Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 lutego 2013

             288. Kto o tym decyduje, że w jednej klinice mówią operacja ma duże prawdopodobieństwo powodzenia, a w drugiej nikłe szanse i wyleczenie graniczy z cudem.
            Dlaczego NFZ oszczędza na pacjentach tylko dlatego że są nieuleczalnie chorzy, a inne zagraniczne, chętnie mogą pomóc, dając na to gwarancję.
Czy inni lekarze tam pracują, bardziej wykształceni, mają inne leki, lepszy sprzęt?

            Tak macie racje i to nie pierwszy raz…
U nas to oszczędność, pieniądze które zamiast na ochronę zdrowia idą na premię ludzi u koryta… Oni nie chorują, a i jak zachorują to mają na swoich kontach takie sumy, że każda klinika ich przyjmie z otwartymi ramionami…

            Mówią, że muszą dużo zarabiać by nie mieć pokus… Gówno prawda. Mając dużo i coraz więcej i tak biorą w łapę za intratne ustawy, stołki, zamówienia. A ludzie chorzy nie mający na leki, mieszkający gdzieś z dala od dużych miast, umierają choć można by było ich wyleczyć…

            Każdy z nas zna choć jedną taką osobę osobiście, a w dobie Internetu słyszy o setkach. Po co płacić w młodości i gdy się jest zdrowym, ubezpieczenia, składki, „na wszelki wypadek”, jeśli i tak gdy coś się stanie poważnego, do tych pieniędzy się nie dopchamy…
            Wszystko to pic na wodę… Ot co… ;-(   

środa, 27 lutego 2013

                 287. Chcą żebyśmy wzięli sprawy w swoje ręce i zakładali własne firmy, działalność. Uważam to za bardzo mądre rozwiązanie. Nie oglądajmy się na innych, na inne urzędy. Nie bądźmy roszczeniowi. Myślmy sami o swojej przyszłości. Sami ją twórzmy.

            Tylko, to jest propozycja dla ludzi zdrowych. A jak ja SM-owiec, który dostał diagnozę i nie wiem jak potoczy się moja choroba mam postąpić? Kiedy zaatakuje? Czy nie wtedy gdy wezmę kredyt i zacznę rozkręcać firmę?…
            Strach… Strach o przyszłość, o rodzinę. żonę. A gdyby choroba zaatakowała wcześniej. Mieć dzieci czy nie? Brać chemię i być może sobie szkodzić? A może lek pomoże? Może będę przez kilkadziesiąt lat sprawny, a może sądzone jest mi tylko parę lat życia?
            Weź los w swoje ręce, zakładaj firmę, zadbaj o siebie, rodzinę…
            Jak to brzmi z tej pozycji surrealistycznie… ;-D

wtorek, 26 lutego 2013

                   286. Tak właściwie, gdyby mi dano szansę, chociażby na pół etatu, na pewno bym pracował. Dałbym radę. Płacił bym podatki, miał trochę kasy na swoje potrzeby, nie wyglądał bym pomocy innych…
            Dla mnie to duża sprawa na wielu różnych płaszczyznach. Myślę że dla Państwa również. Płacił bym przecież podatki, a nie tylko brał.
            Nie będę teraz pisał co znaczy praca dla osoby niepełnosprawnej, nieuleczalnie chorej. Przecież ci co to czytają doskonale o tym wiedzą. Chodzi tylko o możliwość zatrudnienia takich ludzi, a nie odsyłanie ich na boczny tor… To nieludzkie…  

poniedziałek, 25 lutego 2013

                285. Idzie wiosna… Kalendarzowa przyjdzie za dwadzieścia kilka dni. Jednak już czuć w powietrzu inny duch… Słońce zaczyna grzać, śnieg topnieje, prawdziwe Polskie przedwiośnie…
A niech już sobie idzie ta zima, zbrzydła mi już. Święta były śnieżne, ferie też. Pora teraz na krokusy pierwiosnki, zawilce, przylaszczki. Bazie, świeżą trawę i listki na drzewach…
Ciężkie kroki w śniegu, poślizgi na lodzie niech ustępują szybko miejsca, radosnym spacerom w parku, przejażdżkom rowerowym. Piciu kawy na tarasie, wygrzewaniu się w słońcu.
A może się uda gdzieś pojechać na długi majowy weekend? Ach, już nie mogę się doczekać… ;-D   

piątek, 22 lutego 2013

                284.  Od grudnia zdobiłem sobie wolne od gimnastyki w klubie. Bo to święta, to grypa, idący kamyk z nerki, pogrzeb teściowej… Ot, tak jakoś zeszło…
            Zawsze na początku roku, po świętach, ludzie się odchudzają i jest spory tłok. Teraz powinno być już normalnie więc od marca zacznę sobie ćwiczyć… ;-D

             Chcę dostać pierwszą grupę inwalidzką, bo w sumie mi się i należy. Nie wszystko dam radę przy sobie zrobić, więc to wykorzystam. Na początku marca zrobię sobie rezonans dla nich.
            A co… Tylko ci z prezydium sejmu mogą brać pieniądze z premii, na które moja renta musi być odkładana przez lata?... Mam ich w dupie, jako i oni mnie... ;-D
            Ja pieniędzy potrzebuję na rehabilitację na sprzęt pomagający mi w życiu i takie tam duperele. I tak wydajemy miesięcznie więcej niż zarabiamy… To tylko 300 złotych więcej do renty…

            Skrupuły zostawiam tym, co mają powyżej siedmiu tysięcy netto miesięcznie. To jest całoroczna moja renta… Ja też jak byłem zdrowy płaciłem składki i ubezpieczenia…
            Gdy słyszę że ktoś ma 100, 250, 500 tysięcy złotych pensji miesięcznie, to scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, bo ile to to  jeszcze premii dostaje… Tak, a są tacy co od miliardów nawet podatku zapłacić nie chcą… Pieprzę to… To ja teraz jestem najważniejszy, najpiękniejszy, najmądrzejszy… To moje będzie teraz te pięć minut… Sam odbiorę, co mi obiecano i nie dotrzymano słowa. Oszuści, złodzieje, dupolizacy…  ;-D 

czwartek, 21 lutego 2013

               283.  Skończyłem już pisać artykuł o moin SM-ie, depresji i o tym co przeżywałem w tym okresie. Na zakończenie, umieściłem komentarze moich bliskich dotyczące tego okresu. Żony, dzieci...
Zrobił się z tego artykuł bardzo prywatny i osobisty... Waham się, nie wiem teraz, czy go umieścić tu obok na blogu... Co o tym sądzicie?  

środa, 20 lutego 2013

              282.  Przytoczę tu posty ze strony internetowej SM-owców. Myślę że powinny zaciekawić przede wszystkim panie. Chodzi tu o antykoncepcję i stan zdrowia z tym tematem związany…
- Jak ktoś to zna, to sory.
- Jeżeli nie dotyczy, to niech to będzie ciekawostką.
- A jeśli zainteresuje, to na pewno pomoże w drążeniu tematu dalej… ;-*

Słuchajcie moje kochane SM -ki jak to jest z nami i tabletkami antykoncepcyjnymi? Skoro hormony nas rozkładają to jak to połączyć? Zawsze brałam tabletki Qlaira i w sumie dobrze się czułam jednak neurolog kazała mi odstawić, różnicy w samopoczuciu nie ma... Chcę wrócić do tabletek, jakie macie doświadczenia? Co Wasi lekarze mówią? Buziaki:-*
                             
- ja biorę yaz i nikt nie kazał mi niczego odstawiać, czuję sie dobrze
- A jaka tam jest substancja? Estrogeny czy progesteron?
- hmm nie wiem a nie mam instrukcji bo wywalam, z googluj sobie, a jak się jest królikiem w programie, to nawet jest obowiązek brania.
-ale też właśnie jestem ciekawa jak to z tymi pigułkami, pomagają nam czy raczej szkodzą te hormony?
-zamiast tablet brać plasterki są fajniejsze
- obojętne czy pigułki czy plasterki, ale jak te hormony na nas działają? Dobrze, czy źle? W ciąży dziewczyny z sm czują się lepiej a po ciąży gorzej. Czy to tylko zmęczenie, czy poziom hormonów?
-no ja się czułam silniejsza w ciąży i było mi lepiej w 2 trymestrze a po ciąży no 3 miesiące po był rzut
- a co Cie trafiło podczas rzutu? wrocilas do stanu zdrowia jaki byl przed ciąża? jak rodziłaś naturalnie czy cesarka?
- ja tez po ciąży miałam juz 2 rzuty ale nie jest źle ja rodziłam naturalnie i urodziłam duża dziewczynkę :))
- dziewczyny, a możecie mi opisać bardziej szczegółowo te rzuty? interesuje mnie czy wróciłyście szybko po tych rzutach czy były silne itp. itd. Błagam proszę i dziękuję
- Moja choroba się ujawniła po tym jak odstawiłam pigułki z progesteronem, który jest hormonem ciąży. Jakbym ich nie odstawiła to pewnie by nic nie było, a teraz zabraniają mi cokolwiek brać.
-Hej ja od 4 lat biorę Yasmin nic mi nie mówiono, że mam odstawić. Nie czuję się źle z tytułu ich brania, wręcz przeciwnie....limit dzieci już wyczerpałam :))))
-Yaz i paśmie są na progesteronie, musiałam odstawić bo jajniki mi wysiadły i musiałam brać qlaire na estrogenach i wtedy wszystko się zaczęło ale chyba z powrotem będę utrzymywać mój organizm w ciąży, tylko raz na rok dwa miejscowa terapia estrogenem
- Yasmine nie paśmie
-, ale czy podejrzewasz, że mogło Ci zaszkodzić odstawienia pigułek na progesteronie, czy to, że zaczęłaś brać te z estrogenami?
- Ja od 8 lat biorę Cilest i wszystko jest ok Dobrze się po nich czuję
-To że odstawiłam progesteron bo to dla organizmu tak jakbym urodziła
-a jakie dokładnie tabletki brałaś?
-Yasmine wcześniej i było dobrze tylko gruba byłam jak zmieniłam na qlaire to się unormowało ale choroba wylazła...
-Mi choroba wyszła po utracie ciąży
-Hormony... Słowem powinnyśmy się utrzymywać w stanie ciąży, jak nie faktycznie to…
- spoko to było 8 lat temu.
- Ja brałam plastry i Betaferon. Wyskoczyły mi działania niepożądane i 5 razy szpital...u mnie te dwa leki się nie lubią. Betaferon lubi być ten jedyny;)
- ja 8 lat temu brałam Betaferon i zaczęłam też brać Cilest,oba leki u mnie się tolerowały. potem rzuciłam Betaferon (bo nie pomagał),a Cilest został Więc każdy inaczej reaguje...
- ja biorę Microgynon, jest ok, wcześniej brałam Yasminelle -było fatalnie
- Każda musi mieć dobrany lek idealnie pod siebie i będzie ok. Ja powiem Wam szczerze, że tabl. dlatego mają dobre działanie antykoncepcyjne bo poprostu się nie chce...libido spada i inne. Mnie atakowały migrenowe bóle głowy. Teraz od kilku lat mam spokój. Teraz dla odmiany boli mnie głowa po Betaferonie;)
- ja przez kilka lat miałam wkładkę ale nie hormonalna jest polecana kobietom które jeszcze nie rodziły. brałam wtedy interferon i było ok. mogę polecić.
- To jeszcze takie robią? Mojego ginekologa kupiła firma Shering i cały czas namawia mnie na Mirenę. Ale czytałam o niej i nie chcę. Poza tym to hormony więc jestem pewna, że doktor jest kupiony.
- błagam Cie jak nie rodziłaś to nie bierz żadnej hormonalnej. poszukam inf. o tej mojej. gdzieś miałam certyfikat
- Wiecie co...ja kiedyś słyszałam od mojego ginekologa, że nieródce by nie założył wkładki za żadne pieniądze...po latach inny powiedział, że tak mówią tylko Ci, którzy nie potrafią ich zakładać.....no i bądź tu mądra...
- ten drugi powiedział prawdę hormonalne są dość dużych rozmiarów a szyjka macicy nieródki nie jest elastyczna i jest problem z osadzeniem a nie hormonalna jest znacznie mniejsza i jest łatwiej. w każdym razie ja nie rodziłam spiralkę miałam i jest ok

Być może, ktoś co mu niedawno postawiono diagnozę – SM, trafi akurat na mego Bloga wcześniej niż na inne strony internetowe o tym temacie.
To są strony które polecam. Tu drążąc temat można sporo się dowiedzieć o chorobie, lekach i towarzyskich aspektach życia z SM- em. Są tu fajni ludzie, a i często można wpaść na adresy innych pomocnych stron…
To są strony z Facebooka więc trzeba się zalogować...       
Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego... - To jest dobra strona, ale dla dobrego samopoczucia, nie radzę zaglądać na FORUM… ;-D

wtorek, 19 lutego 2013

               280. Niedawno „rodziłem kamień nerkowy”. To było dosyć ciekawe… ;-D
Wyobraźcie, obce mieszkanie, piąta rano, idę się wysikać i mniej więcej w połowie, koniec… Się zapchało…
            Za godzinę trzeba wyjechać na pogrzeb, a tu… Głupie myśli w głowie… ;-D
Na szczęście ten kamień szedł z już z pęcherza, całą drogę z bólem na czele, odbył trochę wcześniej.
            Pomyślałem, że dobrze było by się napić i poczekać „z parę minut”. Miałem rację. Po pewnym czasie się nazbierało odpowiednie ciśnienie i… Ulga… Zadźwięczało w sedesie…
            To nic, że później odczuwałem dyskomfort, ból i parcie na mocz. Przynajmniej kamień nie zaprzątał już mojej uwagi. Pogrzeb i tak już był dla mnie wystarczająco silnym przeżyciem. Wystarczyło wrażeń na tą chwilę… 

poniedziałek, 18 lutego 2013

               279.  Jedna noga kuleje, ale to nic, mam drugą. Jedną rękę mam niesprawną, ale też mam je dwie. Gorzej słyszę na jedno ucho, na jedno oko gorzej widzę… Też mam je w zapasie. Nie jest źle… ;-D
Są tacy co już nic nie mogą… A ja przynajmniej – mogę -  cieszyć się z tego co jest…

piątek, 15 lutego 2013


278.  Dziadek mojej żony zmarł kilka tygodni po naszym ślubie. Źle się poczuł, położył się by odpocząć i drugiego dnia zmarł. Nigdy się nie leczył, nie był w szpitalu. Ot odszedł…
Wielu ludzi takiego luksusu nie ma. Męczą się latami, pełni bólu odchodzą w męczarniach…   Teściowa, raczej odeszła w spokoju. Wiek, choroba, robiły swoje, pozbawiały komfortu. Ale w sumie nie bolało i nie męczyła się długo. Gdy już sama nie mogła nic dookoła siebie zrobić, zaczęła mówić że chciała by już umrzeć… Nie czekała długo…
Pogrzeb… Zjechała się cała rodzina by pożegnać matkę. Było wielu znajomych sąsiadów... Myśmy mieli jednak więcej żałoby niż inni… W przeddzień był pogrzeb Marysi sąsiada z wioski i jednocześnie jej ojca chrzestnego.
Mama, Chrzestny, Środa Popielcowa… To dużo jak na chłodny luty. Ja się na przykład męczyłem. Bo to i ranne wstawanie, dojazd, stres… Nie wiem czy tego nie odchoruję…
No ale tu, nie ja byłem najważniejszy. A wyjazd, no cóż, tak to już jest, do najsympatyczniejszych nie należał… Wolę chrzciny, wesela… Ale to los układa nam scenariusz, trzeba żyć dalej… Rany się zabliźniają, czas upływa, wspomnienia odpływają w dal…
Trzeba żyć dalej. Niektórzy mówią nieść ten swój krzyż…   

poniedziałek, 11 lutego 2013

              277.  Pogrzeb. No cóż… Teściowa od lat źle się czuła. Dializy, kłopoty z chodzeniem. Teraz szpital, coraz gorzej i … Jedziemy pod Litewską granicę by ją pochować… Na razie, pewnie pod koniec tygodnia się odezwę… ;-*

piątek, 8 lutego 2013

                 276.  Czasem choroba spada na nas jak grom z jasnego nieba. Czasem się skrada, pomału delikatnie, by w końcu zaatakować z pełną siłą.
SM, jakie ja mam, skradało się, wchodziło tylnymi drzwiami, by w pewnym momencie uderzyć tak dotkliwie, że dopiero po kilku miesiącach zdałem sobie sprawę co się stało…
Potem, no cóż, zgodnie ze swoją naturą, wracało wszystko do „normy” i znowu z nienacka atakowało. Kilka razy pomogły tabletki, parę razy nie obeszło się bez szpitala… Każdy rzut pozostawiał po sobie jakąś niespodziankę, jakąś niepełnosprawność…

Jest jeszcze jeden sposób, atakowania przez chorobę bogu ducha winnego człowieka.
Jest to niepełnosprawność od dziecka. Chory traktuje ją od początku jako coś co go spotkało i musi się z tym żyć aż do śmierci. Jest niewygodne, wredne, przeszkadza. Jednak rzadko kiedy buntuje się przeciwko jej, bo ją już dawno zaakceptował.
Bo czy człowiek który urodził się chory, ma żal do stwórcy że żyje?... Ciągnie swój garb za sobą, bo innego życia nie zna. To znaczy zna, bo chodzi (jeździ na wózku) do szkoły, pracy, „łowi ryby”, a tam otaczają go zdrowi ludzie… Ten człowiek mówi sobie że tak już musi być…

SM, które ja mam, nie daje się przyzwyczaić do siebie. Kiedy myślisz że jest dobrze, znów budzisz się z jakąś ułomnością z którą musisz walczyć. Poznawać, leczyć…

Wiem, każda choroba to „Wredna suka”. Ale jakby to było dobrze coś móc sobie zaplanować. Jakże trudno taką nieprzewidywalną nieuleczalną chorobę w sobie zaakceptować…     

czwartek, 7 lutego 2013

              275.  Roznoszenie ulotek – wrażania… ;-D

1% podatku. Wystarczy tylko zaznaczyć na PIT-cie KRS i na kogo. Niby proste, nic nie kosztuje, ale jeśli w ciągu pięciu sekund nie powiemy wyraźnie o co nam chodzi, nikt takiej ulotki nie weźmie.
Chodziłem na swojej ulicy po urzędach, przychodniach, sklepach, więc wiem. Wszyscy patrzą na twarz, musi być uśmiechnięta i pewna siebie. Musisz być elokwentny, mówić szybko i komunikatywnie, wtedy masz szansę zainteresować swoją osobą i ulotką.
Gdy zaczynasz się pultać, wzrok klienta schodzi na ulotkę, kiwa głową i mówi przepraszam, to mnie nie interesuje, dziękuję, albo nie mam czasu. Przekonywanie ich najczęściej już nic nie daje. Straciłeś swoje pięć sekund… Nadmieniam, mowa tu o SM-owcu… ;-D

Wstyd… To poczucie musisz zostawić w domu…

Chociaż przyciska cię ono do podłogi, oczy zachodzą mgłą, musisz sobie uzmysłowić, że to biznes… Ty potrzebujesz i ty musisz walczyć na rynku o to co ci potrzeba.
Nic samo nie przyjdzie, bo nikt nie wie o twoich potrzebach. Usługa za przysługę. Musisz poprosić dla siebie, grzecznie, logicznie i szybko o to co ktoś może przekazać komuś innemu.
Ty jesteś w potrzebie, więc to ty musisz przekonać, że potrzebujesz kasy na leki, rehabilitację, sprzęt, inaczej pieniądze pójdą na schroniska dla zwierząt, kościół, fundacje, a ty będziesz musiał obejść się smakiem. Zostaniesz znów sam ze swoimi problemami…

Masz skrupuły, poczucie że coś zabierasz innym? Że z tym co masz można żyć, bo ludzie mają gorzej…
  
Jednak ty wiesz, że z powodu choroby, wydajesz więcej niż macie ty i rodzina razem wzięci… Jesteś uczciwy i sprzedajesz siebie bez blichtru i wazeliny. A fundacje mają kasę na reklamy, zatrudnienie psychologów, fachowców od wizerunku… W sumie nie wiesz, ile w tym prawdy, a ile igrania na ludzkich uczuciach…
I o to w tym wszystkim chodzi. To jest coś jak polityka, nie zawsze jasna, przejrzysta i uczciwa…

Owszem, jak najbardziej są ludzie w potrzebie. Czas ich goni, śmierć zagląda w oczy. Musimy im pomóc, jest ich wielu, bez nas nie dadzą sobie rady…
Ale reszta, skromnie żyjąca w swoich domach. Mająca czysto, mająca co jeść, telewizor, samochód. To wcale nie znaczy że świetnie sobie radzą…
To nasi bliscy, rodzina zaspokajają wszystkie nasze potrzeby na które nas nie stać. Czy to nie jest pasożytowanie na nich? Oni uczestniczą w naszej chorobie swoim kosztem, choć naprawdę nie powinni…  
Mając skrupuły powinniśmy uwzględnić w naszym życiu także i ich. Gdyby nie oni, ich poświęcenie, pomoc, już dawno byśmy ubiegali się o zasiłki i refundacje. Stracilibyśmy domy, poczucie godności, możliwość leczenia…
Prosząc o 1% podatku od obcych, prosimy o pomoc także i dla nich.
By mogli się rozwijać, normalnie żyć, pewnie patrzeć w przyszłość, a nie tylko dokładać do chorego… Wychodząc po prośbie z domu, musimy uwzględnić także i tą stronę medalu…

No i niestety, musimy w innych wzbudzić litość, by coś od nich dostać. Tak to już jest...
No, to na razie tyle o moim 1% - cie… ;-D

wtorek, 5 lutego 2013

                 274.  Biorę od lat „Lekarstwo” na SM i powinienem być szczęśliwy. Inni tego nie mają, albo muszą o takie leki zabiegać i sporo za nie płacić.
Czy powinienem siedzieć cicho na tyłku i nieść swój garb do końca. Myśleć że komuś coś zabieram. Nie zawracać głowy swoim widokiem i problemami ludziom zdrowym? Najlepiej zamknąć się w domu i czekać na śmierć?…
A jeżeli człowiekowi zdrowemu znienacka zachoruje poważnie dziecko, albo ojciec dostanie wylewu. To czy też ukrywa się w domu i walczy z chorobą bliskiej osoby? Czy nie chce aby nieba przychylić kochanej osobie?…
A jak nawet w jego rodzinie nie ma chorych. Kupuje domy, samochody, jachty? To czy powinien mieć coś przeciwko, gdy chory zechce wyjść z domu, po zakupy, spotkać się z sąsiadem? Czy powinien być zgorszony… gdy poprosi się go o 1% podatku którego i tak i tak zapłacić musi, a do tej pory, o tym że w taki sposób może komuś pomóc, nie wiedział?…

Tak… Jakoś staram się żyć normalnie…  
Jednak muszę się rehabilitować, kontaktować z innymi chorymi, rodziną. Rozmawiać, plotkować, narzekać… Każdy ma taką potrzebę…
Też chcę dobrze czasem zjeść, obejrzeć telewizję, wyjść do kina i na spacer. A jak mam problemy? Boję się wyjść gdzieś dalej i przydał by mi się taki kij w postaci roweru trójkołowego? Czy to coś dla mnie luksusowego, gdy inni zastanawiają się gdzie pojechać na wczasy, jaki wóz kupić, ile wydać na wesele chrześnicy? Dla mnie znalezienie pieniędzy na sanatorium, karnet na basen, to dopiero problem…
Owszem, w krajach bogatszych rozumne państwo finansuje takie sprawy ze swojego budżetu. Chory też płacił podatki i na wszelki wypadek się ubezpieczał. A gdy taki wypadek nastał, powinien otrzymać to co mu się należy… Czyż nie?  
No tak, ale nie u nas… ;-D

Więc, czy powinienem się wstydzić, mieć skrupuły, krępować swoich potrzeb, gdy jest wiele osób mogących mi pomóc?
Nie!!!
Jestem też człowiekiem. Nie prosiłem o chorobę. Chcę żyć jak inni, których oglądam w telewizji. Nie będę się wstydził, będę walczył ze stereotypami. Będę walczył tak jak inni, którzy nie prosili o wypadek, chorobę, nieszczęście, wyciskające wszystkie soki z człowieka i jego rodziny…
Mam prawo!!! Przez dwadzieścia lat płaciłem podatki, ubezpieczałem się, płaciłem składki. Tak jak każdy, myślałem że ot, zapłacę, na wszelki wypadek, bo a nuż…
No i przyszło to a nuż…
Sam gdy byłem zdrowy pomocy nie odmawiałem. Teraz też nie będę miał skrupułów gdy ktoś zechce mi pomóc. Tak… Zwłaszcza że to nic nikogo nie kosztuje… ;-D    
                273.  Wiadomo, że każdy człowiek potrzebuje czegoś innego i jest inny. Ale jest pewna zależność, zwie się ona przystosowaniem, uzależnieniem,(?) która dotyczy wszystkich. Oczywiście też  i ona działa indywidualnie… ;-D 
Bo jeśli na wszelki wypadek, (bo nam tak doradzono), weźmiemy jakiś środek, (nazwijmy go "Erzem" w tabletkach) i jest on wytwarzany przez organizm, to co się wówczas dzieje?
Ano z czasem, organizm się przyzwyczaja. Czerpie „go” z tabletek i wytwarza go coraz mniej. Z czasem zapomina go wytwarzać... No, przynajmniej staje się wygodny. Po co energię tracić, jak karmią za darmo… ;-D Troszkę podobnie jest i z witaminą D. Po co się wysilać, jak i tak dostanę ją w tabletce. Po co się opalać i jeść tranik, poco zmuszać organizm do wysiłku? Dajmy mu od razu witaminkę i po krzyku. Tabletka na jedno, tableteczka na drugie, syropik na trzecie.
Na gazy, zgagę, sen czy ból oka. To nic, że może to być przyczyną poważnej choroby i należało by się udać po poradę i badanie do lekarza… Sami bądźmy sobie lekarzem i łyk, tableteczkę, Szkoda czasu… ;-D 
Jednak musimy wiedzieć, że to do czasu… Musimy uważać ile, jak często i co jaki czas bierzemy ten "Erzyk"...
Organizm to nie śmietnik, jest w nim wiele zależności, jeśli przesadzimy z jednym, to może nas zaskoczyć czymś innym. Jak mamy zgagę przez dwadzieścia lat, zajadamy ją tabletką, to jest duże prawdopodobieństwo że skończy się to rakiem, a najlepszym razie uzależnieniem… ;-D
Lekomaniacy… ;-D
Ciekawe ileż to pieniędzy zostawiają w aptece, zamiast w warzywniaku… ;-D

poniedziałek, 4 lutego 2013

              272.  Ostatnio często mi się zdarza, że w zdrowym, lewym uchu na kilka godzin mam częściowy ubytek słuchu. Coś dzwoniąco- piszczy i o połowę mniej dochodzi do mnie bodźców słuchowych z zewnątrz. To trochę mnie irytuje i zapisałem się w kolejkę do Audiologa, no tak żeby zobaczył co mi jest.
            Kolejka nie jest długa, tylko około czterech miesięcy do mojej doktorki. ;-D Ale i pośpiechu nie ma… Chyba. ;-D
Doktor dobra, miła i rzeczowa. Jesteśmy z żoną u niej zarejestrowani w szpitalu. Już raz leżeliśmy u niej na oddziale. Ciekawe co powie. Bo jak zapisze Betaserc, to będzie kosztowna kuracja…
Droczy się ze mną ta „zaraza”, (no nie lekarka przecie…), raz atakuje na kilka godzin, a potem nawet na kilka tygodni daje spokój… Trochę to stresujące, bo nie wiem, czy minie tym razem. Ale słyszę i nie zawsze mówię rodzinie, że coś mi dolega. Po co stresować na darmo. I tak nie ma się na to wpływu. Przeżyję… ;-D