No nie, byli tacy co chcieli tych
odmieńców zrzucać ze skały, palić, czy w inny sposób unicestwiać. Chciano
widzieć tylko silne, zdrowe, jednolite i piękne społeczeństwo…
Teraz już się tak nie da, gdy są
już ludzi - miliardy. Są silni, i słabi, bogaci i biedni. Są zdrowi i chorzy…
Obcujemy ze sobą, poznajemy się i akceptujemy. Jesteśmy różni…
SM, to choroba ludzi wchodzących
w życie. Nieobliczalna, niejednolita, nieokiełznana i nagła. Układ
odpornościowy atakuje sam siebie i okalecza by później powoli zabijać…
W tej chwili mamy już leki które
mogą zaleczyć objawy, ale nie wyleczyć choroby. Nie wiemy dlaczego powstaje i
nie wiemy czego mamy unikać by nie zachorować. To na nas spada „Jak grom z
jasnego nieba”.
Nie ma rady, żyjemy w śród ludzi
i musimy być po ludzku traktowani. Zdrowi muszą poznać z czym się borykamy,
dlaczego musimy nieść ten krzyż przez życie. Muszą zaakceptować też fakt, że i ich to
może też spotkać...
Jednak, cały czas, przez lata,
nie da się tylko cierpieć. Mamy rodziny, zainteresowania, pasje… Przez takie
akcje się możemy poznać. Strach przed nami zastąpić zrozumieniem, tolerancją,
wyrozumiałością. Może się to z czasem przerodzi w chęć wspólnej walki z
chorobą… To trudne, ale możliwe. Im więcej ludzi pozna tą chorobę, tym prędzej
może powstać lek…
A dopóki co, musimy żyć obok
siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz