Myślę że to zasługa na równi
gimnastyki jak i korzystania ze słońca podczas wycieczki... No i oczywiście teraz
podczas spacerów... Nic więcej nie robiłem niż zawsze...
Mówią też że skutkiem może być
też i wstrzymanie programu, a co za tym idzie – leku… Tu, to jest bardzo
dyskusyjna sprawa, ale - tak... leków już żadnych nie biorę.
Jednak to co się w moim organizmie
nagromadziło, tak szybko nie wyparuje… To jeszcze u mnie jest... Więc tego
nie jestem taki pewien...
Fakt faktem czuję się chyba
nieco silniejszy niż byłem rok temu.
Faktem jest też to, że "W (silnym),
zdrowym ciele zdrowy duch", a ten duch wpływa na nasze samopoczucie... Osłabienie,
stres, otoczenie – otwarta furtka chorobie do naszego organizmu... U mnie przed chorobą, wszystko to było
odstawione na drugi plan. Może jeszcze jakieś predyspozycje i SM zapewniony.
Długi okres chorób we wczesnej
podstawówce, stres, nerwowość. Nie byłem wzorem sil fizycznych. Alkohol, fajki,
ciekawe życie... Nie, nie żałuję niczego, to było piękne i ciekawe, ale SM
czuwał i zaatakował.
U mnie był SM, u kogo innego
wrzody, serce…
Jednak z mego doświadczenia
muszę wam doradzić… Praca fizyczna, to wysiłek, jednak zupełnie innym i bardzo
potrzebnym jest wysiłek w fitness klubie, basenie, siłowni, czy ścieżce
rowerowej… Na to trzeba znaleźć czas kilka godzin w tygodniu, To korzystnie
wpływa na zdrowie, na jakość i długość życia.
No i zobaczcie, ten słoneczny
urlop w środku zimy, spełnienie marzenia i wspaniała atmosfera… Czyż nie jest
to warte tej chwili szczęścia w naszym chorym życiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz