Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 6 kwietnia 2014

              445. Rozgorzała dyskusja na pewnej stronie internetowej… Uważam ją za bardzo interesującą i ważną z punktu widzenia ludzi chorych i doświadczonych przez los.
Zapytałem więc - mam pytanie… Czy mógłbym na moim blogu umieścić kilka wersów z tej wymiany zdań? Proszę... Może komuś to pomoże w chwili zwątpienia, może doda siły, zmieni swój stosunek do życia i będzie mu łatwiej??? ;-*
I oto fragmenty…
Wszystko zaczęło się od tego wpisu:
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad miarą cierpienia? Ponoć Bóg nie daje człowiekowi więcej niż może udźwignąć, ale powiedz mi co według Ciebie jest tą miarą? Czy jest to przydział proporcjonalny do masy ciała, czy do wzrostu, a może proporcjonalny do poziomu świadomości człowieka? Dlaczego na tyle pytań nie ma logicznych odpowiedzi?
Co Bóg brał pod uwagę dzieląc darami losu, talentami? Dlaczego jednym wszystko się udaje, chociaż niewiele z siebie dają, a inni chociaż pracują ponad ludzkie siły mają cały czas pod górę jak Syzyf? Czy uważasz, że jest gdzieś koniec tej orki? A może Syzyf wtoczy wreszcie ten kamień?
Jestem już starą kobietą ale wiem ze nie należy takiej miary obliczać, nic to nie daje ciężko sie rodziłam i z mety mama mnie olała bo to stres… Tak babcia mi tłumaczyła. Ciężko było mi jako dziecku ciężko jako dorosłej osobie. Choroba dwoje maleńkich dzieci odrzucona przez męża - bo chora. Moja Babcia nauczyła mnie wiary "dziecko jak Ci trudno nie klep modlitw -porozmawiaj z Panem Bogiem" i powiedz Jezu ufam Tobie i wiecie co? Zawsze coś sie zdarzyło by dalej żyć. Przerodziło się w walkę o dzieci o innych, nawet moje wiersze nie mówią o cierpieniu tylko o nadziei, miłości.
Widzę złość w głosie... Że ktoś ma więcej, że ktoś jest zdolniejszy, młodszy, ładniejszy... ??? A kto powiedział że ma być lekko? Ja jestem chory i czy Boga się czepiam? Tak jest jak jest... Nie jesteśmy wieczni… To co jest nam dane to sekunda w dziejach kosmosu... Tu nie człowiek jest ważny, ale jego geny przekazywane z pokolenia na pokolenie i ... ... ...
Staję okoniem? Pod prąd? A kto powiedział że "Jan Kowalski z Warszawy" jest najważniejszy, a "Piotr Nowak" z Bydgoszczy ma być gorszy, chory lub bez nogi, albo odwrotnie...        Cieszyć się trzeba co się ma, a nie smucić z tego czego nie ma...
Chcesz pałac, ferrari tak jak bohater z telenowel? A na jaką cholerę to jest potrzebne? Czy wiara w Boga mówi że plecak to za mało, że potrzeba ciężarówki na życiowy majątek człowieka?
Żyd z Chrześcijaninem, albo Muzułmaninem walczy, nienawidzi… Buddyści to według w/w warci kopnięcia w tyłek? Czy to jest sprawiedliwość? To jest cywilizacja? A może Człowieczeństwo polega na tym by jeden drugiego gnoił bo urodził się tu i tu, ma to i to, wierzy w to, albo tamto?
Ja toczę swój kamień, Ty tocz swój... Ale nie zaglądaj w kieszeń sąsiadowi, nie zazdrość wózka, grupy, czy podjazdu, bo życie nie na tym polega by czuć się lepiej od sąsiada, ale by móc mu ze spokojnym sumieniem spojrzeć w oczy...
Jest czas na orkę, jest czas na wychowywanie dzieci, wesele i śmierć. Jaka będzie kolejność? Wszystko jedno. Jest tak jak jest, jak przeznaczone... ;-D

Ja już nawet się zaprzyjaźniłam z moim SM Życie z chorobą nauczyło mnie pokory, dostrzegłam innych chorych, ujrzałam to, czego nie widziałam zdrowa...Nic to, że sama wychowałam dwoje dzieci...nic to, że tułałam się po wynajmowanych kątach, póki nie kupiłam "mojego miejsca na Ziemi" Nic to...Żyję, mam kochanego wnusia...i SM…
Czas rozmyślań czas refleksji, podobnież kogo Pan Bóg lubi daje mu krzyże. Może to i prawda… Ja tam wiem ze nic by ze mnie nie było gdybym nie musiała walczyć i marzyc nauczyłam moje dzieci, wychowanków i chodź nigdzie nie byłam realnie to w naszych marzeniach objechaliśmy cały świat i wiem ze chociaż mojego męża przy Nas nie było, to on był z nami tylko lokaj go pilnował by nie pił, krzyczał, wyzywał… 
Pan Bóg mi dał inne radości dał mi dzieci, przyjaciół i troszeczkę zdolności z radzeniem sobie.
Moja koleżanka w pracy często powtarzała: "Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej”. Ubiegły rok mi to pokazał
....Zaczęło się w styczniu ostrym rzutem choroby, przez uszkodzenie wątroby, choroba mamy, pomówienia i areszt brata, śmierć babci... itp. Skończyło się w grudniu wypadkiem samochodowym… (samochód do kasacji). Ale choć było ciężko myślę, że teraz każdy tzw. spokojniejszy dzień bardziej cieszy i go doceniamy.
Mam chorobę, to znaczy że jestem lepszy od reszty świata, gdyż mam wyżej podniesioną poprzeczkę…
Muszę się bardziej starać niż przeciętni ludzie. Stwórca stawia mnie w różnych okolicznościach, zauważyłem, aby pokazać ludziom, że to oni sami idą w tym złym kierunku…
Jeżeli ktoś jest inteligentny zrozumie dlaczego tak jest.
Nie mam żalu do nikogo że jestem chory. Jeśli będziesz chciał Boże będę zdrowy, ale to nie moja wola, ale Twoja i niech się stanie…
Moi drodzy, bardzo mnie poruszyła tu, ta wymiana zdań. Stała się bardzo emocjonalna, a zarazem wzruszająca... Każdy z nas otrzymał swego czasu diagnozę, musiał ją zaakceptować i do tego jeszcze kilka razy dostać po tyłku...

Jednak, zamiast się załamać, wznosić pięści ku "Górze" i zasiewać wokół siebie niezdrowe emocje, po kilku chwilach rozgoryczenia, umieliśmy się tym pogodzić i zaakceptować chorobę z całym jej inwentarzem i jak widać wyżej nie tylko... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz