191. Mam taki pomysł, by wychowania seksualnego w
szkołach uczyli nauczyciele obcy, nie z tej samej szkoły do której młodzież na
co dzień uczęszcza. I nie katecheci, bo oni są do nauczania czegoś innego.
Zupełnie inaczej wyglądała by
lekcja. Pozbyło by się stresu i wstydu przed znanymi na co dzień ludźmi.
Młodzież przestała by się krępować i zaczęła swobodnie rozmawiać na trudne teraz
tematy seksu.
Oczywiście, jak to jest teraz w
zwyczaju, musiała by być podpisywana zgoda na takie lekcje rodziców. Tajemnicą
poliszynela jest to, że rzadko rodzice na te tematy rozmawiają z dziećmi, zwalając
ten obowiązek na szkołę.
Może wtedy mniej było by dzieci
zachodzących w ciążę. Rozmowy na tematy seksu były by ogólnie poprawne,
pozbawione wulgaryzmów i tabu. Umiano by mówić o tematach seksu i miłości bez
skrępowania, śmiało i naturalnie, nie tak jak obecnie w małych grupkach dobrze
znanych osób. Nauka przez
Internet nie kontroluje tego co młody człowiek powinien wiedzieć w danej
chwili, w danym wieku i nastroju…
A tak ogólnie, to kto uczy teraz dzieci
w szkole kultury, savoir Viru, tak jak było kiedyś? Może wskrzeszenie tego wszystkiego
z połączeniem z nauką o seksie, zmieniło by język i zachowanie młodego
pokolenia na ulicach, skwerach, imprezach?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz