Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 maja 2012


161.  Trochę trudno się pogodzić z tym, że czujemy się z dnia na dzień coraz gorzej, że odkrywamy znowu jakieś nowe niedomagania, że się starzejemy…

To zupełnie inaczej jak gdy byliśmy dziećmi. Gdy dojrzewaliśmy…
Czuliśmy że świat należy do nas, że my najlepiej wszystko wiemy. Nienawidzimy kontroli opiekunów, rodziców. Narzucania nam ich woli. Kierowania naszym losem. Tego moralizowania, troski, opieki…
     
     Często buntujemy się… … … I z tego wyrastamy…

Potem często studia, pierwsza praca i problemy w niej i z jej utrzymaniem. Decyzje, gdzie chcemy pracować, w jakim kraju, z kim żyć i kogo pokochać…
Zakładanie rodziny, przyjście na świat dzieci. Rozterki duszy, co wybrać, jak dzieci wychować, lawirujemy między robieniem kariery, a poświęceniem się rodzinie… 

Pamiętam jaki byłem wtedy pewny siebie. Że podołam każdemu wyzwaniu. Wystarczy tylko że postawię sobie cel i systematycznie ku niemu będę dążyć.
Chyba nawet mi się to udało… ;-D

No, na pewno jakie cele, takie wyniki…  
Jestem szczęśliwy, ale  nie jestem krezusem, finansowym magnatem... ;-D
Jednak potrafię docenić to, że mimo tej mojej „zasranej”, nieuleczalnej choroby. Która mnie dopadła w kwiecie wieku. Żyje mi się lepiej niż wielu, wielu innym ludziom. Że miałem szczęście i potrafiłem postawić na dobre wybory, podejmować korzystne decyzje …
Drzewo – jest.
Synów – dwóch i córka… ;-D
Mieszkanie – jest.

A więc?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz