Wielka radość i przyjemność
z rozmowy, nowości, a i satysfakcji, że czasami mimo przeciwności losu jakoś
sobie z nimi radzą. To miłe, daje siłę na następne miesiące w swoim, nie zawsze
życzliwym otoczeniu. Bardzo rzadko można było spotkać taką zgraną paczkę po 35
latach od ukończenia szkoły.
No niestety, nie może być
za dobrze i u nas też wdarło się… No jakby to powiedzieć… Powiem tak:
Fantastyczną atmosferą i życzliwością,
czasem gdy zaistnieje taka sytuacja, chce się człowiek podzielić. Dlatego
wpadają na nasze spotkania małżonkowie, dzieci, znajomi ze szkoły i nie tylko.
No bo dlaczego by nie? Płacą za siebie, jest kąt do spania, jedzenie, picie i… -
Atmosfera którą znają tylko ze słyszenia. No niestety tak czasem u nich bywa.
W najlepszej grupie
znajdzie się ktoś komu zaczyna coś przeszkadzać. Wiadomo - ja, bo piszę Bloga i trzeba
się mnie strzec. ;-) Ktoś „obcy” nie z naszej paczki i - nie ważne, że ktoś
gwarantuje za jego uczciwość. Są w śród nas tacy którzy prosto w oczy mówią prawdę nie
obwijając w bawełnę. No bo każdy jest przecież inny… Do tej pory nikomu to nie przeszkadzało, albo mało, ale od kilku lat widać już że tak, bo nie zachowują się naturalnie, ucieka im wzrok, niedomówienia, półsłówka, uśmieszki…
Tak, to wkurwia!
Ja radzę ze swoją chorobą
jak tylko daję rady. Jak? Ważne że z dobrym skutkiem. Kolega ma problemy... Też
radzi sobie z nimi, choć tkwią w nim jak zadra... Inni widzą na naszych twarzach
uśmiech, pewność siebie, bo to nie pierwsza u nas bieda i pewnie nie ostatnia…
A że tak nie jest jak na
załączonym obrazku? Dowiedzą się tylko nieliczni, ze względu na - „humory” innych.
Już nie usiądziemy na stołeczku obok i nie wyspowiadamy się życzliwej duszy, jak
kiedyś - bo u tej duszy, byłej życzliwości, już nie ma…
A pies z tym… ;-) W
tym roku wzięliśmy albumy i zaczęliśmy się chwalić. A bo i mamy czym. Przestaliśmy
słuchać, a zaczęliśmy być tacy, jacy wiemy z plotek - chcą nas widzieć. No to
niech widzą!
Ta przyjaźń jest
prawdziwa, która może przetrwać zawirowania i przeciwności losu. Jeszcze nam
brakuje by koledzy podkładali nam, tak jak inni, kłody pod nogi. Mamy inne plany. ;-) Jeśli spotkania
nie są już takie jak kiedyś, tryskające życzliwością, tolerancją, żartem, to ja
z nich rezygnuję. Nie mówi się za plecami tego co samemu można w oczy powiedzieć, a wyręcza kimś, a właściwie mną...
Jako chory mam unikać
stresu, to będę przestrzegać. Mamy przyjemniejsze rzeczy do roboty, a więc...
Szkoda, ale życie płynie dalej… ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz