Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 kwietnia 2013

                  317. Ciąg dalszy…
Dostając diagnozę, uważałem że w wieku którym jestem obecnie będę siedział na wózku, albo żył jak roślinka... A tu jednak nie. Chodzę, ćwiczę mięśnie, trenuję umysł. Planujemy z żoną nawet za rok wyprawę. Czy to zasługa leku?... Chcę w to wierzyć i dałbym głowę że tak... ;-D
Nie jest tak u mnie, że biorę kroplówkę i jakbym wypił kieliszek wódki - kręci mi się w głowie… Nie nic nie czuję... Choroba powolutku, ale postępuje. Ale lek w końcu miał przyhamować postęp choroby, a nie ją zatrzymać i wyleczyć…
  
Oprócz leku - raczej, nie biorę (oprócz polopiryny albo antybiotyku podczas grypy) żadnych leków i suplementów. Miałem prawo przez tyle lat się i postarzeć... ;-D
Moich kilku kolegów miało operacje na sercu, na kręgosłupie, na jelitach. A ja nadal jestem jaki byłem… ;-D Gdy się spotykamy nadal ja jestem w „formie”, a oni już „jęczą”. ;-D

Skutków ubocznych nie  zauważyłem. Robiłem prywatnie analizy, tomograf i USG, wynik w stosunku do wieku - w normie… ;-D
Mówią że ten lek to chemia, szkodzi i wszystko po kolei wysadza. Ja z kolei mogę ich zapytać, które to z moich badań o tym świadczy?...
Od początku, z tego programu odpadło w Białymstoku 2 osoby. Ich stan zdrowia był coraz gorszy. Reszta tak jak ja, za kroplówkę dali by się pokroić. To co dostałem w żyłę warte jest już ponad milion złotych. No i lekarzy mam na telefon…
Więc czy mam prawo narzekać? Uważam że nie. ;-*

Program w którym jestem jest programem szwajcarskiej firmy farmaceutycznej. Nie ma on nic wspólnego z programami NFZ- u. Przez cały czas dostawałem Natalizumab, zwany obecnie Tysabri... Jest jednym z „leków z górnej półki”, powstrzymującym u chorych postęp SM-u. Myślę że u mnie działa jak należy…  ;-* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz