Należy się tylko
rehabilitować, ćwiczyć, jeść suplementy i witaminy. Żyć bez stresu i mieć dobre
nastawienie do życia. Tak zrozumiałem jej słowa... Acha jeszcze trzeba w coś
wierzyć, najlepiej w Boga…
Pani
Wojciechowska mówi że SM często pozostaje przez lata w uśpieniu, nie postępuje.
Mówi „mi” (przez swoje artykuły) że Tysabri którym się leczę to trucizna, powinienem
natychmiast zaniechać kuracji tymi pseudo-lekami… Bo ludzie od tego umierają… No
cóż…
Chyba ktoś jej
słów posłuchał i wstrzymano cały program na kilkanaście miesięcy by to
sprawdzić. Obawy się nie potwierdziły i wznowiono program… Na szczęście ;-D
Tylko… Zaraz po okresie
wstrzymania kroplówek, dostałem rzutu SM- u…
A jak ją biorę
rzutów nie mam i choroba nie postępuje... Już tak chyba z dziesięć lat…
Robiłem sobie wyniki,
badałem krew, mocz, na różne sprawdzające moje zdrowie sposoby. Niestety,
wszystko jest w jak najlepszym porządku… Znaczy Tysabri mnie nie truje. Mało
tego, pomaga… Szanowna Pani Wojciechowska w moim przypadku nie ma racji, myli
się i miałbym ją „w głębokim szanowaniu”… Gdybym się w pewnych aspektach z nią
nie zgadzał…
Brak stresu,
ćwiczenia, suplementy i odpowiednie nastawienie, uzupełniają moją terapię… Pomagają
utrzymywać formę…
Tyle tylko że do
tego wszystkiego doszedłem sam. Wiele lat od postawienia diagnozy, a artykuły
tej Pani wpadły mi do rąk niedawno, całkiem niechcący i wcale (myślę) nie-
potrzebnie. ;-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz