Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 czerwca 2012


173.  Refundacja leków, o co tu chodzi? Najpewniej o pieniądze. ;-D
Przeleję na monitor moje przemyślenia, to może będzie mi łatwiej zrozumieć cały ten cały cyrk. ;-)

Przypuśćmy że coś wyprodukowałem, coś bardzo dobrego. Pierwszy i jako jedyny, sporo mnie to kosztowało...  
Normalnie wystawiam cenę i idę na rynek by to sprzedać… Ludziom ten produkt jest potrzebny, ale wyprodukowałem go za drogo, cena jest za wysoka, ludzi nie stać go kupić – sprzedałem 59 sztuk… ;-) Bankrutuję… O tym zadecydował rynek… ;-D 
- To wydaje się normalne. To mi się mieści w głowie i to rozumiem.

Jednak przypuśćmy, że się z tym nie mogę pogodzić. Ludziom to jest potrzebne, ale za drogie… Więc - 
Wariant I.
Szukam sponsora. Gość zgadza się z moimi poglądami, przekonałem go i… ;-D Hurrraaaaa!!!...
On ma fabrykę - wielka ilość, mniejsze koszta, ludzie zaczynają kupować mój produkt. Ja mam kasę, sponsor też. Fabryka funkcjonuje, płaci Podatki, ZUS-y i całą resztę. Ludzie mają pracę, klienci produkt o wiele tańszy. Wszyscy są zadowoleni…
Wariant drugi.
Mam dużo kasy, laboratoria, pracowników, fabryki… Jest popyt na coś, na przykład niech to będzie lek na SM… ;-D
Podejmuję się poszukać czegoś, co ludziom pomoże, a może nawet wyleczy… Robię doświadczenia, potem daję lek szczurom, potem wchodzą programy i dostają lek testowy ludzie. To trwa dajmy na to 25 lat i przypuśćmy kosztuje 50 miliardów dolarów.
Ci ludzie (lekarze, pielęgniarki, analitycy) pracują u mnie, płacę im, płacę podatki i ZUS-y. Daję ludziom testowy lek, robię badania, także wynajmuję sprzęt szpitalny. Zdecydowałem się na ryzyko licząc na mój wielki zysk, ale to jest dla mnie za dużo, nie udźwignę tego finansowo...
  
Umawiam się więc z rządem, parlamentarzystami, że ustalą prawo w którym po moich bardzo kosztownych badaniach, to ja ustalam cenę leku i za zgodą posłów okres karencji w którym tylko ja będę mógł ten lek sprzedawać i dystrybuować. Mądre posunięcie, no bo tylko tak mogę prowadzić dalsze badania…
Udało mi się i wyprodukowałem lek… Zgodnie z umową mam do niego prawa przez 5-10 lat. Mogę rocznie wyprodukować 50 milionów tabletek. Muszę je sprzedać. Najlepiej było by, gdyby sprzedawane były by przez apteki, ale jest on drogi. O popycie i podaży decyduje wszak rynek. Jak otworzę jeszcze dwie fabryki i cenę leku obniżę, to przez okres 10-u lat i tak mniej zarobię – tak sobie kombinuję. Najlepiej więc zostawić wszystko jak jest, bo ludzie i tak to kupią… ;-D
Aby leki szły, stworzę lobby które ustali refundacje leku, zrobię pokazy, szkolenia i kursy. Stworzę spiralę sztucznego popytu na lek.
Lekarzom, aptekarzom, prezesom z Funduszu i senatorom, ;-D.- zafunduję wycieczki, urlopy, czy długopisy… Dobrze kombinuję? Wydaje mi się że tak, bo to i tak się mi opłaci… No i kurde „im”. Będą doić dojną krowę do końca. Zwłaszcza że ułatwiają to ustanowione wcześniej umowy i przepisy. Nikt mi i im nic nie zrobi!!! ;-D
Tyle tylko że nie jestem uczciwy… Gryzą mnie wyrzuty. Mógłbym spojrzeć ewentualnie chorym ludziom w oczy, lecz niestety, przez trzymetrowy płot odgradzający mój pałac od ulicy, nic nie mogę zobaczyć… Chyba to oleję… Gdzie  by tu jeszcze coś zarobić… ;-)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz