Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

          456. …Sex jest w życiu bardzo ważną rzeczą. Pozwala odsłonić swoją głębię uczuć. Im częściej się kochamy, tym bardziej uwalniamy z siebie pokłady dobroci...
I odwrotnie… Im rzadziej,  tym miłość w nas obumiera i coś ginie bezpowrotnie…
Tęsknimy za tym, ale już jest za późno. Trzeba o tym pamiętać zawczasu.
         Stosownie do wieku, statecznie bo nie wypada, co sąsiedzi powiedzą i… Przyzwyczajamy się do tego bezkrytycznie. Potem byśmy chcieli czasem zaszaleć, a tu…  
Zostawmy chociaż sobie ten błysk w oku, który pokaże otoczeniu że drzemią w nas jeszcze ogromne pokłady energii, sexu i chęci do życia… Jakże lżej się wtedy żyje... ;-*

wtorek, 22 kwietnia 2014

              453. Jest taka pewna pani doktor która od wielu lat przestała odczuwać skutki stwierdzonego u niej SM-u... Mówi że ozdrowiała, że pomogło jej to, tamto i owo. Pisze książki dopasowuje różne materiały na poparcie swej tezy. Ona w to wierzy, ma wielu zwolenników, ale ja się śmieję…
Ja od kilkunastu lat, też nie mam poważnych rzutów. Brałem Tysabri, gimnastykuję się w klubie fitness, pływam, unikam stresu…
Jest nas kilku, którym pomogło to, albo tamto, może i my powinniśmy pisać książki, jeździć po świecie ze spotkaniami, reklamować swoje poglądy, książki, materiały…?
Tylko tak szczerze, co to da? CO TO DA LUDZIOM CHORYM, ŚWIEŻO ZDIAGNOZOWANYM…?
To tylko kolejna dieta co pomaga kilku osobom, a reszcie nie. To kolejny farmaceutyk który pomógł kilku osobom, a reszta dostała uczulenia, zaatakował ich rak, białaczka czy inne paskudztwo. Tak można mnożyć - a to wspaniale zioło, tabletka, witamina, sok. Naprawa genów, operacja, zabiegi…
Tylko dlaczego na dłuższą metę jednym coś pomaga, a drugim nawet szkodzi… Daje się nadzieję, a potem gdy ktoś tego spróbuje - zabiera… Załamuje chorych, bo reklamowane coś - nie pomogło. Choroba jest, postępuje, a nawet pociąga za sobą różne inne dolegliwości…
Każdy z nas chorych jest inny, ma inne objawy, co innego nam pomaga. Na coś reagujemy, albo nie. Chodzimy o kulach, kółkach, chodzikach, albo przez wiele, wiele lat na własnych nogach… W czym jest rzecz? Dlaczego SM jest takie różne? Dlaczego tak trudno znaleźć przyczynę tego paskudztwa? To chyba na tym powinniśmy się skupić, na przyczynie, bo inaczej każda osoba promująca jakiś środek, dietę, zabieg będzie posądzana o szarlatanerię…
Nie ważne co ja uważam, bo to co mi pomogło - zaszkodziło komu innemu. Tu tkwi moralny problem. Z tym nie mogę sobie poradzić. To boli…
Nie mogę doradzić, pomóc, bo nie ma złotego środka… Możemy jedynie sobie nawzajem doradzić jak sobie pomóc gdy cierpimy, jak mamy spastykę, zawroty. Gdzie możemy skorzystać z porady prawnej, lekarskiej, społecznej.
Tak… Hm… Z jednej strony to sporo, ale dla świeżo zdiagnozowanego stanowczo za mało. Za dużo znaków zapytania, pseudo życzliwych diagnostów za pieniądze, szarlatanów, uzdrowicieli… To wszystko przerabiałem i wiem jak się w tym wszystkim trudno znaleźć. Nie byłem inny i próbowałem wielu sposobów ratunku. Spotkałem na swojej drodze ludzi i lekarzy wspaniałych, życzliwych, ale i takich co chcieli ode mnie wyciągnąć tylko pieniądze. Muszę teraz dobrze kogoś poznać dopóki mu zaufam. Świat czasem jest podły…
Tak, ale byłbym niesprawiedliwy, gdybym na tym pozostał. Czasem cos nas zaskakuje… Dłuższy okres reemisji, bez wyraźnej przyczyny. Spełnienie marzenia, wydarzenie w rodzinie, przejaw bezinteresownej pomocy… Chciałbym, żeby zaskoczyło mnie wynalezienie przyczyny naszej choroby i wprowadzenie na rynek skutecznego leku… Jejku, jak ja bym się wtedy cieszył… ;-)

czwartek, 17 kwietnia 2014

             452. No cóż, znowu w internetowym radiu „Neuropozytywni” zamieszczono kolejny mówiony tekst z mego Bloga… Zaraz stanę się celebrytą, a przecież tak ich krytykuję… ;-D Szkoda że nie mogę tu tych audycji umieścić, nijak MP3 nie mogę wkleić… No cóż, zatem umieszczę coś z korespondencji z Nimi… 
          Witam! 
Panie Januszu, po raz kolejny pozwoliłam sobie wykorzystać Pana wpis w audycji Spisane myśli. Cieszę się, że podchodzi Pan do życia z takim dystansem i spokojem. Uważam, że każdy powinien się od Pana tego uczyć! Mam nadzieję, że i tym wpisem zainspirujemy ludzi do zmian! :) 
W załączniku plik dźwiękowy. 

…Nie ma sprawy.
Po to podzieliłem się swoimi przemyśleniami w blogu, by chorzy ludzie i nie tylko, w natłoku wrzawy medialnej poznali i moje zdanie na pewne tematy. Szczerze, to otwierałem tan Blog jako „Postanowienie Noworoczne”, miałem nadzieję że być może z 10 osób na tydzień zajrzy na tą stronę. Nie spodziewałem się że dziennie nawet i ponad 50 osób będzie czytało moje teksty i ktoś zechce opublikować je w internetowym radiu. To miłe, dowartościowujące i to ja dziękuję.
Widzę że to ma jakiś sens... Skutkiem ubocznym tej mojej gimnastyki umysłowej jest to, że zaczynam lepiej artykułować w mowie, to co mam w głowie. ;-) Lepiej się czuję, pewniej i ...zdrowiej. Pozdrawiam i jak coś się jeszcze spodoba, proszę korzystać - Janusz Kulesza.

Inspiruje Pan i to działa :) Proszę tak dalej trzymać i pisać :) 
Na pewno jeszcze nie raz wykorzystam Pana wpisy, bo pisze Pan w sposób, który dociera tak do chorych jak i zdrowych. Trzymam za Pana kciuki i życzę powodzenia w ćwiczeniach...  :) 

No musiałem się pochwalić... ;-D

środa, 16 kwietnia 2014

           451. Tysabri… Po kilku pierwszych kroplówkach człowiek ma prawo dziwnie się czuć... Nawet jeśli nie dotyczy to objawów, to na pewno autosugestii... Wiecie co mam na myśli... Z tym trzeba się oswoić. Też tak miałem, a mogło to zależeć od nastroju, pogody, samopoczucia, zmęczenia, stresu, strachu itp... Wszystko co nowe wzbudza w nas ciekawość ale i strach... Zwłaszcza to, od czego zależy nasze samopoczucie, komfort, zdrowie, życie... Trzeba wierzyć że pomaga i zamknąć się na inne relacje, bo można się zasugerować i efekt będzie daleki od oczekiwanego... Tak zrobiłem i jak powiadam, od kilkunastu lat nie mam rzutów... To może być zasługa Tysabri... ;-*
            450. …Myślę że na takim blogu, kilka zdań na ten temat byłby nawet wskazany, więc – kilka urywków z pewnej strony…
(…) Może zadam dziwne pytanie, ale muszę zważywszy na nieprzewidywalność naszej choroby... czy jak już siadamy ma wózek, to odczuwamy jakąś przyjemność z seksu??? Nie jestem jakąś nienasyconą seksoholiczką, ale chcę się rozeznać w temacie, wiadomo Wybaczcie mi moje pytanie, jak nie chcecie nie piszcie. (…)
- Jeżeli chodzi o niepełnosprawność, to nogi są najmniejszym problemem w tej chorobie. A jeśli chodzi o sex, toż to przecież od nas samych zależy, czy będzie przyjemny i od naszego nastawienia.
- O jakim „wózku” mówisz ja jestem w super kondycji juz 8 rok i myślę być w takiej do śmierci… A mąż mruczy jak tygrys to chyba zadowolony jest z żony a ja bym chciała 4 razy po 2 razy i nawet więcej bo super satysfakcje mamy obydwoje:)
- Mi się wydaje, że to pewnie sprawa indywidualna. Czy dotknęło to tylko nóg, czy wszystko od pasa w dół. Ja miałam tak że straciłam czucie tyłka na 2 tygodnie, a nogi były sprawne;) Mam nadzieję , że na wózku nie usiądę ale nie chciałbym stracić czegoś co lubię!!!
- A jak jest u mężczyzn? Pewnie też u każdego wózkowicza z SM inaczej... pytam tak bom ciekaw i jak Jakub lubię "te klocki"...
- Z tego co czytałem i z doświadczeń kolegi, to póki SM nie zaatakuje rdzenia kręgowego to sex jest możliwy zwłaszcza u facetów.
- No właśnie Kochani o to pytam, czy sprawność seksualna jest zależna od zaatakowanych partii? Panowie pewnie mają trudniej, ale my Kobiety też coś czujemy, ale czy to czucie można stracić? Wiem, że szczegóły są uzależnione od człowieka, ale chodzi mi o sprawy czysto techniczne Ja chodzę o własnych nogach, mam zaatakowany rdzeń. I sex jest.
- Raczej będzie ciężko komuś się przyznać publicznie że coś jest u niego/jej nie tak.
- Tego też się obawiam, szkoda, bo nie wiem co mnie czeka… Tak na prawdę nikt z nas nie wie.
- Mnie wszyscy też straszą, że jak mam zaatakowany rdzeń to niedługo wózek. I też bym chciała wiedzieć kiedy te niedługo nastąpi... Lecz niestety nikt tego nie wie.... Odnośnie sexu też mam takie obawy....ale kto to wie jak będzie, chyba nikt...
-  Dokładnie reasumując - jak jest zaatakowany rdzeń to seks też ? Tyle wywnioskowałam... plamki w rdzeniu mam od 4 lat ( wprawdzie w odcinku piersiowym i szyjnym) ale na sprawność jako taką na razie to u mnie nie wpływa. Miałam raz poważny rzut- na 2-3 miesiące straciłam czucie od pasa w dół... to znaczy jak mnie ktoś mocno szczypnął w tyłek, to czułam ale to musiał był super szczyp… Chodziłam wtedy ale zaczęłam się posiłkować kulami... A w temacie pozostając: odczuwałam przyjemność (jak zwykle z mężem ) ale potrzebowałam mocniejszych bodźców i silniejszej stymulacji... i nic więcej nie powiem. ;-D
-  Monika i u mnie też silniejsze bodźce musiały być i też więcej nie powiem. ;-D
- Eeee... To nie jest chyba tak źle jak powiadają... ;-D
- Będzie dobrze... Ale jako mężczyzna nie mam żadnej sprawności seksualnej - rdzeń mam chyba "zmasakrowany SMem”.
- Dziękuję Wam bardzo zwłaszcza za wpis wyżej. A tego chciałam się dowiedzieć, czy jest w stanie SM nam to uczynić...
- Dziękuję za szczerość baaaardzo baaaardzo jesteś szczera ze swoimi wątpliwościami, nie ma sensu sie zastanawiać, myśleć i martwic sie na zapas, nie wiesz jaki będzie postęp choroby, sex to nie wszystko w związku, jest jeszcze miłość i wielka wieź w związku długo trwającym i wtedy sex nawet u ludzi zdrowych schodzi na drugi plan albo jeszcze dalej.
- Oczywiście wszystko zależy od obojga małżonków ...  Ale ja wiecznie nienasycony… ;-D
- Pewnie, że zdaję sobie z tego sprawę, jednak chcę wiedzieć, a nóż widelec mój mąż będzie musiał sobie radzić ze zdrową, bo ja nie będę domagać… ;-D Zdrówka nam wszystkim życzę ale wiecie...jak coś, to mamy jeszcze jedną wymówkę, nie tylko bolącą głowę… ;-D
- Jestem jeszcze na chodzie i w sumie czuję co mam czuć póki co, nigdy nie uprawiałam seksu dla sportu dlatego też muszę czuć chemię, jednak nawet jak jest to coś, a nie mam czucia w okolicach kobiecych, to chyba nie mam możliwości doznawania kulminacji zadowolenia i choćbyś pisała o zadowoleniu emocjonalnym, to nie jest ono adekwatne do ludzkiego ORGAZMU.  Myślałam zwyczajnie, że jeśli się już usiądzie na wózku to nawet gówna się (za przeproszeniem) nie czuje Z SZACUNKIEM DLA WOZKOWICZÓW ja zwyczajnie nie wiem jak to jest PRZEPRASZAM...

wtorek, 15 kwietnia 2014

          449. Żona wczoraj mi powiedziała że nie męczę się tak jak jeszcze kilka miesięcy temu i nie miewam takich zawrotów głowy... Hmmm…  
Myślę że to zasługa na równi gimnastyki jak i korzystania ze słońca podczas wycieczki... No i oczywiście teraz podczas spacerów... Nic więcej nie robiłem niż zawsze...
Mówią też że skutkiem może być też i wstrzymanie programu, a co za tym idzie – leku… Tu, to jest bardzo dyskusyjna sprawa, ale - tak... leków już żadnych nie biorę.  
Jednak to co się w moim organizmie nagromadziło, tak szybko nie wyparuje… To jeszcze u mnie jest... Więc tego nie jestem taki pewien...
Fakt faktem czuję się chyba nieco silniejszy niż byłem rok temu.
Faktem jest też to, że "W (silnym), zdrowym ciele zdrowy duch", a ten duch wpływa na nasze samopoczucie... Osłabienie, stres, otoczenie – otwarta furtka chorobie do naszego organizmu...  U mnie przed chorobą, wszystko to było odstawione na drugi plan. Może jeszcze jakieś predyspozycje i SM zapewniony.
Długi okres chorób we wczesnej podstawówce, stres, nerwowość. Nie byłem wzorem sil fizycznych. Alkohol, fajki, ciekawe życie... Nie, nie żałuję niczego, to było piękne i ciekawe, ale SM czuwał i zaatakował.
U mnie był SM, u kogo innego wrzody, serce…
Jednak z mego doświadczenia muszę wam doradzić… Praca fizyczna, to wysiłek, jednak zupełnie innym i bardzo potrzebnym jest wysiłek w fitness klubie, basenie, siłowni, czy ścieżce rowerowej… Na to trzeba znaleźć czas kilka godzin w tygodniu, To korzystnie wpływa na zdrowie, na jakość i długość życia.
No i zobaczcie, ten słoneczny urlop w środku zimy, spełnienie marzenia i wspaniała atmosfera… Czyż nie jest to warte tej chwili szczęścia w naszym chorym życiu?

piątek, 11 kwietnia 2014

           448. Mi się wydaje, że jeśli komuś brakuje wiosną latem i jesienią witaminy D to sam jest temu winny… Słońce daje nam ją za darmo i to w ilości nie do skonsumowania… No ale jeśli ktoś lubi płacić za tabletki dla szpanu, nie ma rady… Wszystko co rośnie, na łące, ogrodzie, w morzu to w pewnej ilości ją ma… Pamiętać tylko należy że jest wrażliwa na gotowanie…
Więc nie bardzo rozumiem o co tu chodzi? Są braki tej witaminy w organizmach to znaczy źle jemy, nie higienicznie, bez głowy, a tłumaczenia - wina nie w nas tylko tu, tam i owdzie… Słychać wszędzie…
Już na to przestałem być wrażliwy… Zostawiam to nastolatkom i politykom… ;-D 

czwartek, 10 kwietnia 2014

               447 To tylko takie moje spostrzeżenie… Jak kilka lat temu nie było leków na SM, nie robiono żadnych zabiegów, tylko „Solu” albo „Enkorton”… To każdy był niezadowolony bo „Nie leczą”…            Teraz gdy jest już w sumie sporo specyfików i zabiegów pomagających w komforcie, opóźniających chorobę, to też jest narzekanie… To pomaga, to szkodzi, „żadna chemia, tylko energia z kosmosu” chcę inaczej itp…
Chciałbym zauważyć, że jakby nie było, to ktoś się stara… Geneza powstawania tej choroby jest dalej nie znana, więc nie ma co liczyć na cuda… Jednemu może pomóc jedno, drugiemu pomaga drugie i… To kwestia szczęścia w wyborze…
Więc mówmy, nie mam szczęścia u mnie się nie udało, zamiast psioczyć na wszystko i wszystkich…  Trzeba mieć swój rozum i trzymać się swoich poglądów.
Chcesz leku, wiesz że to ryzykowne, jednak się godzisz, a potem gdy coś nie zagra, szukasz winnego… Ty jesteś najbardziej winny, a nie lekarz, pielęgniarka, system, czy firma  farmaceutyczna…
Takie jest moje zdanie dopóki nie powstanie LEK na SM…
Rozumiem narzekania na system - że nie refunduje się leku… To tak. Że za granicą mają lżej… To tak. Że tam mają wózki, pomoce, obsługę… To tak. …A u nas dalej rośnie las…
Jednak kochani… Takie mamy władze u góry jakie sobie sami w wyborach wybierzemy, to też nie jest tak, że nie jesteśmy bez winy… Dlaczego do Rządu nikt rozumny się nie pcha? Bo wie że tej „hołoty” ruszyć się nie da. Sejm, senat, teraz UN- ia… „Wybieramy idiotów, to i idioci nami rządzą”… Myślimy że tak być powinno, tylko dlatego że się przyzwyczailiśmy. Czyli olewamy system, i pozwalamy by system nas olewał…
Nic dodać nic ująć… Jeżeli chcemy coś osiągnąć musimy się zjednoczyć, wybrać kogoś zaufanego by nas reprezentował wszędzie, robił medialny szum jak trzeba i pilnował naszych interesów. Taka jest demokracja i innego wyjścia nie ma…
Pamiętajmy jednak przy tym o jednym… Reprezentowanie kogoś to nie jest sympatyczne zajęcie. Wszystkim się nie dogodzi, zawsze będą jakieś niesnaski, złości, poza tym nasza choroba objawia się czasem i takimi skutkami. Nikt za darmo tego robić nie będzie, a my jako chorzy pieniędzy, czasu, humoru niestety nie mamy. Przydał by się jakiś sponsor… A jak tak, to i dupę z wyra trzeba było by podnieść… Ktoś chętny? … … Tak myślałem… Roszczenia, niezadowolenie, wyrazy „uczuć”… Więc stoimy dalej w miejscu… ;-D 

wtorek, 8 kwietnia 2014

                446. Nie wiem, przynajmniej ja tak mam… Dziwnie niekomfortowo się czuję gdy osobom uczestniczącym w programach lekowych zamiast się polepszać – pogarsza… Dla mnie natomiast się powiodło i trafił lek w sedno… Nie wiem, jest mi jakoś głupio… Szkoda jest mi tych ludzi, a równocześnie cieszę się że miałem szczęście…
Wiem, nie powinienem myśleć takimi kategoriami, bo co dopiero by czyli ludzie zdrowi, młodzi, piękni i bogaci…? Ale jest jak jest, czuję się jakbym coś komuś zabrał.

niedziela, 6 kwietnia 2014

              445. Rozgorzała dyskusja na pewnej stronie internetowej… Uważam ją za bardzo interesującą i ważną z punktu widzenia ludzi chorych i doświadczonych przez los.
Zapytałem więc - mam pytanie… Czy mógłbym na moim blogu umieścić kilka wersów z tej wymiany zdań? Proszę... Może komuś to pomoże w chwili zwątpienia, może doda siły, zmieni swój stosunek do życia i będzie mu łatwiej??? ;-*
I oto fragmenty…
Wszystko zaczęło się od tego wpisu:
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad miarą cierpienia? Ponoć Bóg nie daje człowiekowi więcej niż może udźwignąć, ale powiedz mi co według Ciebie jest tą miarą? Czy jest to przydział proporcjonalny do masy ciała, czy do wzrostu, a może proporcjonalny do poziomu świadomości człowieka? Dlaczego na tyle pytań nie ma logicznych odpowiedzi?
Co Bóg brał pod uwagę dzieląc darami losu, talentami? Dlaczego jednym wszystko się udaje, chociaż niewiele z siebie dają, a inni chociaż pracują ponad ludzkie siły mają cały czas pod górę jak Syzyf? Czy uważasz, że jest gdzieś koniec tej orki? A może Syzyf wtoczy wreszcie ten kamień?
Jestem już starą kobietą ale wiem ze nie należy takiej miary obliczać, nic to nie daje ciężko sie rodziłam i z mety mama mnie olała bo to stres… Tak babcia mi tłumaczyła. Ciężko było mi jako dziecku ciężko jako dorosłej osobie. Choroba dwoje maleńkich dzieci odrzucona przez męża - bo chora. Moja Babcia nauczyła mnie wiary "dziecko jak Ci trudno nie klep modlitw -porozmawiaj z Panem Bogiem" i powiedz Jezu ufam Tobie i wiecie co? Zawsze coś sie zdarzyło by dalej żyć. Przerodziło się w walkę o dzieci o innych, nawet moje wiersze nie mówią o cierpieniu tylko o nadziei, miłości.
Widzę złość w głosie... Że ktoś ma więcej, że ktoś jest zdolniejszy, młodszy, ładniejszy... ??? A kto powiedział że ma być lekko? Ja jestem chory i czy Boga się czepiam? Tak jest jak jest... Nie jesteśmy wieczni… To co jest nam dane to sekunda w dziejach kosmosu... Tu nie człowiek jest ważny, ale jego geny przekazywane z pokolenia na pokolenie i ... ... ...
Staję okoniem? Pod prąd? A kto powiedział że "Jan Kowalski z Warszawy" jest najważniejszy, a "Piotr Nowak" z Bydgoszczy ma być gorszy, chory lub bez nogi, albo odwrotnie...        Cieszyć się trzeba co się ma, a nie smucić z tego czego nie ma...
Chcesz pałac, ferrari tak jak bohater z telenowel? A na jaką cholerę to jest potrzebne? Czy wiara w Boga mówi że plecak to za mało, że potrzeba ciężarówki na życiowy majątek człowieka?
Żyd z Chrześcijaninem, albo Muzułmaninem walczy, nienawidzi… Buddyści to według w/w warci kopnięcia w tyłek? Czy to jest sprawiedliwość? To jest cywilizacja? A może Człowieczeństwo polega na tym by jeden drugiego gnoił bo urodził się tu i tu, ma to i to, wierzy w to, albo tamto?
Ja toczę swój kamień, Ty tocz swój... Ale nie zaglądaj w kieszeń sąsiadowi, nie zazdrość wózka, grupy, czy podjazdu, bo życie nie na tym polega by czuć się lepiej od sąsiada, ale by móc mu ze spokojnym sumieniem spojrzeć w oczy...
Jest czas na orkę, jest czas na wychowywanie dzieci, wesele i śmierć. Jaka będzie kolejność? Wszystko jedno. Jest tak jak jest, jak przeznaczone... ;-D

Ja już nawet się zaprzyjaźniłam z moim SM Życie z chorobą nauczyło mnie pokory, dostrzegłam innych chorych, ujrzałam to, czego nie widziałam zdrowa...Nic to, że sama wychowałam dwoje dzieci...nic to, że tułałam się po wynajmowanych kątach, póki nie kupiłam "mojego miejsca na Ziemi" Nic to...Żyję, mam kochanego wnusia...i SM…
Czas rozmyślań czas refleksji, podobnież kogo Pan Bóg lubi daje mu krzyże. Może to i prawda… Ja tam wiem ze nic by ze mnie nie było gdybym nie musiała walczyć i marzyc nauczyłam moje dzieci, wychowanków i chodź nigdzie nie byłam realnie to w naszych marzeniach objechaliśmy cały świat i wiem ze chociaż mojego męża przy Nas nie było, to on był z nami tylko lokaj go pilnował by nie pił, krzyczał, wyzywał… 
Pan Bóg mi dał inne radości dał mi dzieci, przyjaciół i troszeczkę zdolności z radzeniem sobie.
Moja koleżanka w pracy często powtarzała: "Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej”. Ubiegły rok mi to pokazał
....Zaczęło się w styczniu ostrym rzutem choroby, przez uszkodzenie wątroby, choroba mamy, pomówienia i areszt brata, śmierć babci... itp. Skończyło się w grudniu wypadkiem samochodowym… (samochód do kasacji). Ale choć było ciężko myślę, że teraz każdy tzw. spokojniejszy dzień bardziej cieszy i go doceniamy.
Mam chorobę, to znaczy że jestem lepszy od reszty świata, gdyż mam wyżej podniesioną poprzeczkę…
Muszę się bardziej starać niż przeciętni ludzie. Stwórca stawia mnie w różnych okolicznościach, zauważyłem, aby pokazać ludziom, że to oni sami idą w tym złym kierunku…
Jeżeli ktoś jest inteligentny zrozumie dlaczego tak jest.
Nie mam żalu do nikogo że jestem chory. Jeśli będziesz chciał Boże będę zdrowy, ale to nie moja wola, ale Twoja i niech się stanie…
Moi drodzy, bardzo mnie poruszyła tu, ta wymiana zdań. Stała się bardzo emocjonalna, a zarazem wzruszająca... Każdy z nas otrzymał swego czasu diagnozę, musiał ją zaakceptować i do tego jeszcze kilka razy dostać po tyłku...

Jednak, zamiast się załamać, wznosić pięści ku "Górze" i zasiewać wokół siebie niezdrowe emocje, po kilku chwilach rozgoryczenia, umieliśmy się tym pogodzić i zaakceptować chorobę z całym jej inwentarzem i jak widać wyżej nie tylko... 

piątek, 4 kwietnia 2014

               444. Nie uważam byśmy chorując na SM, musieli drastycznie z czegoś zrezygnować. Możemy unikać tego co uważamy za wskazane, co nam szkodzi, ale głupotą było by zmieniać całe swoje życie… W tej chorobie nie o to chodzi... Wielu ludzi będzie dawało nam rady, przekonywać do swoich racji, ale tu będzie potrzebna nam asertywność czyli tu - „swój rozum”… ;-D Goździkowych” pojawi się zaraz wiele wokół nas, ale powiem z własnego doświadczenia – „nie dajmy się zwariować”… ;-) Bardzo wielu ludzi zaczęło wierzyć w jakąś jedną wersję danej osoby i bardzo źle na tym wyszło. Jak już jakaś teoria nam się spodoba, to chociaż przypatrzmy się temu z różnych punktów widzenia i przeczytajmy o tym w Internecie, książce, najlepiej z różnych źródeł. Bo to co jedni z maniakalną wręcz nachalnością będą mam wciskać, inni spokojnie na drugiej stronie, pokażą i poprą naukowymi argumentami w zupełnie drugą stronę. Inni będą mówić, na trzeciej też coś z innej beczki, a Wy musicie wybrać z tego chaosu to, co podpowiada Wam intuicja. Tak, nie ma lekko, czasem czas skoryguje czy mieliśmy rację, czasem od razu wpadniecie na trop… To co mi pomaga, nie koniecznie musi pomóc drugiej osobie, pamiętajmy o tym…Witamina D, czerniak i słońce… SM i brak jej w organizmie… Dieta, zakazy, nakazy i MY… No i oczywiście „Goździkowa”… ;-D Czasy naszych dziadków i dzisiejsze. Cywilizacja, kurz, spaliny, infekcje, trucizny, uczulenia… Genetyczne skłonności i wywody naukowców, albo co gorsza nawiedzonych pseudonaukowców…Moi drodzy, już jesteśmy na tyle wyedukowani, że sami powinniśmy umieć wybrać co jest dobre dla nas. Umiemy sami siebie obserwować, zapamiętywać i kojarzyć fakty… Jesteśmy mądrymi ludźmi. Dlaczego więc poddajemy się modom, namowom, naciskom, gdy wiemy że to odbiera całe lata z naszego pełnosprawnego życia?  To życie jest nasze, jak my nie będziemy chcieli sobie pomóc to do jasnej Anielki – TO KTO?...
 

środa, 2 kwietnia 2014

          443. Herbata Yerba Mate… Wiele jest stron w Internecie poświęconych temu specyfikowi. Nie zaszkodzi spróbować… Podobno ma pozytywów co nie miara, ale i negatywy też ma, więc najlepiej jest przeczytać kilka stron z różnych źródeł i wyrobić sobie samemu zdanie.
Ja z moją żoną postanowiliśmy spróbować… Smak, ujdzie, jest także mieszana z różnymi owocami. Działa podobnie jak kawa, tylko od mocnej kawy serducho zaczyna pikać, a tu nie… Co więcej? Na razie pijemy za krótko by cokolwiek powiedzieć, ale czuje się po wypiciu że działa… ;-*