Dostając
diagnozę, uważałem że w wieku którym jestem obecnie będę siedział na wózku, albo żył jak
roślinka... A tu jednak nie. Chodzę, ćwiczę mięśnie, trenuję umysł. Planujemy z
żoną nawet za rok wyprawę. Czy to zasługa leku?... Chcę w to wierzyć i dałbym
głowę że tak... ;-D
Nie jest tak
u mnie, że biorę kroplówkę i jakbym wypił kieliszek wódki - kręci mi się w
głowie… Nie nic nie czuję... Choroba powolutku, ale postępuje. Ale lek w końcu miał
przyhamować postęp choroby, a nie ją zatrzymać i wyleczyć…
Oprócz leku
- raczej, nie biorę (oprócz polopiryny albo antybiotyku podczas grypy) żadnych
leków i suplementów. Miałem prawo przez tyle lat się i postarzeć... ;-D
Moich kilku
kolegów miało operacje na sercu, na kręgosłupie, na jelitach. A ja nadal jestem
jaki byłem… ;-D Gdy się spotykamy nadal ja jestem w „formie”, a oni już „jęczą”.
;-D
Skutków
ubocznych nie zauważyłem. Robiłem
prywatnie analizy, tomograf i USG, wynik w stosunku do wieku - w normie… ;-D
Mówią że ten
lek to chemia, szkodzi i wszystko po kolei wysadza. Ja z kolei mogę ich zapytać,
które to z moich badań o tym świadczy?...
Od początku,
z tego programu odpadło w Białymstoku 2 osoby. Ich stan zdrowia był coraz
gorszy. Reszta tak jak ja, za kroplówkę dali by się pokroić. To co dostałem w
żyłę warte jest już ponad milion złotych. No i lekarzy mam na telefon…
Więc czy mam
prawo narzekać? Uważam że nie. ;-*
Program w którym jestem jest programem szwajcarskiej
firmy farmaceutycznej. Nie ma on nic wspólnego z programami NFZ- u. Przez cały czas
dostawałem Natalizumab, zwany obecnie Tysabri... Jest jednym z „leków z górnej
półki”, powstrzymującym u chorych postęp SM-u. Myślę że u mnie działa jak
należy… ;-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz