Jestem
zwolennikiem diety „MŻ”. Inne diety, jeśli człowiek może jeść wszystko i nie
jest chory uważam za przeginanie, modę. Jak można nie spróbować sera, serka pleśniowego
korycińskiego, oscypka, czy nie dodać gołdy do makaronu? Nie jeść zdrowej
sałatki tylko temu że jest w nim łyżka majonezu? Łycha w całej misce, a w
łyżeczce na talerzu? A mięso? Owszem, jaka cena taki towar, ale czy nie można
zjeść plasterka zamiast opakowania z supermarketu? A pieczywo? To samo. Nie
trzeba się tym zapychać, ale bułeczka na śniadanie, czy do łyżeczki miodu?...
Jajka… Może szkodzić osiem na śniadanie codziennie, ale dwa na tydzień? Raz
bagietka, raz grahamka, raz ziemniaczek, a raz kasza. Makaron, kluska, czy ryż…
Do tego warzywa, sto tysięcy różności z warzywniaka. Trochę mięska do tego,
kiełbaski, a nawet parówki i raz w miesiącu dieta cud załatwiona … Codziennie co
innego na talerzu… Codziennie inna wartość, inne witaminy, smak i żadnej
monotonii. Owszem ja Janusz mam dobrze, bo mogę gotować, mam czas, ochotę,
możliwości. Mogę pójść codziennie do sklepu i zrobić obiad z tego na co mam
akurat ochotę. Na intuicyjne dobieranie składników, jedzenie tego na co się mam
akurat ochotę. To o wiele więcej niż zrobienie obiadu z tego co jest w lodowce
bo się zepsuje… Robienie zakupów raz na tydzień w supermarkecie, alternatywą
dla świeżych produktów z osiedlowego sklepu? To nie dla mnie. My wolimy wypić jedno
piwo raz na tydzień - dobre, niż kilka codziennie bo tanie. Owszem tak i u nas
było, gdy mieliśmy kryzys finansowy w rodzinie, ale już minął… Mówię jaka cena
taki towar i nie uważam tu wcale że powinienem jeździć Rollsem, tylko że nie
muszę mieć dużo czegoś bo tanie, bo mnie stać... Są ludzie co kupują drogo dla
marki, owszem… Ale i ci co jak ja kupują, bo jest świeże i smaczne i wcale nie
luksusowe… Albo, bo chcą spróbować, gdyż to coś nowego i w zasięgu ich portfela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz