Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 11 października 2011

1. Zaleceniem lekarza, jest ćwiczenie mego ciała i mózgu. Wielu ludzi pisze Blogi na necie bez takiej motywacji. Pozwólcie więc że i ja sobie poćwiczę.
Jeżeli się komuś spodoba to moje proste pisanie, albo przyda w pokonywaniu Stwardnienia Rozsianego, będę naprawdę szczęśliwy.   
Więc do roboty… ;-D
           
            - Cześć, jestem Janusz i choruję na SM.
            - Witaj Januszu!
            - ;-D

Dopadła mnie ta choroba koło trzydziestki. Nie będę pisał szczegółów, bo na pewno przyjdzie na nie czas później. Mrowienia, wykrzywianie twarzy, kłopoty z oczyma. Teraz norma, wtedy nie… Najpierw badał mnie lekarz domowy, potem neurolog.               
- Proszę się nie przejmować, to zwykłe zapalenie nerwu,  twarzowego, ocznego, itp. - mówili. Pewnie podejrzewali co mi jest, ale ani jeden ani drugi nic mi nie powiedział. Można się spierać czy to dobrze czy źle. Przyjmijmy że dobrze.    
Potem, gdzieś około czterdziestki, pobyt w szpitalu i diagnoza. Lekarze się nad nią nie napracowali. Było wszystko. I paraliż i zez. I mrowienia i brak czucia. No, prawie komplet.
Jasne że to SM. Dziś wiem, wtedy… Boże co mi jest?

Ano to, że nie znasz ani dnia ani godziny kiedy przyjdzie następny rzut. Jak będzie ciężki? Ile czasu ci zostało do wózka? Czy starczy ci czasu i sił na kontynuacji nauki, dotychczasowej pracy? Czy, jak, albo???
Leżąc na szpitalnym łóżku, ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt. Zamyślony i zdezorientowany, usłyszałem głos sąsiada z naprzeciwka.
- Nie martw się, S.M. to nie wyrok. Z tym można żyć. Zobacz mnie zdiagnozowano na to samo kilkanaście lat temu, a funkcjonuję i nawet prowadzę firmę.
To mnie trochę uspokoiło. Na takie słowa czekałem. One mnie podbudowały i wziąłem się w garść. Nabrałem odwagi i od lekarzy i sióstr na oddziale, dowiadywałem się jak najwięcej o S.M. A może u mnie będzie to wyglądało inaczej, lepiej. Zacząłem wracać do sił.
Mimo że czułem się nieźle, piętno choroby musiało gdzieś w tych moich szarych komórkach błądzić. Po kilku miesiącach przyszła depresja. Plus nowe rzuty… Kto to przeżył to zresztą wie. Na ulicy zataczasz się jak piany, potykasz, padasz. Zachodzisz do sklepu i nie wiesz co tutaj robisz. Coś mówisz a tu słychać bełkot wydobywający się z twoich ust. A do tego ta nerwica i depresja. Na początku sąsiedzi mówili - Tak… Znam go, ale nigdy bym nie powiedział że to taki moczymorda. Potem to się zmieniło, a niektórym nawet było głupio. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz