Wyobraźcie, obce mieszkanie,
piąta rano, idę się wysikać i mniej więcej w połowie, koniec… Się zapchało…
Za
godzinę trzeba wyjechać na pogrzeb, a tu… Głupie myśli w głowie… ;-D
Na szczęście ten kamień szedł z
już z pęcherza, całą drogę z bólem na czele, odbył trochę wcześniej.
Pomyślałem,
że dobrze było by się napić i poczekać „z parę minut”. Miałem rację. Po pewnym
czasie się nazbierało odpowiednie ciśnienie i… Ulga… Zadźwięczało w sedesie…
To
nic, że później odczuwałem dyskomfort, ból i parcie na mocz. Przynajmniej kamień
nie zaprzątał już mojej uwagi. Pogrzeb i tak już był dla mnie wystarczająco
silnym przeżyciem. Wystarczyło wrażeń na tą chwilę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz