Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 lutego 2013

               280. Niedawno „rodziłem kamień nerkowy”. To było dosyć ciekawe… ;-D
Wyobraźcie, obce mieszkanie, piąta rano, idę się wysikać i mniej więcej w połowie, koniec… Się zapchało…
            Za godzinę trzeba wyjechać na pogrzeb, a tu… Głupie myśli w głowie… ;-D
Na szczęście ten kamień szedł z już z pęcherza, całą drogę z bólem na czele, odbył trochę wcześniej.
            Pomyślałem, że dobrze było by się napić i poczekać „z parę minut”. Miałem rację. Po pewnym czasie się nazbierało odpowiednie ciśnienie i… Ulga… Zadźwięczało w sedesie…
            To nic, że później odczuwałem dyskomfort, ból i parcie na mocz. Przynajmniej kamień nie zaprzątał już mojej uwagi. Pogrzeb i tak już był dla mnie wystarczająco silnym przeżyciem. Wystarczyło wrażeń na tą chwilę… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz