Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 marca 2014

                   441.   CD...   Tak… Mamy różne charaktery… Nie każdy upada i potrafi unieść się z powrotem. Nie każdy choruje na depresję i ma szczęście z niej wyjść. Nie każdy chory może być na tyle silny, by powiedzieć że jest mimo wszystko dobrze.
Jeden może narzekać, inny powiedzieć że to nic nie daje. Jeden chory podnosi na duchu drugiego i motywuje… Drugi mówiąc prawdę ale nie ukazując wyjścia - dołuje...

Zawsze powtarzam, że mam szczęście. Ale też i mówię że byłem na dnie i się od niego odbiłem. (Mogłem tam zostać, nic nie musiałem robić, za nic ponosić odpowiedzialności, zero pracy, ambicji) Ale czy o to chodzi?
Piszę tu o własnym życiu i doświadczeniu które zebrałem i przelewam na "kartki" gdy temat podchodzi, albo ktoś spyta... ;-D  
Wiem to były inne czasy kiedyś, ale też miałem diagnozę i z nią, albo ona ze mną musiała sobie radzić... Jak trzeba było zapieprzałem jak mały samochodzik by pospłacać długi, utrzymać rodzinę... Nie zważałem na chorobę, liczyło się tu i teraz. Chodzę, dam radę, to może się jakoś ułoży... No i się ułożyło...
Czy to działało na postęp choroby? Wielu uważa że tak. Mój optymizm, upór, sposób myślenia, filozofia życia. Jak czegoś nie umiem, to się nauczę, jak czegoś nie ma, to trzeba znaleźć...             
Nie było pracy w Polsce to znalazłem w Holandii, ale znalem już język, zawód...
Bo jak zachorowałem nie poddałem się, ale pokonując objawy, w ten właśnie sposób, nauczyłem się czegoś co mi się przydało teraz...
Na zapas nauczyłem się jeszcze programów graficznych, do składania druku i stron internetowych... Nie przydało się, jeszcze, ale gdy będzie taka potrzeba...? No co? Też jestem wygodny i czasem mi się czegoś nie chce... ;-? ;-D
Dzięki takiemu samozaparciu ćwiczyłem mózg, teraz pływam i chodzę na siłownię dzięki fundacji... Dlaczego to robię?
- Bo zacząłem lepiej chodzić, serce zaczęło zdrowiej pracować, cukier się ustatkował, cholesterol, lepiej się czuję i uprawiam jeszcze sex... ;-D A byłem już dupa... Więc się poprawiło. Mogłem siedzieć i nie wydawać pieniędzy na "głupoty" z nosem w gazecie z tępym wzrokiem patrzącym na telewizyjne telenowele. Żyć życiem wirtualnym wymyślonym i jednocześnie nie dbając o siebie... Ale cóż taki jestem... Taki kierunek wybrałem...
Życie traktuję jak wyzwanie i się nim bawię... Tak jak dziecko lalką... Bo czym jest ta nasza chwila na świecie?
Z naszego punktu widzenia to coś ważnego, trwającego i mająca jakiś sens... Z punktu widzenia "kosmosu" To sekunda, to nic... A skoro tak, to bawię się życiem, próbuję czegoś, spełniam marzenia, żyję dla rodziny, sadzę drzewo, płodzę dzieci, kupuję mieszkanie i przy tym się setnie bawię...
Moja filozofia jest taka. Jak nie stać na samochód, to fantastycznie można się bawić na rowerze, jak masz ułomność, szukaj tego, co możesz jeszcze zrobić i masz z tego satysfakcję... Czemu ja mam żyć dla jakiejś idei jak nie mogę, nie chcę, nie dam rady... Niech inni to robią, mądrzejsi, sprawniejsi...
Ja mam swój azyl i tu się spełniam... Choroba mi zabrała tak wiele, więc jak mogę to czemu nie odebrać od życia choć cząstki innej radości... 
Czy Tuska, Kaczyńskiego moje problemy obchodzą? Mnie oni też gówno obchodzą i mam ich gdzieś. Nie zmienię świata, bo tak on już jest urządzony, że młody i zdrowy nie myśli o starości, a stary już nie musi się tym przejmować...
Żyję z SM- em już kupę czasu i chciałbym powiedzieć TYM po diagnozie że to nie koniec świata... U mnie, z moją wersją choroby przeżyłem tak wiele i było czasami tak szczęśliwie, milo i wesoło, że nawet jeśli raptem i zaatakuje choroba znowu, powiem że moje życie było OK...
Miałem załamania, rzuty, problemy, ale zwalczałem je systematycznie... Można? Można... Spróbujcie, weźcie się w garść i jak wam się uda to też pójdziecie moim śladem i będziecie szczęśliwi... Przestańcie tylko słuchać tych co was próbują zdołować, a szukajcie rozwiązań jako wyzwania... Nie mówię tu do wszystkich, żeby nie było nieporozumień… Piszę tu do ludzi młodych, po diagnozie, którzy uważają że im świat się zawalił... Nie, nie zawalił, wielu z nas swoje życie przeżyli szczęśliwie na nogach, kółkach, kulach... Mają rodziny, zdobywają świat, marzą, śmieją...     Można wszystko, tylko trzeba w to uwierzyć i konsekwentnie małymi "kroczkami" do tego dążyć... Milo jest gdy się w tej podróży ma też i towarzysza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz