Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 lipca 2013

364.

              Jeśli niektóre tematy się powtarzają na blogu i piszę kilka razy to samo - to przepraszam. Pewnie mam większą sklerozę niż myślałem… ;-D Jednak zauważcie, dlaczego ten Blog powstał. Powstał bym mógł się rehabilitować, ćwiczyć umysł, zapamiętywał. Jeśli kilka razy się to teraz nie uda, to jakaż była by luka w mej pamięci gdybym nie robił nic? ;-* Trzeba ćwiczyć, wierzyć, a może akurat po tych „siedmiu latach chudych przyjdą tłuste”... I… ;-D

poniedziałek, 29 lipca 2013

363.

            Wiecie już że spełniam swoje marzenia, jestem aktywny i próbuję dać coś z siebie innym... Tylko nie mogę pozbyć się poczucia że obok mnie są ludzie jeszcze bardziej potrzebujący i mam spore wyrzuty sumienia z tego powodu. Z powodu że mam lepiej, że zamiast poświęcać im, "każdy grosz", to wyjeżdżam na wczasy, gotuje rodzinie frykasy, mam taras, samochód i TV... No mam tak… Owszem, rzucam czasem do skarbonki "grosik", ale smutno mi jest że ja jestem szczęśliwy, a Oni mają takie potrzeby... Nie mam forsy, jestem na rencie, ale oni są tacy bezradni... Wiem, nie mogę poświęcić rodziny dla ich potrzeb, bo będzie tak samo i u nas... Będziemy wówczas biedni my i będziemy prosić o pomoc... Dlaczego nie pomagają Ci co opływają faktycznie w luksusy i wiele mogą... Dlaczego nie mają takiej potrzeby?... Dlaczego dopiero chory zrozumie chorego, a zdrowy najczęściej olewa... Staram się nie generalizować, ale tak często bywa... Czym nasze sumienia się różnią...?
Sporo osób myśli w ten sposób. (cyt.) - Gratuluję podejścia i sukcesów, mimo wszystko mam podobne podejście:) Jednakże uważam że takie artykuły (Chodzi o artykuł w „Claudii” poświęcony Malinie Wieczorek, chorej na SM i cieszącej się życiem znanej aktywistce…) pośrednio szkodzą osobom u których choroba ma ostry przebieg, bądź refundowane leki nie skutkują a na natalizumab nie mają pieniędzy. Bardzo ważny jest optymizm ale opowieści o bieganiu w szpilkach kiedy masa młodych osób kończy na wózku bo ich nie stać na leki? Proszę pamiętać że u każdego chorego choroba ma inny przebieg i wiele osób MUSI zdać się na innych zachowując przy tym niezwykła pogodę ducha. I pokorę. Mamy słabsze i świetne dni, a osoby które nie mają pojęcia o SM przeczytawszy taki artykuł pomyślą że to w zasadzie mniej szkodliwe niż grypa, więc o co tyle hałasu...czasem warto podkreślać też gorsze strony choroby... Moim zdaniem. Pozdrawiam (…) … Hmmm… No i co, racja? No niby tak. Tylko co? Anioł z podciętymi skrzydłami - (SM) nie powinien cieszyć się życiem, spełniać marzeń, żyć jak inni, bo ktoś sobie pomyśli… Przecież miło jest słuchać że ktoś się nie poddaje. Malina dużo dla SM- owców robi, ma pełne prawo przedstawić swój sposób na życie, może komuś takim artykułem pomoże… Jest stereotyp SM – u wózek, renta i smutek na twarzy… Ale można też inaczej… Ja mam wyrzuty, żal, Malina na pewno też, ale czy powinniśmy się tylko zamknąć w sobie i narzekać… Taki „smutas” nikogo przecież nie rozweseli, nie pocieszy, nie pokaże że choroba to nie koniec świata… Można z chorobą żyć, do czasu, ale można… ;-*  

sobota, 27 lipca 2013

362.

            Miałem trochę czasu i przeczytałem kilka postów z samego początku mego bloga... Nadal są aktualne, a przecież minęło już... Trzy,  lata?... Pozdrawiam. ;-*

piątek, 26 lipca 2013

361.

           Stres... Od jakiegoś czasu czuję się jakoś dziwnie. Niby nie mam się czym denerwować, ale czuje się zestresowany. Może to pogoda. U nas jest zimno od kilku dni i ciężkie chmury krążą po niebie. Może to myśli złe, bo planuję za kilka miesięcy spełnienie marzenia i myślę już tylko - by nie było strajków, by nie było zawiei, by nie dostać rzutu, by ogóle doczekać... Może zacząć brać środki antydepresyjne? Kiedyś doskonale spełniały swoje zadanie… Ale unikam sztuczności i nie chcę ich brać gdy nie muszę... Poczekam może przejdzie...

czwartek, 25 lipca 2013

360.

                    Umieściłem przed 2 laty na swojej stronie taki tekst i w sumie jeszcze się nic nie zmieniło… Dobrze że Zarząd naszego miasta nie bierze z nich przykładu…Teraz jest Podlaska Oktawa Kultur i oprócz pogody (zimno jak chol...) Jest wspaniale. - (…) Na taniec kontra Dance na Rynku Kościuszki w Białymstoku 11 czerwca, nie wpuszczano osób niepełnosprawnych na wózkach. Ochroniarze dostali takie polecenie od zarządu TVN. Byłem na godzinę przed koncertem, prosiłem różnych ochroniarzy na różnych bramkach i nic. Kasa rządzi i TVN nie życzy sobie kalek przed kamerami na takim koncercie. To nie medialne. Tylko co ma do tego Fundacja TVN "Nie jesteś sam" i pomoc niepełnosprawnym i chorym… Czy grupa ITI nie cierpi przypadkiem na schizofrenię? (…)

środa, 24 lipca 2013

359.

           Wczoraj miałem dyskusję z przewodniczącą naszej Wspólnoty Mieszkaniowej. Chodzi o to, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… ;-D Mi przeszkadzają kierowcy co parkują na chodniku tak, że nie można przejechać wózkiem, a sąsiadka mówi że brak jest miejsc parkingowych. Poszło o jedno drzewo rosnące na chodniku ogrodzone krawężnikiem które przeszkadza wszystkim gdy ktoś źle zaparkuje. Moje argumenty były takie, że już kilka lat o tym mówię i nikt nic nie robi… A można, bo w sąsiednim bloku w miejsce miejsc parkingowych posiano trawnik… Tylko tam mieszka pan pracujący w Urzędzie Miasta. Moim zdaniem głupia decyzja gdy brak miejsca, jednak potwierdzająca moje argumenty, że można coś zrobić… Ale nie o tym chciałem… Chodzi o to, że mimo spokojnej, rzeczowej rozmowy, podskoczyło u mnie ciśnienie i trochę się zestresowałem. Zauważyłem to później gdy się położyłem i całe moje ciało było spięte… Zastosowałem wówczas metodę znaną mi z ćwiczeń Jogi. Przestałem o tym myśleć, skupiłem się na oddechu. Skoncentrowałem się na myśli o czymś przyjemnym i… Po kilku minutach minęło… Tak, zadziałało, to dla mnie ważne, bo przy SM– ie nie należy się stresować… Muszę nauczyć się olewać i zostawiać niektóre sprawy innym, zdrowym i mniej wrażliwym ludziom. Efekt przyjdzie, tylko może trochę później. A tak poza tematem, to dzięki mnie, na naszej ulicy położono progi zwalniające i wszyscy jeżdżą teraz o wiele wolniej i bezpieczniej… ;-D
 

wtorek, 23 lipca 2013

358.

              Jest takie czasopismo internetowe „SM Expres” o tematyce SM- u. -KLIK-  Jest w nim między innymi wywiad z M. Wiankowską, czytałem go z zainteresowaniem, jak zresztą wszystkie artykuły tego typu. Chorujemy przecież na to samo… Czytając, nasunęło mi się wiele wspomnień, skojarzeń, przemyśleń dotyczących mego życia z SM- em. W artykule, jest kilka podtytułów opisujących historię choroby pani Małgosi. Ja umieszczę w nich kilka moich wspomnień i doświadczeń… Każdy z nas przeżył taki moment - diagnoza, szok. Jak to było u Ciebie. Opisywałem już niejednokrotnie swój kontakt z SM- em, nawet tu na początku mego Bloga, więc nie będę się powtarzał. Napiszę tylko że poszedłem do szpitala o własnych nogach, a po tygodniu już miałem paraliż prawej strony ciała, zez i w ogóle nieciekawie. Była tylko jedna dobra strona tego stanu. Na karcie pojawił się napis SM. Wiedziałem na co choruję, jednak wcale mi to humoru nie poprawiło…  Jesteś w jakimś programie lekowym? -Tak. Po trzecim pobycie w szpitalu, zaproponowano mi udział w programie Szwajcarskiej firny Biogen. Miałem zostać królikiem doświadczalnym. Po tym programie powiedziano mi że dostawałem lek i zaproponowano dalszy udział w programie. I tak to już trwa kilkanaście lat. Lek Tysabri/ Natalizumab, spowodował że nie mam już „rzutów”. Ale rehabilitujesz się. Jest to z ubezpieczenia, czy płacisz sam? - Jeździłem kilka razy do sanatorium. Kilka razy miałem przypisaną rehabilitację. Ale lepsze wyniki dają mi ćwiczenia w klubie fitness. Tam wykorzystuję te ćwiczenia co miałem, te co zaproponowali mi trenerzy i to na co mam akurat ochotę. Ćwiczę na sprzęcie wysokiej klasy na siłowni. Dbam o kondycję i o linię na fitnessie, oraz na koniec korzystam z basenu. Średnio spędzam tam trzy dni w tygodniu, po trzy godziny. Jak w pracy zareagowano na Twoją chorobę? - Na początku się nie przyznawałem że choruję. Tak było w pracy za granicą. W Polsce, gdy postawiono mi diagnozę w szpitalu musiałem się przyznać. W tym okresie mój szef odwiedzał swoją kuzynkę na tym samym oddziale i się spotkaliśmy… To był wspaniały człowiek. Dał mi wszystkie socjalne i pracownicze należne przywileje. Pracowałem u niego dopóki dałem radę. Potem zmieniłem pracę raz i drugi. Zrobiłem kursy komputerowe i zatrudniono mnie jako niepełnosprawnego w studiu graficznym firmy robiącej opakowania. Zrobiłem tam wiele dobrej roboty, wiele się nauczyłem. Ale niestety zostałem zwolniony gdy minęło dofinansowanie na moją osobę z PeFRON- u. Nie było to sympatyczne zwolnienie. Potraktowano mnie jak szmatę i zatrudniono nową osobę, potem następną, sytuacja się powtarzała kilkukrotnie. Od tego momentu przestałem szukać pracy. Jestem niepełnosprawnym rencistą i to jest teraz moim źródłem utrzymania. Co się zmieniło w Twoim życiu? – Tak jak u Małgosi, musiałem nauczyć się prosić o pomoc i cieszyć się chwilą. Nie było łatwo. Była depresja, kłopoty w domu, kredyty. Przenieśliśmy się ze wsi do miasta, do bloku na parterze, blisko szpitala. Teraz jest już dobrze, ale nie było ciekawie… Żona pracuje, ja zajmuję się domem. Dzieci dojrzały się wyprowadziły. Żyjemy znowu jak zaraz po ślubie… Jednak zmieniły się nam wartości.  Co najbardziej denerwuje Cię w podejściu państwa do problemów chorych? – Państwo dało mi rentę, finansuje szpital, sanatorium, grupę inwalidzką. Ale finansowo to sami musieliśmy zmagać się z chorobą, wykształceniem dzieci, przeprowadzką, kredytami. Pracowaliśmy, zarabialiśmy gdzie popadło, na czarno, za granicą, a przecież miałem postawioną już diagnozę… Jednak całą sytuację obrazuje chyba fakt, że leczą mnie Szwajcarzy, a w Polsce żadne instytucje zdrowia nawet nie zapytają czy mi czegoś nie trzeba i jak się czuję. Czuję się obywatelem w takich instytucjach drugiej kategorii. Żeby coś załatwić, wpierw muszę odstać swoje w kolejce i udowodnić że „nie jestem małpą”… Jak to jest być chorym? – W szpitalu traktowano mnie dobrze, miałem szczęście do dobrych ludzi. Sami lekarze zaproponowali mi udział w programie. Nie użalam się nad sobą, zmienił mi się stosunek do świata i światopogląd. Więc chyba nie jestem typowym chorym… Po prostu zaakceptowałem to co mnie spotkało i staram się mimo niepełnosprawności żyć normalnie.  

piątek, 19 lipca 2013

357.

                 Wiecie jak to jest, znacie to? gdy zapominamy o chorobie, mamy siłę na spacery, odwiedziny, robimy plany i nagle wpadamy w dół. Zdajemy sobie sprawę że przyzwyczailiśmy się, jest nam dobrze, ale wisi coś nad nami. Że w każdej chwili może coś się nam stać, że może „TO” nas znowu zaatakować. Wszystkie plany spełzną na panewce, że wrócą chwile o których tak chcemy zapomnieć… To trwa krótko, ale daje nam poczucie że nic nie trwa wiecznie. Że jest dobrze, ale nie musi. Że są ludzie co mają gorzej, lecz dzieli nas od nich bardzo delikatna linia. Coś robimy, jeździmy, spełniamy marzenia, ale mamy wyrzuty bo może jednak trzeba było to zostawić na czarną godzinę… To takie uczucie jak skok ze spadochronem. - Chcesz boisz się i decydujesz w końcu, że lepiej te pieniądze zostawić na później, na chleb, na leki…
 

środa, 17 lipca 2013

356.

                ZIP- Ciąg dalszy posta 154...
Zip NFZ- u działa. Mogę się dowiedzieć ile kosztowało moje sanatorium. Jakie recepty wykupywałem i w jakim szpitalu leżałem... Kiedy i jakiej byłem przychodni, jakie badania miałem robione, i ile kosztowały. Daty, nazwiska, koszty. Są tam też różne zakładki. Jakie apteki są w pobliżu, szpitale, przychodnie. Co mi się należy i co mam zrobić gdy wyjeżdżam za granicę. Naprawdę sporo informacji i dla mnie i dla Funduszu. Niełatwo ich teraz oszukać… ;-D Fajny bajer i nie żałuję czasu straconego na pójście do NFZ, bo mam teraz te wszystkie informacje klikając w klawisz mojego komputera. 

wtorek, 16 lipca 2013

355.

                 (…) Kilka lat temu nikt się nie zajmował lekami na SM, oprócz kilku globalnych programów, a teraz... To nic że jedni pracują na witaminach, inni na plastrach, a jeszcze inni chcą skalpelem leczyć SM. W końcu coś zaskoczy i trafi na lek… SM był od setek lat. Ja lek Tysabri, dostaję chyba jako jeden z pierwszych w Polsce, jako królik doświadczalny „Biogen- u” Ktoś powie „ha, cha królik” ;-))) Ja odpowiem - chory królik... To dzięki niemu, myślę, jeszcze chodzę... Inni chorzy znani z opowiadań znajomych, ci co zaczęli chorować w tym czasie co ja, już tylko leżą... Ja jestem zadowolony, że komuś się zechciało… Że dla pieniędzy, sławy, prywaty...? A co mi tam. Spytajcie mojej rodziny co i oni na to... Lek jest na pewno niedoskonały, ale kiedyś było ich tylko kilka, teraz kilkanaście, za kilka lat będzie znów tylko jeden i to TEN który naprawdę leczy... (…) ;-*

poniedziałek, 15 lipca 2013

354.

                  Poszedłem do NFZ- tu i wziąłem kod do ZIP- u (Zintegrowany Informator Pacjenta), by się dowiedzieć ileż to moja skromna osoba kosztuje państwo polskie. Są tam i inne zakładki, zobaczymy jak to działa. System zintegruje się dopiero jutro… ;-D Acha, miały być kolejki, ale ja miałem szczęście i nikogo przede mną nie było… ;-*  

czwartek, 11 lipca 2013

353.

               No cóż… Są lepsze i gorsze dni… Ale tu nie chodzi o SM, idzie mi z nerek piasek i kamyczki. Biorę No-spę, Rovatinex, Debelizynę i jakiś środek przeciw infekcji układu żurawinowy. W sumie, nie było by tak źle gdyby nie coś jeszcze… Jakaś taka grypa… ? Nic nie boli, ale jest stan podgorączkowy, osłabienie i zawroty… Dobija mnie to. Leżę odpoczywam i nic mi się nie chce…
Miałem kroplówkę i mało nie zemdlałem. Leżałem taki slaby w tubie rezonansu i program w rezonansie padł… ;-D Mówię Wam Miodzio… ;-D Co najmniej godzina w rurze i inny termin… Teraz mam umówioną wizytę dentysty, mam nadzieję że tu nie będzie niespodzianek… ;-D
Może chwilka przerwy…? Chyba pójdę przebadać się do przychodni… To nie jest normalne że tylko odpoczywam i nawet mi się piwa nie chce… ;-D


wtorek, 9 lipca 2013

352.

                 Widziałem w zeszłym tygodniu panią. Robiła zakupy w galerii. Była śliczna, młoda i zgrabna. Miała protezę nogi którą bardzo dobrze władała. Spódniczka do kolana, widoczna metalowa proteza i żadnego skrępowania w oczach… Można? Można… Cieszyliśmy się razem z żoną, że tacy ludzie są w śród nas i chodzą po ulicy… Mimo problemów, funkcjonują normalnie w społeczeństwie… Mimo traumatycznych przeżyć, mogą się pozbierać i normalnie żyć… ;-*

poniedziałek, 8 lipca 2013

351.

                Mam takie dziwne wrażenie… Są też i tacy co myślą tak jak ja…
Człowiek pracuje, mieszka, kształci się, jeździ na urlop. Czasem się leczy, spotyka się z kimś, idzie do kina… Czy tacy ludzie mają czas by podjąć ryzyko zrobienia sobie lewatywy lub hydrokolonoterapii (zabieg płukania jelit czyli czyszczenie jelita grubego ze złogów pokarmowych)? Mam mieszane uczucia… Oglądałem z żoną na Discovery, takie terapie. Tak naprawdę to trwa ona co najmniej kilka tygodni. Najpierw stosuje się dietę oczyszczającą, obdzielającą niepotrzebne rzeczy od jelit. Jest głodówka pod opieką, terapia psychologiczna, a potem czyszczenie jelit tak zwana potocznie lewatywa. To tak w wielkim skrócie i swoimi słowami opowiadam… Niby proste, ale spory odsetek ludzi tego zrobić nie może. Bo albo to im szkodzi - mają infekcje, uczulenia. Albo psychicznie tego reżimu nie wytrzymują. Najczęstszym są omdlenia, trzęsienie rąk, bóle głowy, komplikacje jelitowe… Przy tym musi być lekarz, a i nie zaszkodzi by był to dobry specjalista… Na pewno nie polecam zwykłych, tak zwanych gabinetów odnowy biologicznej… ;-D W ten sposób, to wielu ludzi może  sobie tylko zaszkodzić… To jest dobry zabieg, ale bardzo kosztowny. Musi byś zrobiony w specjalistycznych warunkach, pod opieką specjalisty, odpowiednim sprzętem, w odpowiedzialnym zespole, no i  trzeba go co jakiś czas powtarzać. Wtedy ma to jakiś sens…  Wypłukanie kiszek wodą, przepraszam ale nic nie daje… Można jedynie sobie wyczyścić je z gówna… ;-D Kamienia które narasta nam w jelitach w ten sposób się nie pozbędziemy. Nie ma szans, nie dajmy sobie tego wmówić. Taki zabieg prawidłowo wykonany jest bardzo kosztowny, czasochłonny i wymagający wielu wyrzeczeń. Zabieg który możemy zrobić sobie sami w łazience, albo wstąpić na chwilę z ulicy do takiego gabinetu, nie ma sensu… Szkoda na to czasu, pieniędzy… Nie dajmy się wykorzystywać. Ludzie bez tego dożywają sędziwego wieku, w zdrowiu, szczęściu, otoczeni wianuszkiem przyjaciół… Lewatywą tego nie zdobędziemy… ;-D To nie tak się robi. Ja przynajmniej z tego korzystać nie mam zamiaru… O zdrowie dba się w inny sposób, a przyjaciół poznaje w innych miejscach… ;-D 

piątek, 5 lipca 2013

350.

                  Czy jest postęp w leczeniu SM- u? Czy Polska, zaczyna pomału doganiać Europę?... A czy widać chorych, tak jak na przykład w Niemczech, na ulicach i w urzędach?.. Po pierwsze, w mentalności ludzi i tych zdrowych i tych chorych niewiele się zmieniło. Tak uważam… Że widać jeden wózek więcej na ulicy? Powstaje jedna szkoła integracyjna. Że zaczynają raz miesiącu pokazywać w TV kogoś chorego i pytają się o jego problemy? Że ktoś z SM- em weźmie udział w konkursie tańca? To wcale nie znaczy że coś drgnęło… Ludzie chorzy nadal nielicznie wychodzą na ulicę. Nadal mieszkają w blokach bez wind. Nie mają utwardzanych poboczy do komunikacji. Nie wszędzie mogą wjechać do sklepu, a sprzęty są drogie i niedostępne. Owszem ludzie chętnie pomagają, ale w głowach decydentów dalej pokutuje poprzednia epoka… Wiecie przecież o czym mówię… Administrację, polityków obchodzi tylko przepis i by utrzymać pracę… Nikt nie będzie się przecież „wychylał”… A to nie jest przecież normalne. Wielu ludzi dostało nagany za to że chcieli pomóc innej osobie. W TV, pełno takich przykładów…
Po drugie leczenie… Są już dostępne leki na SM, pierwszego i drugiego rzutu. Są programy, finanse i lekarze… Gdy ja dostałem diagnozę po wyjściu ze szpitala nikt się mną nie interesował. I tu widzę znaczący postęp. Tylko… To nie jest zasługa naszych polityków, a prawa Unijnego i wspaniałych ludzi którym się „chce” pomagać… Tak, ja miałem szczęście bo od razu dostałem się do programu, bo od razu się przeprowadziliśmy do miasta, zmieniliśmy pracę na lżejszą. Bo mieliśmy Internet i mogliśmy więcej się dowiedzieć i łatwiej w wiele miejsc dotrzeć… No i… Mieliśmy jakieś ogromne szczęście do pomocnych, uczciwych i dobrych ludzi… Jednak nie każdy tak ma… Wielu ludzi się chowa, wstydzi swojej niepełnosprawności. Nie chce się narzucać. Myśli starymi kategoriami. Niektórzy z nich tylko się kłócą, są wiecznie niezadowoleni, sieją ferment wokół i roszczą prawa, zrażając do swojej osoby wszystkich dookoła… A tu potrzebna jest mądrość i cierpliwość, bo przecież jeszcze jesteśmy daleko w polu… Widzę jednak światełko w tunelu. Ostatnio coś drgnęło. Mam nadzieją że ten płomyk w końcu roznieci ogień i nastanie w naszym kraju „NORMALNOŚĆ”… 

środa, 3 lipca 2013

349.

Spytałem na portalu:
          Od kiedy należy się niepokoić gdy na swoim subkoncie nie zaobserwuje się żadnego przypływu gotówki z 1%? Wielu ludzi przekazało swój podatek mojej osobie, a ja dalej nie wiem, czy to coś dało... Minął maj, czerwiec a na moim subkoncie "Dobro powraca" nadal zero... Czy powinienem się niepokoić. Może coś z numerem konta pochrzaniłem ;-D... ?
          Elżbieta pisze: Troszkę dziwne, że tak długo nie masz żadnego przepływu gotówki z 1%. Ja już w maju miałam pierwsze pieniądze w tej samej co Ty fundacji ale subkonto późno otworzyłam bo dopiero pod koniec marca i sporo osób, które by to zrobiły na moje leczenie i rehabilitację rozliczyły już swój PIT. Ale może osoby przekazały Ci darowiznę dopiero na koniec kwietnia więc biorąc pod uwagę że U.S. od złożenia Pit-u ma 3 m-ce na rozliczenie podatku i przekazanie 1% jeżeli faktycznie wiele osób dokonało przekazania 1% swojego podatku na Twoją rzecz, to w lipcu stan subkonta nie powinien już być zerowy.....

          Margaret pisze: Urzędy Skarbowe maja czas na przekazanie 1% do końca lipca. I większość robi to w ostatniej chwili. Ale dokładny wykaz ze wskazaniem ile na kogo przysyłają w październiku Dlatego większość organizacji posiadających OPP i subkonta przekazuje informacje o środkach dopiero w listopadzie. 
          Dziękuję za informacje, poczekam więc, chociaż ciekawym bardzo jak to wszystko zadziała. Czy uda mi się nazbierać na rehabilitację w klubie, a może nazbieram na rower trójkołowy elektryczny?...

wtorek, 2 lipca 2013

348.

                  Jestem zwolennikiem diety „MŻ”. Inne diety, jeśli człowiek może jeść wszystko i nie jest chory uważam za przeginanie, modę. Jak można nie spróbować sera, serka pleśniowego korycińskiego, oscypka, czy nie dodać gołdy do makaronu? Nie jeść zdrowej sałatki tylko temu że jest w nim łyżka majonezu? Łycha w całej misce, a w łyżeczce na talerzu? A mięso? Owszem, jaka cena taki towar, ale czy nie można zjeść plasterka zamiast opakowania z supermarketu? A pieczywo? To samo. Nie trzeba się tym zapychać, ale bułeczka na śniadanie, czy do łyżeczki miodu?... Jajka… Może szkodzić osiem na śniadanie codziennie, ale dwa na tydzień? Raz bagietka, raz grahamka, raz ziemniaczek, a raz kasza. Makaron, kluska, czy ryż… Do tego warzywa, sto tysięcy różności z warzywniaka. Trochę mięska do tego, kiełbaski, a nawet parówki i raz w miesiącu dieta cud załatwiona … Codziennie co innego na talerzu… Codziennie inna wartość, inne witaminy, smak i żadnej monotonii. Owszem ja Janusz mam dobrze, bo mogę gotować, mam czas, ochotę, możliwości. Mogę pójść codziennie do sklepu i zrobić obiad z tego na co mam akurat ochotę. Na intuicyjne dobieranie składników, jedzenie tego na co się mam akurat ochotę. To o wiele więcej niż zrobienie obiadu z tego co jest w lodowce bo się zepsuje… Robienie zakupów raz na tydzień w supermarkecie, alternatywą dla świeżych produktów z osiedlowego sklepu? To nie dla mnie. My wolimy wypić jedno piwo raz na tydzień - dobre, niż kilka codziennie bo tanie. Owszem tak i u nas było, gdy mieliśmy kryzys finansowy w rodzinie, ale już minął… Mówię jaka cena taki towar i nie uważam tu wcale że powinienem jeździć Rollsem, tylko że nie muszę mieć dużo czegoś bo tanie, bo mnie stać... Są ludzie co kupują drogo dla marki, owszem… Ale i ci co jak ja kupują, bo jest świeże i smaczne i wcale nie luksusowe… Albo, bo chcą spróbować, gdyż to coś nowego i w zasięgu ich portfela.

poniedziałek, 1 lipca 2013

           347. Różne orzechy zalane miodem. Mniam… Taki prezent dostaliśmy od zaprzyjaźnionych Czechów podczas ich odwiedzin u nas. Z takim czymś jeszcze się nie spotkaliśmy. Pojawił się pomysł że można też miodem zalać i bakalie a nawet świeże owoce. Muszę to wypróbować… ;-D