Mała rzecz jednego dnia,
drugiego, czwartego, w końcu zaczyna wkurzać. Też tak macie? Macie rację jestem
wyjątkiem... ;-D
Dochodzisz do wniosku, że to nie
warte świeczki, dla spokoju milczysz, nawet łagodzisz różne sytuacje. Dowartościowujesz
się, cieszysz że dobrze coś wychodzi i wtrącasz słówko myśląc że już możesz… I
znowu atmosfera gęstnieje…
Też to macie? Nie, nie możecie, tylko
ja tak mam. To mój patent… To ja miałem depresję…
To żona ma ze mną Krzyż Pański.
Tygodniami jestem spokojny, wywiązuję się ze swoich obowiązków, gotuję i takie
różne duparele i nagle zaczynam się irytować. Że to coś mi nie pasuje, że coś
mogła by robić lepiej, inaczej. No toż to szok…?
Człowiek do rany przyłóż,
spokojny, niekonfliktowy i raptem irytacja?... Toż to niesamowite!!! Nie ma
racji, nawet go słuchać nie będę… ;-D
To nic że nauczyłem się mówić że
moim zdaniem, że czuję to, że uważam. Na jedno moje zdanie multum innych. Tłumaczę
że zostałem źle zrozumiany, jest tak i tak i słyszę znowu te same słowa.
Odbieram je jako że nie mam racji, że w sumie jestem głuptasem i…
Trzeciego razu nie ma. Już wszystko
wiem… Co bym nie mówił to i tak wiadomo jak się skończy. Atmosfera gęstnieje i
mówię, daj mi spokój odczep się, nie było tematu… Oczywiście tak się nie
kończy, wiadomo kto ma ostatnie zdanie…
Zamykam się w sobie pełen żalu i
złości…
SM tego nie lubi... Myślę po co
mi to znowu było.
Postanawiam znowu dla świętego
spokoju że zamilknę, zacznę udawać że wszystko gra.
To nic że w głowie mętlik, nerwy,
że … muszę się tłumaczyć i przepraszać…
Muszę tylko powiedzieć że nie mam
racji i wszystko wróci do normy… Tak jak zawsze…
Dupa Jasiu i myśli gdzieżby
wyjechać i żeby się to wreszcie skończyło. Może jaki szpital, albo w najlepszym
razie kostnica. No bo przecież się sam nie powieszę… ;-D
Brzmi trochę niesamowicie,
zaniepokoiłem Was? Nie ma co się przejmować. Zaraz będzie dobrze… To chłop w
domu jest zawsze winien, po co marnować sobie czas na zrozumienie o czym myśli,
co ma w głowie, co chciałby , jakie ma marzenia…
Wiecie co? Czasem nam by się
przydała taka Amerykańska psychoanaliza, powiedzenie tego co ma się powiedzieć
partnerowi przed obcym człowiekiem.
Nie zgadzam się z tą moralnością „Dulskiej” – „Po to jest dom, by prać w nim swoje brudy”. W końcu ściany zaczną pokrywać się pleśnią a dom przesiąknie obojętnością…
Nie zgadzam się z tą moralnością „Dulskiej” – „Po to jest dom, by prać w nim swoje brudy”. W końcu ściany zaczną pokrywać się pleśnią a dom przesiąknie obojętnością…
Pisałem już że są dwie głowy a w
nich dwa rozumy które odbierają to samo w zupełnie inny sposób… No cóż… Ja
myślę tak. ;-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz