Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 9 kwietnia 2013

               306. Niedługo, bo 26 kwietnia, będzie rocznica katastrofy elektrowni jądrowej w Czarnobylu. 1986r… Miałem wtedy 27 lat. Dzieci – córka 2 lata, starszy syn miesiąc, młodszy miał się urodzić za rok…
Wiele krów wówczas padło sąsiadom na łąkach, u wielu dzieci pokazały się guzki w tarczycy…
Było wtedy chłodno. Nasze dzieci nie wychodziły jeszcze na dłuższe spacery na dwór, krowa tylko od kilku dni próbowała świeżej trawy na łące. Raniutko przed pochodem pierwszomajowym zawiozłem do Hortexu pieczarki…
To wtedy pierwszy raz usłyszałem o katastrofie. Pracownicy restauracji mieli zaraz dostać od spanikowanych, pracujących po przeciwnej stronie ulicy pracowników szpitala szczepionkę. Płyn Lugola, by uniknąć wchłaniania radioaktywnego jodu przez organizm. Każdy uważał to za panaceum na promieniowanie… Bardzo chciałem dostać ten środek by zawieść go do domu. Nie czekałem długo, dostałem kilka porcji i od razu wróciłem…
Zaraz opowiedziałem o wszystkim rodzinie, dałem do wypicia lekarstwo. Zabroniłem wychodzenia na dwór, krowa aż do jesieni nie wychodziła ze stodoły. Dobrze że miałem duży zapas siana i zboża. Sąsiedzi całe lato brali od nas mleko. To chyba dzięki temu nasza rodzina miała bardzo mały kontakt z promieniowaniem i do dzisiaj jest zdrowa. Swoje mleko, swoje jajka, mięso, pieczarki… No i wspaniały mądry tatuś… ;-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz