prawo, by płacąc składki (wyższe, niższe) można by było się w końcu w potrzebie leczyć!!!
            CDN…

wtorek, 27 listopada 2012

               243  Skąd brać w ogóle pieniądze na opiekę społeczną? To proste, płacimy ubezpieczenie zdrowotne. Tak jak płacimy składki rentowe, podatki i inne. Chcemy wierzyć że nasze pieniądze są właściwie ulokowane, że gdy przyjdzie taka potrzeba będziemy mogli z nich korzystać… A więc dlaczego brakuje pieniędzy na szpitale, lekarzy, opiekunów, salowe… ?
Składki pobierane od nas są za małe? Limity finansowe na leczenie, operacje, zabiegi, sprzęt są niedofinansowane? Pilnujący finansów w ośrodkach leczących ludzi oszukują?
Po co jest NFZ, gdy upominający się o pieniądze lekarze, zaraz zastępowani są strajkującymi pielęgniarkami, salowymi, opiekunami?... Gdzie są nasze pieniądze jeśli wszystkim im, jest ich brak… Przecież płacimy składki na zdrowie? Są źle zarządzane? No to wezwijmy władze NFZ-u na dywanik… Przecież to oni mają wypłaty z naszych składek, więc mamy prawo ich rozliczyć, a nawet i zwolnić jak jest taka potrzeba… To ONI mają się nas bać, bo my jesteśmy ich pracodawcami… NIE odwrotnie. Zażądajmy wyjaśnień… Dlaczego są straszone szpitale? Pacjenci pozbawiani są leków? Pracownicy mają głodowe stawki? Jeżeli to wszystko co słyszymy w mediach jest prawdą. To niech za to ktoś odpowie. Czy winne jest ministerstwo zdrowia? Jak tak to zdymisjonujmy je… Przecież tak dalej być nie może… Pobierane są za małe składki? To od czego mamy Sejm? Rząd? Prezydenta? Jak nie dają rady to WON!!! Wiecie co to jest administracja?... To służba…. Oni wszyscy są naszymi służącymi… Nie odwrotnie!!!
CDN…

poniedziałek, 26 listopada 2012

            242 …Spanie z dziećmi w łóżku rodzica?...
- Od czasu do czasu, (choroba, stres)? - Przez kilka lat?... - Ogólnie, jestem przeciw…
Rodzice w swoim łóżku zachowują się swobodnie, ich łóżko służy do czegoś innego… ;-D Dziecko rozochocone kilkakrotnymi odwiedzinami u rodziców, pewnego dnia może przyłapać ich na czym innym…   ;-D Wczuwacie się?...
Poza tym czytałem kiedyś w jakimś artykule, że to nie jest zdrowe bo istnieje niebezpieczeństwo zarażenia, bo to inna flora bakteryjna, inne zarazki itp.… To chodziło chyba wtedy o układ moczowy, rozrodczy?
Poza tym uważam, że rozdzielanie rodziców przez dzieci nie odbywa się korzystnie na dobrej atmosferze wśród rodziców. Są różne potrzeby seksualne które choć niby nie zauważalne teraz, odbić się mogą w przyszłości na poprawnych stosunkach w rodzinie.
Dziecko też nie powinno absorbować wszystkich uczuć rodzica. Jeśli z partnerem łączyło nas uczucie, wydzielanie się hormonów, endorfin, poprostu coś zaiskrzyło i stworzyła się więź... To pojawienie się dziecka które rozdziela uczuciowo i fizycznie partnerów uważam za delikatnie mówiąc niekorzystne!
Mówimy czasem o miłym widoku, starszych ludzi którzy mają potrzebę spacerowania i trzymania się za rękę. Takie zachowania nie przychodzą ot tak… Trzeba je cały czas tworzyć, pielęgnować… ;-D Myślę że dobre stosunki z dziećmi i wypracowywanie prawidłowych stosunków z partnerem, zaczynają się od pojawienia się dzieci… Musimy zachować wtedy tą kruchą równowagę i trzeba być na tyle mądrym, by tej równowagi nie naruszyć…
Prawdziwa miłość, trwająca przez lata, to poczucie bezpieczeństwa, partnerstwo, przyjaźń, poleganie na sobie, ufność w każdym momencie… Tego szkoda jest zaprzepaścić…
Dzieci są słodkie przez kilkanaście lat… ? Potem znowu, po wyprowadzce dzieci, przez kilkadziesiąt lat jesteśmy skazani na siebie…
I czy to będzie wtedy obowiązek, partnerstwo, czy prawdziwa miłość zależy od nas…   

piątek, 23 listopada 2012

              241. Pisałem chyba o tym na Facebook-u, ale się powtórzę, uważając to za ważne…

Co robię gdy stwierdziłem u siebie, że stres potęguje u mnie objawy SM-u?  
- Unikam stresujących sytuacji...
Staram się wyjaśnić sprawy do końca. Tak by nie było niedomówień. A gdy zdarzy stresująca sytuacja, taka na serio, bo przecież nie żyję w kosmosie... Kładę się szybko do łóżka i łapię do niej dystans przesypiając ją.
Mam taki charakter, że nie umiem zazwyczaj się kłócić. Wszystko tłamszę w sobie będąc  jednocześnie wrażliwcem. Unikam więc ludzi konfliktowych, sytuacji, miejsc gdzie takie sytuacje mogą zaistnieć. Także programow TV.
Czasem pomagają tabletki, nawet je brałem… Ale lepiej unikać sztuczności... ;-D
Najlepiej jest samemu nauczyć się unikać stresu, a nawet uciekać od niego. To naprawdę pomaga i jest nadzwyczaj wygodne... ;-D

środa, 21 listopada 2012

         240.  Moja mama, swego czasu przychorowała. Heliobacter, bodajże tak się to stworzenie nazywa. Żyje u każdego z nas w brzuchu i atakuje gdy ma do tego dogodne warunki.
Nie będę pisał jaka to była dieta, bo i po co? Grunt że miała sporą nadwagę i słuchając porad mądrych głów, zastosowała dietę tłuszczową. Bardzo wygodna bo je się tłusto, husto i mnogo… ;-D
 Jajka, boczek, no to wszystko co inne diety uważają za szkodliwe…
Stosowała tą dietę chyba z pół roku. Nie zważała na nasze rady… Starsza osoba, to i mądrość wielka… ;-D
Po pewnym okresie coś jej w brzuchu zaczęło bulgotać, boleć, zaczęła słabnąć. Brała tabletki, a po nich było jeszcze gorzej. Przyjęto ją do szpitala…
Dopóki zbadali co jej jest, dlaczego lecząc było coraz gorzej? To mama zaczęła myśleć już o śmierci. No nie było wesoło.
Okazało się że na te tabletki co jej podawano miała uczulenie. Stwierdzono cukrzycę, ale jej nie leczono, bo szkodziły. Dopiero insulina w zastrzyku zmieniła wszystko. Lekarze wypuścili ją do domu mówiąc: Jeśli insulina i dieta zaproponowana przez szpital nie pomoże, to będzie źle.
Mama się przestraszyła nie na żarty. Kupiła wagę i każdy kawałek jedzenia ważyła. Wiedziała co ile cukru zawiera. Badała jego poziom i swoją wagę. Po kilku miesiącach zauważyła poprawę. Raz było trochę lepiej, raz się cofało i chyba po roku wróciło do normy…
Przez dwa lata schudła dwadzieścia kilo, waży mniej teraz niż ja… ;-D
Wchodzi na swoje drugie piętro bez zadyszki, latem jeździ rowerem, odwiedza znajomych, zbiera w lesie jagody i grzyby, uczęszcza na ćwiczenia i gimnastykę do klubu. Z niedogodności to zostało tylko badanie cukru i wstrzykiwanie sobie insuliny. Dosłownie kilku jednostek dziennie, gdy inni wstrzykują sobie nawet kilkadziesiąt…
Nie nabiera wagi, stosuje dietę MŻ (mniej żryj), jest aktywna i jakąż radość życia… Mówi otwarcie jaka była głupia… 
No i jasne… Każdy dureń ma swój rozum, ale tylko do czasu… Lepiej czuć się dobrze ważąc sześćdziesiąt kilo, niż czuć się zdrowo mając zadyszkę, kołatanie serca i wagę przekraczającą osiemdziesiątkę… ;-D
Diety, suplementy, witaminy, pierwiastki są dobre, ale trzeba stosując je wiedzieć, że nie można ich jeść jak cukierków… Mleko, witamina C, nawet woda może zaszkodzić, gdy stosujemy je bez umiaru… ;-D

wtorek, 20 listopada 2012

           239.   Pani Wojciechowska, wielka celebrytka, lekarz. Proponuje nam, SM- owcom, wyrzucić wszystkie leki do kosza. Bo one tylko szkodzą, nie działają i napędzają tylko kasę firmom farmaceutycznym.  
Należy się tylko rehabilitować, ćwiczyć, jeść suplementy i witaminy. Żyć bez stresu i mieć dobre nastawienie do życia. Tak zrozumiałem jej słowa... Acha jeszcze trzeba w coś wierzyć, najlepiej w Boga…  
Pani Wojciechowska mówi że SM często pozostaje przez lata w uśpieniu, nie postępuje. Mówi „mi” (przez swoje artykuły) że Tysabri którym się leczę to trucizna, powinienem natychmiast zaniechać kuracji tymi pseudo-lekami… Bo ludzie od tego umierają… No cóż…
Chyba ktoś jej słów posłuchał i wstrzymano cały program na kilkanaście miesięcy by to sprawdzić. Obawy się nie potwierdziły i wznowiono program… Na szczęście ;-D
Tylko… Zaraz po okresie wstrzymania kroplówek, dostałem rzutu SM- u…
A jak ją biorę rzutów nie mam i choroba nie postępuje... Już tak chyba z dziesięć lat…
Robiłem sobie wyniki, badałem krew, mocz, na różne sprawdzające moje zdrowie sposoby. Niestety, wszystko jest w jak najlepszym porządku… Znaczy Tysabri mnie nie truje. Mało tego, pomaga… Szanowna Pani Wojciechowska w moim przypadku nie ma racji, myli się i miałbym ją „w głębokim szanowaniu”… Gdybym się w pewnych aspektach z nią nie zgadzał…
Brak stresu, ćwiczenia, suplementy i odpowiednie nastawienie, uzupełniają moją terapię… Pomagają utrzymywać formę…
Tyle tylko że do tego wszystkiego doszedłem sam. Wiele lat od postawienia diagnozy, a artykuły tej Pani wpadły mi do rąk niedawno, całkiem niechcący i wcale (myślę) nie- potrzebnie. ;-D 

poniedziałek, 19 listopada 2012

            238.   Dopóki ćwiczę, nie mam nadwagi, nie mam cukrzycy, serce bije równo, SM nie pochyla do ziemi…
W pewnym wieku trzeba ćwiczyć… Nadmiar kalorii gdzieś musi się odkładać i się odkłada, u większości z nas…
A jak się odłoży, to ciężko jest nam wejść na schody, pójść na spacer, zakupy… Cukrzyca tylko czeka właśnie na ten moment… A zawalik, a może nawet wylewik, też gdzieś czeka na nas w kącie?...
Uważam że trzeba zacząć ćwiczyć w czas... Nie paść brzuchów, które pozbawiają nas siły i zapraszają choroby pod nasz dach… Zobaczcie jak ciężko jest zrzucić nam pięć kilo. A jeśli nasza nadwaga sięga pięćdziesięciu?...
Bądźmy mądrzy przed. Tak jest lżej… A nie po - bez nogi, ze wrzodem, po zawale, na wózku inwalidzkim… Ileż czasu i pieniędzy tracimy na lekarzy. Darujmy to sobie… ;-D
…Chciałbym tym tekstem do kogoś dotrzeć…
… Bo jakże było by mi milo, żeby stała pod mymi drzwiami kolejka ludzi mówiąca – Janusz miałeś rację, dzięki tobie w czas zrozumiałem/ am, że muszę schudnąć. Dzięki, tobie pożyję dwadzieścia lat dłużej… Dziękuję… ;-D

czwartek, 15 listopada 2012

             237.   Czytając Blogi i posty na internetowych stronach i forach, wstyd się przyznać, ale często się dowartościowuję - bo widzę że są ludzie gorzej chorzy ode mnie. Oni są dla mnie inspiracją, motywują mnie do wysiłku w niedawaniu się chorobie. Nie, nie. Nie dołują już mnie, tak jak było na początku. Już się z tym pogodziłem i zaakceptowałem… Podziwiam ich, bo wiem ile wysiłku, ile silnej woli kosztuje ich pokonywanie tych wszystkich barier. Zmobilizowanie się do spełnienia planów, marzeń, a także, zauważenie w chorobie jakiegoś ukrytego sensu…
Ja też mam pewne radostki… Bo gdy patrzą na mnie inni, lżej chorzy, albo zdrowi i widzą jak się nie daję chorobie. Na to jak wygląda moje życie... To też staję się dla nich tym samym wzorem, co dla mnie ciężej chorzy na SM… 
Miło jest gdy ktoś spyta, a jak sobie poradziłeś z tym czy tamtym. Jakie jest twoje zdanie na taki, czy inny temat. Czy mógłbyś mi doradzić… Moje doświadczenie wtedy zaczyna żyć i pomagać innym… To bardzo satysfakcjonujące przeżycie… ;-D

środa, 14 listopada 2012

            236. Ciekawa dyskusja się wywiązała na stronie Neuropozytywnych…  Sprowokowana była ona artykułem na temat: Scotta Routleya (…) który od 12 lat znajduje się, a raczej tak zdawało się lekarzom, w stanie wegetatywnym. Naukowcom udało się jednak dotrzeć do świadomości mężczyzny. Dzięki specjalistycznemu sprzętowi, Routley "powiedział", że nie odczuwa bólu.(…)
            Dyskusja dotyczy życia, wegetacji, odłączenia od sprzętu, odpowiedzialności rodziny, lekarzy. Poprawności politycznej, decydowania o godnej śmierci… To bardzo ciekawy temat, ale potrzeba do niej zgody, pewnego wyciszenia, tolerancji szanującej odmienne zdanie poprzednika. Jakże to jest teraz rzadkie…
Czy doktryna, dogmat, usprawiedliwia u ludzi złośliwość, złość, atak... Czy brak szacunku, brak tolerancji to w dobie anonimowego Internetu to standard? A może ludzie zatracili już umiejętność dyskutowania…
Jakże rzadko, można trafić na dyskusję jaka jest (na razie) na tej stronie… ;-D

poniedziałek, 12 listopada 2012

               235.   Wczoraj miałem urodziny. Mój synek, Marcinek był solenizantem, więc upiekliśmy Gęś, według Święto- Marcinkowej Tradycji i oczywiście tort przepisu mojej żony. Na zakończenie dnia, skonsumowaliśmy mój prezent w postaci biletów do Opery na Straszny Dwór. To były najlepsze urodziny w moim życiu... Święto państwowe i rodzinne to dobry pomysł, zawsze jest wolne... ;-D Dostałem sporo życzeń, za które bardzo, bardzo dziękuję. ;-*

środa, 7 listopada 2012

              234.   Przerwa techniczna… ;-D
Jak ten czas leci… Biorę kilka dni na pogodzenie się z wiekiem… ;-)))
Mam teraz co innego - na i - w głowie. Sory. ;-*
Ujrzałem dzisiaj pierwszy siwy włos na swojej skroni… ;-D

wtorek, 6 listopada 2012

               233. Zwykle człowiek ma plany, marzenia, do czegoś dąży. Chce założyć rodzinę, dochować się i wykształcić potomków. Zarobić na samochód, dom, wakacje...
Inny punkt widzenia to: Chcę przed śmiercią zobaczyć ocean, przeżyć ten pierwszy raz, dożyć narodzin wnuków…
Człowiek zdrowy, silny i piękny, patrzy na świat, jakby był on wieczny. Snuje plany nie trzymając się terminów, nie śpieszy się, na wszystko spojrzy dwa razy za nim coś zaakceptuje.
Chory człowiek, wie że nie wiele mu zostało czasu. Wie że musi się śpieszyć, albo po prostu musi sobie darować.
Bo nie dożyje, zostanie kaleką, zabraknie mu sił…
Jak człowiek chory może odbierać słowa swoich bliskich…
- Mam to w planie, ale zrobię to za kilka lat.
- Jestem jeszcze za młody na dzieci, pomyślę o tym później.
- W przyszłym roku może nie… Pojedziemy tam za kilka lat.
Jakże ciężko komuś zdrowemu, silnemu, pięknemu zrozumieć, że czas mija i nie ma pewności, że marzenia, coraz to odsuwane w czasie, dojdą kiedyś do skutku…
Cierpliwość, to domena zdrowych…
Cierpliwość chorego, to może być dla niego siłą, ale może być też i stanem irytującym doprowadzającym do depresji.
Cierpliwość chorego, może być wyzwaniem, przedłużający jego dobre samopoczucie, nadzieją na doczekanie się czegoś zaskakującego… Ale też stanem, powodującym, że ręce mu opadają, oddalające się terminy zaczynają odnosić odwrotny do zamierzonego skutek i zaczyna się poddawać…
Nadzieja u niego ustępuje miejsca rezygnacji, zwątpieniu, apatii i przedwczesnemu pogodzeniu się z losem. Tym co jest nie uniknione, co go i tak czeka, czyli niepełnosprawnością, być może bezradnością i w końcu śmiercią…
Życie przecieka nam przez palce. Chcielibyśmy wiele, ale może dlatego tak to się wszystko oddala w czasie bo nie jest to po prostu nam sądzone?... 

poniedziałek, 5 listopada 2012

              232.  Myślę że widać na twarzy człowieka, czy patrzy na nas z pogardą, czy troską. Ja się spotkałem i z tym i z tym. Przez jakiś czas miałem takie problemy jak Monika z poprzedniego artykułu.
Na „mojej” ulicy mnie znają. Ale nie odważę się pójść dalej gdy mnie taki stan zaskoczy... Zobaczyć w oczach strach, obawę, czy pogardę innego człowieka i usłyszeć słowa które ranią do żywego. Akurat gdy jesteśmy słabi, w chwili ataku i w ujawnieniu się objawów choroby...
Nikt w tym momencie na taką reakcję otoczenia nie jest w stanie się przygotować, ani z nią pogodzić... Uciekać, zaszyć się gdzieś i zapłakać...
To trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby móc o tym mówić. Monika to potrafi, Ona to wie, Ona to poczuła na własnej skórze...
Umieć z tym sobie poradzić - to są lata pracy, walki, wyjścia do ludzi i im zaufania w końcu... To nie jest łatwe... To nie jest tak, jak się wydaje.
„Gruba skóra” nie działa tak na zawołanie. U mnie zadziałała po wielu latach... ;-/