Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 lutego 2012

113.  Mimo, że na szczęście mnie to nie dotyczy, zdecydowałem się wrzucić swoje trzy grosze, do ogródka chorób kobiecych… Mastektomia, odjęcie kobiecej piersi, w wyniku raka. I histerektomia w wyniku raka macicy. To są najbardziej obrazowe skojarzenia dotyczące chorób, dotyczące kobiecej seksualności i płodności…
Chciałbym napisać jaki jest mój prywatny stosunek do takich chorób…
Nie ulega żadnej wątpliwości, że są to ciężkie choroby nowotworowe, które są w przeważającej części uleczalne, gdy wykryje się je we wczesnym stadium. (badajcie się panie!!!) Ale jeśli już dojdzie z jakiegoś powodu do zabiegu chirurgicznego, chciałbym uzmysłowić tym pacjentkom, że to nie jest już koniec świata…  
Koniec jest wtedy, gdy choroba ta, zakończy się śmiercią. Ale jeśli możliwe jest wyjście z niej, to uważam to za wielkie szczęście, pomimo blizny, lub niepłodności.
Wiem, że taka sytuacja jest streso i depresjo-genna dla kobiety. Ale ja, jako Janusz, podskakiwał bym najwyżej jak bym mógł, gdyby moja ukochana kobieta mogła żyć jeszcze przez wiele lat… ;-D
Być może przed ślubem, bym się jeszcze zastanawiał, czy kobieta niepłodna mogła by być moją żoną. Mie wiem jak bym postąpił… To zależało by pewnie, od mojej miłości do niej.
Ale jeżeli była by to - nazwę ją tak - sytuacja zastana. To nie ulega żadnej dyskusji, kochałbym ją tak samo, a może i bardziej…
Jeśli chodzi o piesi. To jak już pisałem, zwracam uwagę na nogi i tyłek. Mnie by to absolutnie nie przeszkadzało. Potrafiłbym sobie uzmysłowić, że to choroba okaleczyła moją lubą, i kochając ją, muszę przecież taki stan zaakceptować. Tak samo gdybym na przykład musiał się poddać orchidectomiii czyli usunięcie jąder…
Chyba przesadziłem… Świadomie…
Brała by mnie cholera, że już nie mogę mieć dzieci. Że już koniec z seksem. Dopadła by mnie depresja, jak dwa razy dwa… I można by tu pisać nie wiadomo co, ale czułbym się pusty i do niczego…
I tu dotarłem do sedna. To co odczuwamy, nijak ma się do tego co czuje partner.
- Dla mnie to operacja ratująca życie mojej kochanej osobie…
- A dla niej to koniec świata. Ma depresję, czuje się brzydka i pusta w środku…

Więc uzmysłowienie faktu, że partner akceptuje i nie przywiązuje aż takiej uwagi do wyglądu partnerki, będzie największym sukcesem!!! ;-D

Owszem, najlepiej być pięknym i zdrowym. Ale choroba nie wybiera, jest jak jest. A małżeństwo jest dlatego takie piękne, że cieszymy się że w ogóle partnera mamy…

Każdy kiedyś będzie miał zmarszczki, się zestarzeje, sprawność będzie mniejsza, intelekt będzie zawodził… W tym przypadku, takie coś zdarzyło się tylko trochę wcześniej…
I tu pora na moją mądrość – Ciesz się z tego co masz, a nie smuć tym co mogło by być. ;-)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz