Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 września 2012

214. Razem ze znajomą z Białegostoku jesteśmy w gazecie!!! 

Białostocka Gazeta Współczesna. Piątek. 28.09.2012r str. 8/9.

Na tą chorobę nie ma skutecznego leku, ale warto robić wszystko aby się jej nie poddać.

Urszula Ludwlczak. urszula.ludwlczak@mediaregionalne.pl

Chcą walczyć o siebie.  

Gdy usłyszeli diagnozę – Stwardnienie Rozsiane, SM. Przeżyli załamanie i depresję. Ale dzisiaj starają się funkcjonować normalnie i pokazywać innym że SM to nie wyrok. Białostoczanie, Helena Makal i Janusz Kulesza żyją z tą chorobą już wiele lat.

Zaczyna się zazwyczaj niewinnie. Zawroty głowy, problemy z widzeniem, utrzymaniem równowa­gi. To mija, ale po jakimś czasie wraca. I wtedy zaczyna niepokoić coraz bardziej. Diagnoza jest szokiem. Bo stwardnienie rozsiane (SM) budzi strach. Tę chorobę trzeba polubić, poznać i zaakcepto­wać. Zmienić światopogląd, wielu ludzi do siebie prze­konać - mówi Janusz Kulesza.

Choroba ludzi młodych.
Stwardnienie Rozsiane jest przewlekłą i jak dotych­czas, nieuleczalną chorobą neurologiczną objawiającą się u ludzi między 20 a 40. rokiem życia. Szacuje się, Ze w Polsce choruje na nią około 40 tys. osób. SM należy do chorób autoimmunologicznych, co oznacza, że układ odpornościowy ludzkiego organizmu atakuje własną tkankę, traktując ją jak obce ciało. W przypadku SM, sy­stem immunologiczny atakuje mielinę, czyli substancję otaczającą włókna nerwowe w mózgu i rdzeniu kręgo­wym. Uszkodzenie włókien (demielinizacja) prowadzi do zaburzenia czynności centralnego układu nerwowego. U każdego chorego na SM mogą pojawić się inne ob­jawy, np. zaburzenia wzrokowe, niedowłady, zaburzenia równowagi i koordynacji ruchów, zaburzenia mowy, zmiany w odbiorze bodźców czuciowych i wiele innych mówi prof. Jerzy Kotowicz, neurolog z Polskiego Towa­rzystwa Stwardnienia Rozsianego.
Dla każdego chorego diagnoza to szok. Ale warto, wbrew stereotypom, nauczyć się z nią żyć. Trwająca właśnie ogólnopolska kampania „SM - Walcz o siebie” ma na celu zbudowanie świadomości że właściwe lecze­nie i specjalistyczna rehabilitacja rozpoczęte na wczesnym etapie choroby, coraz częściej dają szansę na w peł­ni normalne funkcjonowanie.
Janusz Kulesza o tym, że choruje na SM dowiedział się w 1997 r. Bardzo dużo pracowałem, byłem pracoholikiem - opowiada - Czułem się czasem źle, ale myślałem że samo przejdzie. Aż w końcu pogorszyło się na tyle, że zgłosiłem się do szpitala. Miałem naprawdę duże problemy z równowagą zeza, brak czucia w ręce i nodze. W szpi­talu zrobiono mi punkcję, różne badania i po kilku ty­godniach postawiono diagnozę, że to SM. I wtedy okaza­ło się, że choruję już od dawna, tylko ani neurolog ani okulista nie mówili mi dotąd, co mi tak naprawdę jest. Moja choroba prawdopodobnie zaczęła się kilkanaście lat wcześniej, gdy jechałem samochodem i zauważyłem poruszającą się na jezdni górkę. Wtedy Neurolog, po konsultacji z Okulistą i badaniach powiedział, że to nic poważnego, zwykle zapalenie nerwu wzrokowego, że to przejdzie za dwa trzy tygodnie i przypisał tabletki sterydowe. I rze­czywiście przeszło.
Jeszcze rok przed diagnozą Janusz znowu poczuł się. wyjątkowo źle, ale dostał kolejną partię sterydów i obja­wy neurologiczne minęły. W 1997 roku, gdy trafił do szpitala, z każdym dniem pobytu stawał się coraz bardziej niepełnosprawny.
- Do tej pory opowiadam znajomym jak to przyjęto mnie do szpitala chodzącego, a po dwóch tygodniach siostry musiały mnie karmić, żona kąpać, a podróż do łazienki była prawdziwą wyprawą. Zezowałem poza tym tak, że nie tylko ja bałem się na siebie spojrzeć. W ta­kim to stanie przywitałem wpis w karcie przy łóżku, SM. Nie wiedziałem, co to jest SM, to znaczy słyszałem, ta jest taka choroba i tyle. Wtedy nie było takiego dostępu do informacji, jak teraz. Tylko jakieś broszurki i tyle. Marzyłem o kontakcie z psychologiem, który by mnie pod­trzymał na duchu. Najwięcej o tej chorobie dowiedzia­łem się wtedy od innych pacjentów chorych na SM.
Po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu stan mężczy­zny na tyle się poprawił, że wyjechał on z żoną do pracy do Niemiec.
-Tam dopadła mnie depresja. Stałem się nie do zniesienia. Po trzech miesiącach wróciliśmy do Polski, depresja nie przechodziła. Trwała w sumie ze dwa lata, za­nim trafiłem do specjalistów, którzy bardzo pomogli mi i mojej rodzinie z tego stanu wyjść. Brałem leki.
Kolejny rzut choroby pojawił się po dwóch lalach. Ja­nusz znowu trafił do szpitala. - Miałem dużo szczęścia, bo jakieś pół roku potem zadzwonił do mnie ze szpitala lekarz z pytaniem, czy nie chce uczestniczyć w programie lekowym jednej z wielkich firm farmaceutycznych - opowiada. - Miałem brać leki, które były jeszcze w fazie badań, ale mogły za­pobiegać rozwojowi choroby. Oczywiście się zgodziłem. Biorę te leki do dziś, mam nadzieję że będę je dostawał do­żywotnio, bo miesięczna kuracja tym lekiem, który już jest w obrocie, to 2 tys. euro.  odkąd je biorę miałem tylko jeden rzut  choroby i był podczas rocznego wstrzymania przez firmę programu.,
Helena Makal na diagnozę czekała 10 lat, choć przypusz­czenie, że ma SM było wcześniej.
Pierwsze objawy były już w 1991 roku - opowiada. - Pracowałam wtedy jako nauczycielka w szkole podstawowej i gdy się potykałam, uczniowie się śmiali. Mówiłam, te jak będą w moim wieku, to zobaczą jak będzie. Poszłam do lekarza, dostałam leki, sterydy, tak trochę w ciemno, bo dokładnej diagnozy bez punkcji nie można było postawić. Ja nie chciałam jej się poddać, bałam się, że coś pójdzie nie tak, a ja miałam małe dzieci. Choroba postępowała, Helena miała coraz większe zaburzenia równowagi, obijała się o przedmioty, doszły kolejne objawy choroby; oczopląs, podwójne widzenie.
- Najbardziej przykro było wtedy, gdy doniesiono na mnie, że tak się zachowuję, jakbym była w pracy pod wpływem alkoholu. Ale dyrektor, któremu powiedzia­łam o chorobie, potraktował mnie bardzo dobrze. Wysłał mnie na urlop zdrowotny. Wtedy w końcu położyłam się do szpitala. Zrobiono wszystkie badania i potwierdzono chorobę. To był 2001 rok. Po diagnozie pojawiła się ogromna depresja.
- Musiałam przyjmować leki, a potem zmienić swoje po­dejście do życia. Przestać myśleć, że jestem nikomu niepo­trzebna, że nie mam po co żyć - mówi. - Myślałam o dzie­ciach, które nie były jeszcze samodzielne, to dało mi siłę.
Ćwiczenia umysłu i ćwiczenia ciała
Helena miała szczęście, bo nie straciła pracy od razu po diagnozie. Nie chciała iść jeszcze na rentę. Udało się jej pracować jeszcze kitka lat, choć z przerwami na urlopy zdrowotne. Na rencie jest od 2007 roku. - Staram się radzić sobie z chorobą jak najlepiej. Chodzę na basen, siłownię, rehabilitację. Staram się utrzymywać w formie, co jest bardzo ważne. Chociaż problemy z porusza­niem się mam. Mogę przejść 20 metrów bez kuli, dlatego wo­żę ją zawsze samochodzie. W domu używam balkonika, któ­ry dzięki półeczce pomaga mi donieść z kuchni do pokoju . kubek czy talerz z zawartością. W rękach bym nie doniosła.
Helenie udało się dostać do tego samego programu lekowego, co Janusz, więc za leki spowalniające rozwój SM nie musi płacić. Ale są jeszcze inne, które pomagają na spastykę mięśni, nietrzymanie moczu poprawiają krąże­nie. - Po każdym rzucie choroby czuję, że ona postępuje. Ale dzięki lekom taki rzut jest raz na trzy łata, a nie trzy razy w cią­gu roku, jak to było w momencie, gdy przez rok nie dostawaliśmy leku. Cieszę się, jestem w grupie która dobrze go toleruje, bo niektórzy wypadają z tego powodu z programu.
Janusz po diagnozie był w Niemczech, pracował też w Holandii. W Białymstoku pracował jako pracownik gospodarczy, w pralni chemicznej, w ogrodnictwie. Ale pracę stracił, poszedł na rentę.
- Musiałem coś ze sobą robić. Zacząłem uczyć się obsługi komputera, grafiki. Potem udało mi się znaleźć, niestety na krótko pracę w studiu graficznym. Zacząłem też uczyć się języków, angielskiego, niemieckiego. To bar­dzo dużo mi dawało, mogłem ćwiczyć pamięć i umysł.
Bo problemy z pamięcią po drugim rzucie były i to spore. Zdarzało się, że Janusz szedł do sklepu i zapominał co miał kupić, choć były to tylko dwie pozycje.
- To było bardzo traumatyczne, stałem na środku sklepu i nie wiedziałem, co ja tu robię. Bałem się że stracę pamięć, zacząłem więc tworzyć drzewo genealogiczne,  archiwum rodzinne, spisywać różne historie. Prowadzę swojego bloga. Do ćwiczeń umysłu doszły też ćwiczenia ciała.
- Zacząłem chodzić na siłownię i na basen, cały czas sta­ram się być aktywny - opowiada. - Z żoną chodzimy na spa­cery, choć ja mogę przejść maksymalnie do 5 km. Na co dzień poruszam się trzykołowym rowerem lub samochodem z au­tomatyczną skrzynią biegów.
Ćwiczyć musi cięgle. Gdy zrobi sobie kilkumiesięczną przerwę, objawy powracają, gorzej chodzi i zaczyna znowu zapominać. Jednocześnie nie może się męczyć i denerwo­wać. Cały czas szuka sposobów na radzenie sobie z chorobą. Prawa ręka i noga są już właściwie niesprawne. Dlatego Ja­nusz np. goli się czy myje zęby obiema rękami.
- Zwykła szczoteczka musi mieć grubą rączkę, albo uży­wam elektrycznej - opowiada. - Na ile jeszcze mogę, ak­tywnie pomagam w domu. Gdy przeszedłem na rentę, stałem się gospodynią domową”. Teraz to żona zarabia na dom, a ja sprzątam, piorę, gotuję. Odkryłem w sobie pasję gotowania, próbuję różnych kuchni świta, eksperymentuję.
I Helena i Janusz przewartościowali swoje życie, nie liczy się to, aby mieć, ale życie. Jak najpełniejsze.
Taka akcja jak „SM – walcz o siebie jest niezmiernie potrzebna. SM jest nadal tabu...Jesteśmy normalnymi ludź­mi, mamy rodziny, potrzeby, zainteresowania. Jesteśmy mimo tej choroby optymistami. Potrzebujemy tylko zrozumienia naszych ograniczeń i szansy na normalne życie. Bo na leki przeciwko SM musimy jeszcze poczekać. Choroba nadal jest nieuleczalna - zaznacza Janusz Kulesza.

 




 





czwartek, 27 września 2012

                     213. Ostatnio w mediach stał się modny temat SM-u. Pojawiła się z nienacka, kampania, społeczna ukazująca życie ludzi chorych na SM. Nagle zobaczono ludzi chorych… Pozwolono im zaistnieć…. Jakby ich nigdy nie było…
No nie, byli tacy co chcieli tych odmieńców zrzucać ze skały, palić, czy w inny sposób unicestwiać. Chciano widzieć tylko silne, zdrowe, jednolite i piękne społeczeństwo…

Teraz już się tak nie da, gdy są już ludzi - miliardy. Są silni, i słabi, bogaci i biedni. Są zdrowi i chorzy… Obcujemy ze sobą, poznajemy się i akceptujemy. Jesteśmy różni…
SM, to choroba ludzi wchodzących w życie. Nieobliczalna, niejednolita, nieokiełznana i nagła. Układ odpornościowy atakuje sam siebie i okalecza by później powoli zabijać…
W tej chwili mamy już leki które mogą zaleczyć objawy, ale nie wyleczyć choroby. Nie wiemy dlaczego powstaje i nie wiemy czego mamy unikać by nie zachorować. To na nas spada „Jak grom z jasnego nieba”.
Nie ma rady, żyjemy w śród ludzi i musimy być po ludzku traktowani. Zdrowi muszą poznać z czym się borykamy, dlaczego musimy nieść ten krzyż przez życie. Muszą zaakceptować też fakt, że i ich to może też spotkać...

Jednak, cały czas, przez lata, nie da się tylko cierpieć. Mamy rodziny, zainteresowania, pasje… Przez takie akcje się możemy poznać. Strach przed nami zastąpić zrozumieniem, tolerancją, wyrozumiałością. Może się to z czasem przerodzi w chęć wspólnej walki z chorobą… To trudne, ale możliwe. Im więcej ludzi pozna tą chorobę, tym prędzej może powstać lek…
A dopóki co, musimy żyć obok siebie. 

wtorek, 25 września 2012


            212. Od kiedy zaglądam na strony „NeuroPozytywnych i SM – Walcz o siebie”, jakoś czas mi się skurczył. Gotowanie, basen, siłownia, no i popołudniowa zmiana Marysi… Z czasem to wszystko wróci do normy. Ale teraz miło mi jest zajrzeć na stronę gdzie spotyka się ludzi słonecznych, optymistycznych, co robią kawal dobrej roboty… No i chorych na to samo co ja.
Wiele lat na to czekałem, i dzięki potędze Internetu zobaczyłem że jest nas wielu. Mogę poznać historię tych ludzi i zobaczyć że przeżywamy to samo… To taka nasza komuna. ;-))) Te same problemy, te same ograniczenia no i radości. Akurat trwa kampania uświadamiająca ludziom zdrowym nie tylko potrzeby ale i z czego czerpią siłę ludzie z SM-em. To dla mnie bardzo ważne, bo jestem jednym z nich. To samo przeżywam i tego samego pragnę… ;-D
Na sąsiedniej stronie opisuję naszą wizytę w gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej w czasie dnia otwartego. Muszę się pochwalić że mam już prezent na urodziny – bilety na Straszny Dwór. Idziemy w listopadzie razem z żoną… ;-*

piątek, 21 września 2012

wtorek, 18 września 2012

           210. Debilu z „PEFRONU” Czy ty widzisz na co dajesz pieniądze!!! Nic dziwnego że twoją instytucję chcą rozwiązać, ja widząc takie rozwiązania jestem ZA… Na windę w szkole, żeby dzieci się integrowały z osobami poszkodowanymi przez los, to pieniędzy ci - żal. A na takie idiotyzmy wydajesz kasę osób niepełnosprawnych lekką ręką. Że też nie ma żadnej kontroli? Won cholero ze stołka!!! … No ulżyło mi… ;-D


                209.   Miałem dziś sen… ;-D
Miałem różne badania i lekarze orzekli że mam raka żołądka i trzeba go operować… Że to coś spowodowanego refluksem i że stan jest ciężki… ;-D A mnie nic nie bolało, nic nie przeszkadzało, czułem się świetnie i w ogóle…
            … ??? Co nie? Też tak myślę… ;-D Lepszy taki sen, niż żeby to była rzeczywistość… ;-)))  

poniedziałek, 17 września 2012

               208.   Wiadomo nie od dziś, że witamina „D” i słońce wpływają na układ nerwowy. Brak zarówno tego i tego powodują depresję i tzw. „doły.” Wpływają na różne choroby związane z nerwami i chorobami immunologicznymi. Parząc na filmy popularno naukowe związane z tematem zdrowia, jak na przykład te na Discovery. Możemy dojść do wniosku, że nie możemy bagatelizować żadnych symptomów… Ból brzucha, zawroty, ból głowy, mogą być objawami bardzo groźnych chorób.
            Wiele osób, znalazło swoją chorobę poprzez oglądanie takich programów. Wielu też poprzez Internet, wpisując swoje objawy do wyszukiwarki. Wprost nie chce się wierzyć, że przez ignorancję lub niedouczenie lekarza, przez tyle lat wiele strasznych chorób się w nas rozwija.
Wierzymy takiemu lekarzowi i latami cierpimy…      
Teraz coś lżejszego. Chorujemy przykładowo na SM. Mamy chory mózg. Teoretycznie możemy zachorować na depresję, schizofrenię, nerwicę, możemy być niebezpieczni i atakować ludzi.  Pewnie dostalibyśmy też i tzw. „żółte papiery”.
Więc panowie politycy, i ci co ustanawiają prawo - po ulicach chodzi wielu potencjalnych morderców… Strzeżcie się!!! Możemy się Wam odwdzięczyć za lekceważenie i ignorancję… ;-)))

sobota, 15 września 2012

          207. Nie mogłem umieścić tego pliku tu normalnie, więc wpadłem na pewien pomysł... ;-D
Plik umieściłem na facebooku, bo tam jest możliwość, z tamtąd skoro jest już w internecie "zalinkowałem" tu, no i jest... ;-D Ale ze mnie mądrala... ;-)))


Kliknij tu. Zobaczysz jak sobie radzą z przeciwnościami losu...

piątek, 14 września 2012

            206.   Byłem na stronie KOMR Dąbek. Tu to był sierpień i zauważyłem bardzo dużo osób na wózkach.  Jak ja tam byłem kilkukrotnie, to wózkowiczów było góra kilkanaście… Teraz co najmniej pół na pół??? Były kule laski, owszem. Atmosfera, jak widać zarówno wtedy, jak i teraz wspaniała… 
Ale dla młodego człowieka któremu akurat postawiono diagnozę, to widok porażający i nie bardzo optymistyczny… Mówi się że wózek to ostateczność, większość jest sprawna -tylko trochę inaczej. A tu?...
Człowiek zadaje sobie pytanie, za jaki czas i ja taki będę? Jednak tak wcale być nie musi młody człowieku... ;-D Po wielu z nas nie poznasz że chorujemy. Pracujemy, cieszymy się życiem, ćwiczymy,  rehabilitujemy się, mamy dzieci… Ja choruję na SM ponad dwadzieścia lat i chodzę. Znam osoby po siedemdziesiątce, co trzymają się doskonale, nie gorzej ode mnie…
Tak więc reguły w tej chorobie nie ma.  Są różne programy w których nas próbują leczyć -najczęściej są one skuteczne. Część jak ja dostajemy programowe, darmowe leki z zagranicy… Po diagnozie, już wiele bramek mamy pootwieranych, mamy znajomych lekarzy, terapeutów…
Tak, to jest choroba, nieuleczalna i nieprzewidywalna, ale jakoś każdy z nas ją oswaja, dostosowuje do swojego życia… Bo najczęściej się tak daje…    


środa, 12 września 2012

                       205.  Wiele się narzeka na młodzież, że leniwa, nie ma obowiązków, krnąbrna… Że rodzice źle wychowują, że psycholodzy promują wychowanie bezstresowe… Że za karierą, pracą, kasą - brak czasu, w sumie na wszystko… Na rodzinę, wychowanie dzieci, zadbanie o siebie, zdrowie…
            Czemu tak bywa? Myślę że dlatego bo: Chce się pieniędzy na  ładny dom, a przy nim na dobry samochód. Fajnie by było co roku jeździć na urlop, najlepiej w ciepłe kraje. W domu też chcemy mieć nie gorzej jak zamożni sąsiedzi…
            Hmm…
            Czy czasami nie umyka nam w życiu coś ważnego. Coś niewymiernego, coś za czym tak naprawdę tęsknimy… Gdy mówi dziecko, mądry młody człowiek czego pragnie; to chce żyć bez pośpiechu, bez stresu. Chce mieć kochającą się  rodzinę, grzeczne dzieci, dobrego sąsiada, pewną pracę, czasem gdzieś wypaść na urlop, do kina. (Skromnie?)
A gdy dorasta to co robi? (Być może czasem i za radą starszych i otoczenia) Chce pracować tam gdzie dobrze płacą. W biurze, szpitalu, gdzie jest czysto, - głową. Na pewno nie tu, nie tam, nie ówdzie…
Tylko jest pewien problem, tam gdzie się dobrze zarabia, trzeba dać i coś z siebie. Pracujemy bardzo długo, w stresie, niepewności o jutro, w zawistnym często towarzystwie… No i co? Się szybko wypalamy. Stwierdzamy że życie strasznie szybko nam umyka, brak czasu na wszystko… Na rodzinę… Mamy pieniądze, ale nie mamy czasu na to i owo oraz na to o czym kiedyś marzyliśmy…

Z drugiej strony patrząc, w chwili rozwalenia przez nas muru berlińskiego i powstania Solidarności, zaakceptowaliśmy wejście na to miejsce amerykańskiego systemu pracy i wartości… Coś co przed laty wyeksportowaliśmy za ocean, wraca w obcej formie teraz do nas powrotem… To coś co jest teraz nam bardzo obce… Od pokoleń wychowywani jesteśmy w innym świecie, a tu masz!!! - Żyj brachu, siostro jak w amerykańskiej telenoweli, czy chcesz czy nie chcesz.
Chciałeś demokracji no to ją masz… Żyj ponad stan, tak jak pokazują Amerykańskie super banki… Kredyty, spirala, pętla na szyję… ;-D
Pewnie przesadzam, ale chcę pokazać bezsens takiej sytuacji. Tak się nie da żyć długo…
Propozycja? Każdy młody człowiek, powinien zobaczyć jak się żyje „naprawdę” Co go czeka…
Popatrzcie, są specjalne kostiumy usztywniające, ochraniacze na uszy, nakładki na stawy, rękawice, wreszcie okulary pokazujące świat starszego człowieka… (Agora 26.08.12r. str28) Niech każdy młody człowiek, w sile wieku, chociaż raz co jakiś czas założy taki strój i poczuje to, co czuje każdy starszy członek rodziny…
Wszyscy co zakładają ten strój, przeżywają szok… zaczynają się zastanawiać…

Niech dzieci chorych na SM, otworzą stronę (http://mamsm.pl/film_eksperyment)( http://mamsm.pl/symulacja) i zobaczą świat chorego ojca, matki. Jak on się czuje, dlaczego potrzebuje pomocy… Dlaczego od pewnego czasu myśli inaczej niż kiedyś gdy był młody, piękny, silny… Czy to jego wina??? Czy całym jego zamiarem jest to by cierpiała rodzina?…

Importujemy coś co nam się podoba, lecz nie każdego może być na to stać, taka jest prawda… Stajemy się nieszczęśliwi… Zaakceptujmy chorobę, starość, wczasy pod gruszą. Wycieczki rowerem, opowiadania przy ognisku seniorów, wspólne z nimi śpiewy. Wszystko to co scala rodzinę, a nie dzieli pokolenia. Wiele się można z takich rozmów dowiedzieć. Naprawdę, więcej niż z Telenowel… ;-D
To inny świat, bardziej zrozumiały bardziej nam bliski. Spokojny… Szkoda że coraz batdziej nam odległy…     

wtorek, 11 września 2012

                        204.  Ciekawy jestem czy jest realne, powstanie partii chorych na różne choroby, niepełnosprawnych, rencistów i pokrzywdzonych przez inne przypadki losowe. Razem z ich rodzinami to były by już miliony ludzi. Może dołączyli by do nas lekarze, rehabilitanci, pracownicy sanatoriów, hospicjów, wolontariusze...  
Może by starczyło na kilka stołków w sejmie. Świeża krew, aktywna, pełna dobrej woli grupa ludzi...
Poza tym każdy z nas zna się dobrze na sprawach, ogólnie mówiąc, ludzi poszkodowanych przez los. Przecież tych kilkudziesięciu idiotów i debili byśmy wymietli z parlamentu w oka mgnieniu...
Zajmując ich miejsce nareszcie było by kilku ludzi na właściwym miejscu... Skrzyknęli byśmy się przez Internet, spotkamy kilka razy, założymy partię, lub silne lobby. A może nawet Rząd stworzymy??? :-D
Jest jednak tu pewien problem… Do polityki trzeba mieć pewne predyspozycje - wić się jak piskorz, nie mówić całej prawdy, być chytrym, tworzyć aurę popularności, no i mowa pod publiczkę… ;-D  
Ludzie doświadczeni w taki sposób jak my, jednak przewartościowują swój światopogląd, i on jakoś nijak nie pasuje do mentalności polityków. Może dlatego nadajemy na "innych falach"???
Kilka lat temu, gdy tworzyła się "Solidarność", byłem radnym w Gminie, było jakoś inaczej, może nawet łatwiej. Teraz gdy triumfuje żarłoczny kapitalizm, amerykański styl bycia we wszystkim… Coraz mniej jest ludzi uczciwych, rzekłbym nawet  - na wyższych stanowiskach – normalnych…
;-D    
Ciekawy jestem czy jest realne, powstanie partii chorych na różne choroby…

czwartek, 6 września 2012


203.  Czasem warto się cofnąć do moich pierwszych wpisów, zwłaszcza na tej stronie Bloga. Na początku też poruszałem różne aspekty dotyczącej mojej choroby. Może nawet bardziej osobiste… Przez tyle lat, nazbierało się wiele doświadczeń, przeżyłem wiele ciekawych historii. Ach, jak ten czas leci… ;-D
Sam jak mam czas wpadam na te strony które wcześniej napisałem. Nie tylko by się nie powtarzać, ale i w celu poznania tego nastroju gdy słowa na blogu wtedy powstawały…
Jest tylko jedna sprawa… Zaglądam kilka razy do Internetu, piszę teksty, czytam posty na Fecebook-u, sprawdzam pocztę, itp… Boję się że w padnę w komputerowy nałóg… Zauważyłem pierwsze symptomy, a nałogi są u mnie, (tak myślę), genetycznym obciążeniem… ;-D Muszę uważać, myślę, że nie będziecie się gniewać gdy będę robić dłuższe przerwy… ;-))) No i ten mój SM… 

Dostałem tylko co  SMS-a że powstaje jakiś nowy program, u nas w Białymstoku. Dotyczy ludzi w gorszym stanie, na wózkach itp. Nie wiem co i jak, ale jak kogoś z Podlasia to interesuje i poza tym, do niego dotrze ta wiadomość, to może się skontaktować z Naszym Stowarzyszeniem najlepiej z Z Zosią - przewodniczącą. Jakby co, to mam do niej komórkę. ;-* Aha, dotyczy to podobno też ludzi starszych bez limitu wieku....
             202.   Paraolimpiada w Londynie. Olimpiada osób niepełnosprawnych. Uważam to za coś ważnego, za coś bardzo potrzebnego. Jest to czas w którym ludzie niepełnosprawni mogą w pięknej atmosferze powalczyć o medale tak jak zdrowi sportowcy. Nie wszystkim niepełnosprawnym wolno uprawiać sport wyczynowo, nie wszyscy mają warunki, nie wszyscy chcą. Ale myślę, że tak jak ja, (który nie za bardzo przepada za oglądaniem sportu), większość z przyjemnością ogląda i pasjonuje się wynikami, samymi zawodami jak i walką osób pokrzywdzonych przez los…
Jest nas przecież tak wielu… Warto by ludzie zdrowi, piękni, bogaci, zauważyli to i nie utrudniali nam życia, tak jak się to często bywa. Jesteśmy, żyjemy i chcemy normalnie funkcjonować. Nie stawiajcie nam schodów na chodnikach, bo sami kiedyś możecie ich potrzebować, jako rodzice z wózkiem dla dziecka, jako ci którym noga się podwinęła, jako leciwi seniorzy, którzy już nie wiele mogą, a chętnie by wyszli na słoneczko…
Dobrze że telewizja pokazuje w taki sposób osoby niepełnosprawne, mówi o nich, porusza ich problemy. Choroba lub niepełnosprawność dotyczy też i ich rodzin, a to już armia ludzi. Człowiek zdrowy, sprawny, nie zdaje sprawy z tego, że nie każdy takim jest, a warto było by, żeby o tym pamiętał. Bo większość barier powstaje niestety dzięki ich zaangażowaniu… ;-D
Nie będę wspominał tu za wiele o Blogach ludzi, ba, nawet całych grup i partii popierających faszystowskie poglądy... Krytykujących paraolimpiady, niepełnosprawnych, brzydkich, chorych i niemedialnych. Życzę im tylko, a to bardzo prawdopodobne, żeby dołączyli, (pewnie wbrew ich woli ;-D), do grupy ludzi na wózkach inwalidzkich, albo do tych chorych leżących z pampersami w bólu na łóżkach. 
Nie zbadane wszak są wyroki NIEBA… ;-D 

środa, 5 września 2012

           201. Wspominałem że mam idola? Mam, jest nim Stephen Hawking.    http://pl.wikipedia.org/wiki/Stephen_Hawking  Tak jak każdy z nas, ma swoje wady i zalety.
Ale też nie można mu odmówić olbrzymiego hartu ducha, pragnienia poznawania, uczenia się, optymizmu, chęci pracy nad sobą i urządzeniami ułatwiającymi mu życie... ;-D            
Mimo że lekarze dawali mu tylko 3 lata życia, przy nietypowym przebiegu choroby przeżył już 50!... Gość na wózku, mówi za pomocą syntezatora mowy, jest sparaliżowany, a jednak ma rodzinę, bardzo bogaty dorobek naukowy.
Ja bym chyba tak jak on nie mógł, kurde naprawdę nie dał bym rady… Już dawno bym się załamał, a on daje świadectwo wszystkim, że jednak nawet w takim poważnym stanie można funkcjonować i być jeszcze szczęśliwym…
Jest fizykiem, współautorem wspaniałych programów naukowych i wielu karkołomnych teorii. Ot taki współczesny Albert Einstein, tylko że z wieloma zdrowotnymi problemami…


poniedziałek, 3 września 2012

                200.  Zaczyna się wrzesień, i według mego postanowienia, trzeba zacząć, po sierpniowym szaleństwie… ;-D - Zacząć znowu chodzić na basen i siłownię. -   http://www.maniacgym.pl/   - Czas znowu wrócić do wagi którą zaleca Maniakowy komputer ;-D No i do kondycji sprzed wakacji…
Zaczynamy nowy sezon. Znowu czas się „skurczy”, będzie „mus” wyjścia z domu, do ludzi. ;-D Komputer będzie musiał przyjąć do wiadomości, że schodzi na dalszy plan… No nie aż tak. ;-)))   I wszystko tylko wróci do normalności… Nareszcie. ;-D

               199.  Rzadko kiedy czytam coś na papierze. Przez pewien czas wzrok mi się męczył bo literki skakały… Teraz już jest dobrze i od roku mogę już oddawać się lekturze - tylko tyle, że miejsce książki zajął już komputer... Owszem czytam to i owo, książkę jakąś, gazetę. Ale to nie jest to co kiedyś… Ten stan chyba nazywa się leń, albo ciekawość czegoś innego… ;-D
            Chciałbym polecić osobom nieco podobnym do mnie, kwartalnik „Neuropozytywni” który przeczytałem „od deski do deski”. Na tej stronie można się dowiedzieć jak go kupić…  - http://www.facebook.com/NeuroPozytywni  -  Jest w nim to, co mnie między innymi interesuje, gdyż dotyczy choroby na którą choruję. Odnajduję siebie na kartkach tego kwartalnika. Jest dobry dla mnie, a może spodoba się i Wam?...