Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 stycznia 2012

101.  Część III
Zapytajmy kogoś z dzikich plemion Amazońskich, czy Afrykańskich. Czy czasem nie wydajemy się im dziwni? Zostaniemy zaskoczeni ich czystym, szczerym i autentycznym spojrzeniem, nas. Na nas i naszą cywilizację na glinianych nogach. Którą stworzyliśmy i jesteśmy z niej tacy dumni.
Bo czy marnotrawiąc jedzenie, normalnym jest, pozwalanie na głód naszym sąsiadom z sąsiedztwa?... Naszym bliźnim z innego kontynentu, którym żywioły doprowadziły do głodu?            Czy to jest normalne, że spytani o zdrowie, odpowiadamy świetnie, a w rzeczywistości zwijamy się z bólu?  Że kłaniamy się ludziom którymi pogardzamy? Dlaczego milczymy, kiedy powinniśmy głośno krzyczeć?
             
A czy ktoś pomyślał o tym, lub poważnie badał to zjawisko, które powoduje że setki ludzi na świecie nie jedzą nie piją całymi miesiącami, ba dziesiątkami lat, żyjąc jak twierdzą energią przyrody?
Czy czasami to my nie żyjemy w świecie iluzorycznych wartości? Czy to co uważamy za ważne, w sumie „nie jest warte funta kłaków?”
  
Tzw. „Dzicy” postępują zupełnie inaczej. Jak coś jest dla nich be, to tak jest. Jak boli to boli, jak brzydkie to im się nie podoba.
Czy coś, co nie zawsze potrafimy nazwać. Musi być uważane przez nas, za coś nie wartego naśladowania?
Czy musimy uśmiechać się pobłażliwie patrząc na ludzi „Morsów”, chodzących po żarze, wyginających łyżki?
Podejrzewam, że to, w co teraz wierzymy…
Że zachowania, działania, bezkrytycznie teraz przez nas naśladowane…
Za kilka pokoleń, a może nawet już, w innych wymiarach, działają w zupełnie odmienny, niż obecnie uważany za naturalny  sposób.

Napisałem te słowa, abyśmy się zastanowili czasem, nad tym co wydaje nam się dziwne, nie pasuje do naszych przekonań. Byśmy nie odrzucali czegoś, co nam nie pasuje.
Bo być może, to nie my jesteśmy „Pępkami świata.
A to co jest naprawdę… Może wywrócić nasz cały światopogląd do góry nogami. ;-)))  

poniedziałek, 30 stycznia 2012

100.  Część II
Nie wiem czy w cywilizowanym świecie możemy sobie pozwalać na takie folgowanie instynktom. Dla mnie takich ludzi – geniuszy, jest szkoda. Czy od małego, muszą się dostosowywać do norm, środowiska, tego całego blichtru, do tego jednego słusznego kierunku, do którego nasza cywilizacja jest od wieków przyzwyczajona?
Właśnie, przyzwyczajona i siłą rozpędu idąca tam, gdzie chyba nie powinna…
Czy ludzkość jest dumna i zadowolona ze wszystkich swoich dokonań? Wątpię. ;-(
Wojny religijne, palenie na stosach, los jaki zgotowaliśmy Aborygenom, Indianom. Holokaust i obozy koncentracyjne.  
To tylko takie malutkie przykładziki…

Myślę że gdyby już w przedszkolach, zerówkach, były osoby odpowiedzialne i mające ten dar odkrywcy, kształcone w wyszukiwaniu tych bardzo zdolnych jednostek, tych indywidualistów, z których dzieci od małego się śmieją i drwią.
I kierowały je do środowisk, uczelni, instytucji w których będą mogli rozwijać swe nieprzeciętne zdolności, mielibyśmy czystsze sumienie i pewność że zrobiliśmy chociaż niewielkie coś dla nich.

Nie, nie, Zostałem źle zrozumiany. Dziecko musi mieć dzieciństwo. Nie należy odbierać ich rodzicom i umieszczać w jakichś odizolowanych miejscach i nie zezwalać na kontakty z rówieśnikami. Powinny tylko od najmłodszych lat wiedzieć że są jednostkami wybitnie zdolnymi, a nie dziwolągami.

niedziela, 29 stycznia 2012

99.   Część I .
Jedni słuchając muzyki widzą kolory, albo krajobrazy. Są uzdolnieni muzycznie. Od małego grają, komponują, śpiewają.
Innym cyfry układają się w ciągi liczb, Widzą to co innym jest niewidoczne. Pasjonują się matematyką, fizyką. Tak jak inni pisząc książki, oni układają definicje i formuły.
Jeszcze inni widzą kształty ukryte w marmurze, odtwarzają, malując pędzlem, sceny powstałe w głowie. Niewielu jest takich ludzi, bardzo uzdolnionych w jakiejś jednej dziedzinie. Tacy co się zdarzają jeden na sto tysięcy, na milion. Geniusze.
Często są oni niezrozumiani przez innych, wyobcowani. Nieraz mają jakieś ułomności, choroby. Często się wybijają ponad przeciętność i służą, górnolotnie mówiąc, całej ludzkości. Są niezastąpieni, jedyni.
Jednak zdarzają się i tacy, którzy nieodkryci, wyśmiewani przez innych, nie umiejąc się dostosować do panującej rzeczywistości poddają się i dołączają do grona średniaków, nie afiszując się i dostosowują w dół. 
Są wrażliwsi od innych, więc popadają w różne nałogi. Czasem popełniają samobójstwa.
Dlaczego ludzie, w stadzie, wszystkich osądzają swoją miarą i każą dostosowywać się wybitnym jednostkom do innych i wyrównywać do dołu? Wielu jest takich uczni w szkołach, którzy przewrażliwieni, czasem ułomni, urodziwszy się w takich, a nie innych rodzinach, poddają się i nieszczęśliwi przez całe życie, ukrywają swoje nadzwyczajne zdolności, albo je zwyczajnie, dla wygody, ignorują.
Idą na łatwiznę, aby tylko mieć przyjaciół kolegów, nie chcą wystawać ponad tłum i równają do innych.

piątek, 27 stycznia 2012

98. Od paru lat mam jedną nogę zimniejszą. Szybciej mi na dworze marznie. Myślałem że to coś związanego z krążeniem krwi, ale chyba nie... Miałem robione badanie- Dopplerowskie USG i wykazało że wszystko w normie. Mówią że to może być związane z SM-em? Może i tak… Wyniki analiz mam dobre, poza tym nie chce mi się szukać następnej choroby, skoro jest i tak nieźle. 
Badanie USG Dopplerowskie, chciałem zrobić a propos zastosowania stentów w leczeniu SM. Wyszło na to, że wszystko mam drożne, a skoro tak, to po co robić mi operację? Z jednej strony się cieszę, z drugiej jednak, bardzo bym chciał zrobić sobie operację, wyzdrowieć i zapomnieć o tym całym, pioruńskim SM-ie.

czwartek, 26 stycznia 2012

97.  Wiele mamy teraz do dyspozycji różnych urządzeń diagnostycznych. Wiele w salach chirurgicznych maszyn i instrumentów, o których, kilka lat temu nawet nie myśleliśmy. Technika idzie do przodu.
Nie chcę tu pisać o przepisach i rozporządzeniach, które hamują ten rozwój. Sam należę do grupy tych osób, którym szczególnie zależy, by jak najprędzej wprowadzać w życie pewne wspaniałe pomysły. A leżące gdzieś w przepastnych poczekalniach instytucji i ministerstw, czekających na fundusze.
Im szybciej wyjdą z tych bunkrów, tym szybciej i taniej będziemy leczeni. Ale żeby to zrozumieć, trzeba samemu być chorym albo starym i stać w kolejce na badanie, czy po lekarstwo. Jesteśmy uzależnieni od bogatych, zdrowych i szczęśliwych ludzi. Nie dziwmy się więc, że tak funkcjonuje ten system.
Ministerstwo zdrowia, jak sama nazwa wskazuje, jest dla zdrowych, zamożnych, płacących podatki, mających pracę ludzi.
Może  gdyby zmienić nazwę - na Ministerialną pomoc osobom chorym i potrzebującym pomocy? To może by się coś zmieniło? ;-))))

środa, 25 stycznia 2012

96.  Wspomnieć o tym mogę, bo już, myślę, że mnie na tyle znacie i wiecie, że nie przywiązuję do takich spraw wielkiej wagi…
Za nie myślenie jedynie o sobie, za swój stosunek do życia, nieustępliwość chorobie, racjonalizm i myślenie na zapas o przyszłości rodziny, jestem dawany jako przykład innym i to nie tylko chorym ludziom. ;-D
To miłe, ale nie mogę, niestety, wpaść za to w samouwielbienie… ;-D
Wiem, że aż taki święty, to ja nie jestem. Wiele błędów popełniłem i robię je nadal… Ale za to, że się przynajmniej staram… ;-D To pozwalam, możecie wziąć, ze mnie, trochę tego przykładu… ;-D

wtorek, 24 stycznia 2012

95.   Czasem myślę, że dobrze się stało, że mam rentę i to na stałe. Rolnicza, to rolnicza, z rent najniższa, ale zawsze mieszkanie mogę opłacić… ;-D
Nie wiem jakby to było, gdybym był sam. Bo to trzeba coś i zjeść i w aptece trochę grosza zostawić, a inne opłaty?... A jakbym stracił władzę w członkach. Brrr… Lepiej nie krakać i nie myśleć, bo to skóra cierpnie na samą myśl… Wszyscy wiemy jak działa u nas pomoc społeczna… ;-D
Żony emerytura z ZUS-u będzie wyższa. W razie czego nawet sama przeżyje. Ale kiedy ona jeszcze będzie?... Coraz to się oddala, a wiek nieubłagalnie robi swoje. Zdrowie może w każdej chwili wysiąść. Bo to całe życie pracowało się ciężko, a czasem ponad siły.
 Zdrowemu i młodemu, tak się wydaje, ale w tym wieku też już coraz ciężej coś zrobić. Niby pięćdziesiątka zaledwie, ale do emerytury daleko i jeszcze dalej… ;-)))
System nasz emerytalny szwankuje. Państwo na tym rękę trzyma. Mówią ludzie, że sobie marmury, pensję z podatków biorą. Żyją w jakimś zawieszeniu, a tu jednak nie wszystkim wystarcza „do pierwszego”.
Jest coraz gorzej, jakoś bardziej nie ludzko i nie wygląda na to że się poprawi. Nie tak miało być, gdy Solidarność podpisywała umowy. To nie jest ten system…

Pracowałem przez 20 lat do renty. Potem też jeszcze przez kilka lat. Ciężko po kilkanaście godzin w kraju i za granicą. Bo miałem plany, marzenia. Płaciłem ówcześnie  ustalone składki i ubezpieczenia. Miało wystarczyć, tak mówili. Niestety, kłamali… ;-( Brakuje. A dorobić już teraz nijak nie mogę.
I mimo wszystko, twierdzę, że i tak mam szczęście, bo wielu innych ma gorzej.
Ale czy tak być powinno? Tak, żeby człowiek chory, z głodową rentą, z kilkoma groszami oszczędności, mówił że mu się w życiu poszczęściło?... Coś mi tu panowie posłowie i ci, co prawo w zdrowiu i szczęściu ustanawiacie, nie pasuje…
Lobby bogatych, dzielących się z wami swoimi „srebrniakami”, nigdy nie było towarzystwem dla ludzi uczciwych…
Carowie i królowie też żyli wspaniale na koszt społeczeństwa… Ale tylko do czasu, kochani, do czasu…  ;-D

poniedziałek, 23 stycznia 2012

94.  Kiedyś, gdy niewiele mogły nam zaproponować nasze sklepy, prenumerowaliśmy miesięcznik  „Readerst Digest”. Dzieci akurat kształciły się w różnych szkołach, my pracowaliśmy za granicą, to też i wiele albumów, książek, serii, kupiliśmy w tym wydawnictwie.
No i teraz jak wiadomo, ślą nam oferty i mamy grać w ich loterii. ;-D   Gramy, bo to zawsze jakaś rozrywka, a i ciekawość, co też mogą nam teraz zaproponować?
No i proponują jakieś poradniki o zdrowiu, o radzeniu sobie z ułomnościami, starzeniu. Pewnie to z punktu widzenia ich marketingu, jest wszystko OK. Ale jak wysyłają mi tylko takie oferty, to staje się to dla mnie już nie bardzo miłe. Nie czuję się komfortowo gdy co i rusz przypomina mi się, że się starzeję… Wiem to i bez nich… ;-D
Dużo czasu spędzam przy komputerze, więc mogli by wysyłać mi coś związanego z tą działalnością. Lubię też podróże, ciekawostki.
A tu, siedź chłopie na kanapie i czytaj sobie o chorobach… A pocałujcie wy mnie w… Idę na basen…  ;-)))

niedziela, 22 stycznia 2012

           93.  Byliśmy z Marysią w kinie. Jak zwykle nie był to film dla „Normalnych” ludzi. „Musimy porozmawiać o Kevinie”. To film polecony nam przez znajomych znających nasze gusta… ;-D
Teoretycznie, chłopak w nim zabija siostrę, ojca i niewiadomo ilu kolegów w szkole. To teoretycznie. Bo to jest bardzo skomplikowany psychologicznie film. Odpowiadający na pytania o różne zachowania ludzkie, o uwarunkowania genetyczne, rodzinne. Dodał bym jeszcze  i różne zachowania społeczne, pewnych grup ludzi.
To nie jest film, który salwami śmiechu mówi nam w którym momencie mamy się śmiać… To film o którym można przedyskutować całą noc. Który nie pozwala zasnąć, dopóki nie przeanalizujemy każdej sceny, każdego urywku filmu. Każda scena coś znaczy i jest godna zastanowienia. Co i rusz wracamy do pewnych spraw przedstawionych poprzednio, bo nie zwróciliśmy na nie akurat wtedy uwagi.
Jeśli ktoś, kto tak jak ja miał depresję. Pamięta ją i myśli które mu towarzyszyły. To ten film da mu dużo motywów do refleksji. Pozwoli zauważyć pewne relacje społeczne podobne do jego zachowania w czasie zmagań z tą chorobą.
To był naprawdę dobry film… ;-*  

piątek, 20 stycznia 2012

92.  Na ulicy często obserwujemy kogoś atrakcyjnego. Wszystko jedno czy jest to kobieta czy mężczyzna i czy obserwatorem jest chłopak czy dziewczyna. Jak jest na kim wzrok zawiesić, „często rzucamy nań okiem”… ;-D
A to na nogi. Na piersi czy tyłek… !!! Oj, nie prawda panienko…  Ty też lustrujesz facetów aż miło… ;-D Zwłaszcza w twoje dni płodne… ;-D  Nie tylko, to jedno, i nie tylko chłopom to w głowie. ;-)))

Swoje koleżanki, też oglądasz od dołu do góry. Czy ma sadełko, czy strój dopasowany jest do figury? Nie ukrywam, mężczyźni mają to samo. ;-D Jesteśmy podobni, chodź pochodzimy z dwóch różnych planet. Lubimy być atrakcyjniejsi od innych, choć nie zawsze to nam wychodzi. Jesteśmy niestety ułomni i najczęściej to piwko, czy ciastko psuje ogólny efekt. No ale cóż, jak jest tyle pokus dookoła. ;-D
Lubimy kogoś podglądnąć przez okno, spojrzeć niby od niechcenia na plaży, zwrócić uwagę na ruchy w tańcu. Jesteśmy seksualni i normalnym jest u nas, myśl o przedłużaniu gatunku… To nie jest żaden wstyd… Chociaż obserwując niektóre osoby… ;-)))
Sex, oprócz między innymi zaspokojenia głodu, pcha nasz gatunek do przodu. Wiele zależności w grupie też zależy od niego. Nie da się seksu zlekceważyć, przejść obok. Prędzej czy później da o sobie znać. Psychoterapeuci wiedzą coś o tym. Wspomnienia o nim, w dużej mierze zależą od tego, czy był udany, niewymuszony i przyjemny.
Więc czy mamy udany związek, czy mamy dobry humor i jak spoglądamy na świat, zależy  od naszej szeroko pojętej seksualności… ;-D

czwartek, 19 stycznia 2012

91.   Czy zdarzają się cuda i cudowne uzdrowienia? Coś mi mówi że bardzo rzadko, ale coś takiego istnieje. Jest jednak jeden warunek, trzeba w to wierzyć. Potrzebna jest taka sama wiara, jak wiara w Boga, bezgraniczna, bezkrytyczna ufność. Doktrynalne zawierzenie… Uwielbienie życia, strach przed śmiercią i nicością. Po prostu wiara z cuda…
Ateiści raczej takiej wiary nie mają, ale i tu zdarzają się niewyjaśnione uzdrowienia. Często jest, że są one nawet powodem do ich nawrócenia.
Zastanawia mnie jednak, sceptycyzm i ostrożność kościoła. Każdy taki przypadek jest drobiazgowo sprawdzany. Dlaczego?
Wiara i doktryna kościoła mówi, że nad cudami, dokonanymi przez Boga, Opatrzność, Świętych, przez modlitwę i prośby wznoszone do Nich - wątpić nie należy. A jednak sam kościół wątpi i wbrew temu co mówi, dokładnie takie doniesienia sprawdza…
Jasnym jest że chodzi tu o wiarygodność samego kościoła. Odpowiedzialność przed wiernymi. Tylko nie wiem dokładnie co na to chrześcijańska doktryna, mówiąca o bezkrytycznej wierze? To jest takie trochę schizofreniczne zachowanie. To coś podobnego do spowiedzi przez molestującego dzieci księdza, albo gromadzącego dobra na przyszłość swoją i swojej rodziny biskupa.
Nie ulega wątpliwości że zaszczyty i honory w kościołach, w całej jego historii, zostawały kupowane, a nawet zdobywane z cyniczny, bezwstydny sposób. Kościół o tym wie i nie raz przepraszał za czyny swoich pasterzy. Są bardzo niechlubne karty w dziejach kościoła i dlatego kościół boi się teraz krytyki i woli dwa razy sprawdzić jakąś wiadomość niż od razu ją zaakceptować. Nawet wbrew czasami swoim wiernym i samemu sobie… ;-D

Ja jednak, pozwólcie... Też pełen sceptycyzmu, podobnie jak i nasz katolicki kościół, będę wierzyć po swojemu w pewne niewyjaśniane zjawiska występujące na świecie…
I czy powstały one za sprawą Opatrzności, Boga, czy zwykłego zrządzenia losu. Obojętnie, jak ktoś to nazwie. Uważać będę, że jednak coś w Tym jest… ;-D

środa, 18 stycznia 2012

90.  Znowu żona mnie namawia na krioterapię. Brrrrrrr… Nie lubię zimna… ;-D
Dała mi do przeczytania xero notatki prasowej na ten temat. Całkiem logicznie wszystko zostało tu powiedziane.
I poszerzenie tętnic, żył, większa ilość tlenu i pokarmu rozprowadzana do komórek. Zbawcze działania na włókna nerwowe, mięśnie, psychikę. Zwiększenie wydzielanie endorfiny, hormonu szczęścia, testosteronu i innych tam… ;-D
Było by wszystko dobrze i pewnie bym w końcu uległ. Gdyby nie ta konieczność przebierania się… Zdejmowania ciuchów, nakładanie innych i ubieranie się od nowa… Ludzie, za co?... Czy samo ranne ubieranie, zakładanie skarpet, kurtki, butów.
Czy samo wyjście na miasto, na gimnastykę nie wystarczy… ;-))))

Ja tam wolę ćwiczenia na siłowni, pływanie w basenie, Jakuzi. Bez pośpiechu, powoli, ciepło. Miłe towarzystwo.
Krioterapia… Brrr… Nie lubię zimna, ot co… ;-D

wtorek, 17 stycznia 2012

89.  Są chwile gdy pisałbym bez przerwy i pisał. I są momenty gdy mam pustkę w głowie. Gdy rozsadza mnie energia i gdy nic mi się nie chce…
Gdy coś mi nie wychodzi i jestem podenerwowany. Oraz gdy na coś czekam i jestem podekscytowany.
Nic nowego nie odkryłem? Jasne, bo tak każdy ma…
Dochodzą jeszcze do tego dołki, spowodowane przez hormony, przez neurony, problemy w pracy i ciśnienie atmosferyczne. ;-D
W jaki sposób jeszcze funkcjonujemy? Jak można z nami wytrzymać? Żyjemy w stadle, bo taką mamy naturę. Potrzebujemy jeden drugiego.
Nie tylko wtedy gdy szukamy partnera do kopulacji i jesteśmy mili, że aż choć do rany przyłóż. Ale także i wtedy gdy mamy jakieś problemy…

Czy to wszystko da się jakoś połączyć? Ba...  Daje się. ;-D
Czy w małżeństwie i powiększającej się coraz to rodzinie tak nie ma?

Umiejętność wybaczania, tolerancja, miłość, podanie pomocnej ręki w potrzebie, poświęcenie dla drugiej osoby i wspieranie się nawzajem.
Ciężkie do pogodzenia?
Absolutnie nie… Mieszkaliśmy przez pięć lat w szkolnym internacie. To wszystko między nami było. Pomimo różnych wtedy sytuacji byliśmy jak jedna wielka rodzina. To trwa do dzisiaj… Gdy się spotykamy, czas jakby stanął w miejscu. Nie ma żadnych złości, tremy, obojętności. Dalej tworzymy na chwilę tą zgraną paczkę… Gadamy, plotkujemy, wspominamy i żartujemy.
A potem, rozjeżdżamy się do naszych rodzin, naszych małych ojczyzn, bez których, tak na dłuższą metę nie możemy wytrzymać. … ;-D
Ależ ta natura ludzka jest skomplikowana… ;-))))))))))))))))))

poniedziałek, 16 stycznia 2012

88.
„Ta Dorotka, ta malutka, ta malutka.
Tańcowała do kolutka, do kolutka…”

Ech… Te wspomnienia mego dzieciństwa… Pamiętam jak ojciec śpiewał mi tą piosenkę siedząc na tapczanie. Ile wtedy mogłem mieć lat? Pięć, sześć?
Zapisuję teraz te wspomnienia, myśli i historię mojej rodziny od pokoleń. Jak to wszystko gdzieś umyka, się zapomina…
Jeśli ja teraz tego wszystkiego nie spiszę i nie przeniosę na karty wspomnień, albumów i kronik, to wszystko się gdzieś rozmyje, ulegnie zapomnieniu.
Zdałem sobie sprawę że to ostatni moment na pisanie tej historii która jeszcze jest tworzona przeze mnie i którą pamiętam. Dopóki żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, czasy których ja już nie pamiętam, a wyryły bruzdy w historii mego życia.
Jakże ja bym chłonął tą historię, te myśli, plany, których twórcami byli moi dziadkowie, pradziadowie… Ale niestety, nic po nich nie zostało, oprócz kilku pożółkłych dokumentów, fotografii, szczątków opowiadań słyszanych z ust bliskich mi osób.

Dlatego wszystko teraz zapisuję. Niech mają radochę moi wnukowie, prawnukowie, gdy kiedyś znajdą te wspomnienia na pożółkłych, starych kartach gdzieś w piwnicznych szufladach komód czy szaf. Nich wiedzą jaka jest historia, wyciśnięta na ich historycznych korzeniach rodzinnego losu ... ;-D

piątek, 13 stycznia 2012

87.  Mówi się o nich, opóźnieni… To są ci z Daunem, mający porażenie, takie lub inne… No ogólnie chorzy… Ci którym się w życiu nie poszczęściło.
Ci do których utrzymania musi dopłacać budżet, którymi trzeba się opiekować. To są Ci, których rodzice gdy je pierwszy raz ujrzą, doznają szoku. Miotają się, mają żal do stwórcy i pytają dlaczego i czemu właśnie oni…

No bo tak już jest…
Jest też i tak, że po okresie buntu, szoku, wznoszenia wzroku ku górze, następuje pogodzenie się z losem i przyjęcie na siebie tego obowiązku. No bo czym się różni wychowanie dziecka chorego i zdrowego?
Kosztami ktoś powie… Tak i tymi psychicznymi i fizycznymi. Ale zostawmy ten temat na chwilę…
Czym się różni wychowanie dziecka chorego i zdrowego? Niczym… Pieluszki tak samo trzeba zmieniać. Karmić, dawać i dzielić się miłością tak samo. Nawet człowiek nie zauważy jak pokocha to chore dziecko i nawet mu do głowy nie przyjdzie, że mogło by być inaczej.

Takie myśli przychodzą później. Gdy dziecko wkracza w wiek dojrzewania i ono teraz zaczyna pytać. Wszystko jedno czy pyta wzrokiem, czy potrafi się wypowiedzieć. Pyta, dlaczego jest inne?… Dlaczego ma takie kłopoty, czy problemy z tym czy tamtym?
Pewnie mówimy mu że tak już jest…
Nie mówimy że sami się nad tym zastanawialiśmy i zastanawiamy. Że różne myśli przychodzą nam do głowy. Po prostu pogodziliśmy się z takim stanem i już…
No bo czym się różni miłość do dziecka zdrowego i chorego?...

Poświęciliśmy się dla dziecka, bo zmienił się nasz światopogląd. Co innego stało się nam ważne. Zmieniły się nasze wartości…. Nie zapomnieliśmy o tym, że mogło by być inaczej. Nauczyliśmy się to akceptować. I co dziwne dla innych, jest nam z tym dobrze, jesteśmy na swój sposób szczęśliwi… ;-D
Pozostały daleko od nas myśli które przychodziły do nas wcześniej. O Aborcji, o oddaniu dziecka pod opiekę innym. O rezygnacji z własnego szczęścia…
Własne szczęście??? A czym że ono jest???

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czym że jest to szczęście, jeśli nie mamy innego wyboru?...
W przyrodzie jest tak, - że albo samica opiekuje się ułomnym dzieckiem, albo je zagryza, czy wyrzuca z gniazda.
Jest tylko pewna różnica… My jesteśmy ludźmi. Niektórzy mówią nawet, że wierzącymi. A to jest trochę więcej niż zezwierzęcenie… ;-*
86.  Ale dobrze tym co nie lubią śniegu… ;-)))  Mogą wyjść na spacer, na zakupy, a nawet coś załatwić. Swobodnie, nie męcząc się, nie mocząc w kałużach. Już mamy miesiąc bezśnieżnej zimy za sobą, zaraz następny i „styczeń luty maj...” ;-D Pewnie trochę pomrozi, trochę popada, ale to już będzie z górki. ;-)))
Przypomnieli w naszej lokalnej TV, jakąż to zimę mieliśmy o tej porze w zeszłym roku. Śniegu w mieście była taka masa, że musieli wywozić wywrotkami z ulic. Wiecie że ja już o tym zapomniałem… ;-D A jednak…
Na Discovery, co tydzień pokazują dni stanu wojennego na podstawie Dziennika Telewizyjnego. Ha!!! To były czasy. ;-D   I Dziennik, telewizja i prowadzący… Ale zaszły zmiany w tym okresie. Ale żeśmy przeżyli rozmaitych i ciekawych czasów… Trzeba nam przypominać, bo to wszystko, ta nasza skleroza zapomina. ;-D

Tak sobie pomyślałem, że sporo czasu dała aura, tym co przygotowują wszystko do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej… Po prostu mają szczęście. ;-D A i budżet oszczędza na soli i pługach do odśnieżania. Plują w brodę tylko ci, którym opady śniegu przynoszą wymierne korzyści finansowe. Odśnieżanie dachów, dróg. Albo ci co żyją z turystyki, bo to i wyciągi i narty i kuligi…
No tak… Wielu ludzi się z braku śniegu nie cieszy… Dzieci i dorośli co lubią w czasie weekendów, ferii czy urlopów - sanki, narty, deski…

No ale się taki jeszcze nie urodził co by każdemu dogodził. W zaszłym roku ja miałem biedę ze śniegiem, w tym oni… Ces't La Vie jak to mówią Francuzi… ;-D
Musi być wszystkim po równo… ;-))))))

czwartek, 12 stycznia 2012

85. Bardzo byśmy chcieli, z Marysią dożyć w zdrowiu naszej 30 rocznicy ślubu i zrobić sobie prezent w postaci urlopu na Bali, lub jakiejś innej Indonezyjskiej czy Tajskiej wyspie… ;-))) 

No jasne… Śmiech na sali… ;-D

Ale trzeba mieć jakieś marzenia… Grecja kiedyś też była poza naszym zasięgiem finansowym i co? W 25 rocznicę ślubu pojechaliśmy i do Grecji i odwiedziliśmy syna na uczelni w Danii. Wspaniałe wyprawy…
Lego land… Nawet o nim nie myślałem… A tu, byliśmy z całą prawie rodziną i to za darmo. Pod wieczór, na trzy godziny przed zamknięciem, można tam wejść nie płacąc. No, kolejki, karuzele i inne dziecięce atrakcje są już pozamykane, ale wszystko inne czynne. Nie będę się rozpisywał o Danii, bo to całą książkę było by można napisać. Wspomnę jeszcze tylko o moście, często pokazywanym w TV, a łączącym Danię ze Szwecją… Przejeżdżaliśmy nim!!! ;-D
W Grecji też, oprócz byczenia się na plaży, byliśmy na wspaniałych wycieczkach. Też nie będę się o teraz tym rozpisywał. Ale muszę wspomnieć o Meteorze, o jej wiszących na skałach klasztorach. To nie była wyprawa dla niepełnosprawnego gościa, ale byłem tam, właziłem wszędzie gdzie tylko było można i podziwiając krajobrazy, cieszyłem się z tego że mogę i dam radę jeszcze tam być… Nawet się za mocno nie rzucałem w oczy… ;-)))
Ach, jakąż to daje satysfakcję, gdy spełnia się od dawna skrywane marzenia… ;-* 

środa, 11 stycznia 2012

84.  Mam kryzys twórczy. ;-D  Nie chce mi się pisać Bloga. Myślałem, że może natchną mnie inne Blogi, ale poczytałem trochę i machnąłem ręką… Mam po prostu lenia…
Wystarczy że zrobiłem zakupy, ugotowałem kwaśnicę, która wszystkim bardzo smakowała i rozebrałem choinkę, bo już się niemiłosiernie sypała…
Marysia pochwaliła mnie, że gotuję coraz szerszy bukiet obiadów. ;-D  To miłe… ;-*

wtorek, 10 stycznia 2012

83.  Nie jest to częste i naprawdę nie przejmuję się tym, aż tak bardzo i nie smućcie się naprawdę ludziska…
 ;-D
Ale mam tak czasem, że zapominam co miałem zrobić… Nie tak, zwyczajnie, jak ma wielu ludzi… Wychodzi się z domu do piwnicy, garażu, sklepu i wodzi się tam bezmyślnym wzrokiem, bo zapomniało po co się przyszło… Taka pustka w głowie to przecież nic nowego. „Zdarza się w najlepszej rodzinie… „ ;-D
Chodzi mi o takie coś, co sprawia że człowiek wpada w panikę. Ma chaos w głowie.

…Myśli o czymś, chce to zrobić, a w następnej sekundzie zapomina o wszystkim…
Z przerażeniem duma, jaki był ten ostatni motyw, od czego tu zacząć, o czym myślał kilka sekund temu. Z pasją pragnie do tej myśli wrócić, jakby od tego zależał los świata… Próbuje przemóc ten strach, uspokoić się, nie chce popaść w histerię. Wyłącza się.
Po kilku minutach wraca i próbuje znowu znaleźć tą myśl. Ach, jakże jest szczęśliwy gdy ją znajdzie… ;-D Uspokaja się, uśmiech wraca mu na twarz. Bywa że z radości zachichocze…
U mnie to coś to nowego. I te luki w pamięci i ten paniczny strach… Umiem na szczęście nad tym zapanować i podejrzewam że nikt nie zauważa tego co przeżywam…

Bardzo mi jest smutno, gdy do tej myśli - tej właśnie… Nie mogę wrócić. Jestem wtedy pełen obaw i najgorszych myśli…. że kurczy mi się czas który dostałem od losu…
 …I jest to następny etap SM-u w którym stanę się bezmyślnym zombie… 

poniedziałek, 9 stycznia 2012

81.   Ależ było by fajnie wygrać w Lotto… ;-D Człowiek byłby ustawiony na całe życie… ;-D Spełniał by marzenia, kupował rzeczy które są teraz poza jego zasięgiem. Stać było by w końcu na leki…
Ach… ;-D
Ta nadzieja przed i plucie w brodę, jakim to się jest idiotą, po… losowaniu… ;-D  

piątek, 6 stycznia 2012

80.   Od pewnego momentu, zainteresowali się tym co piszę w tym blogu, moi najbliżsi.
Bo tak prywatnie, nie jestem wylewny, raczej taki małomówny milczek obserwator. Czasem zakompleksiony. Czasem buntujący się i wredny… ;-D
Więc nie dziwę się, że bliscy w ten sposób, chcą mnie lepiej poznać. To jest bardzo dobry i nie narzucający się sposób zdobywania informacji o mnie… ;-)))
A i odwrotność tego, nie jest, wydaje mi się, złym rozwiązaniem...
Hmmm…
W sumie, to nie jest takie złe, być czytany przez rodzinę, znajomych…

Z jednej strony intymność, no ale nie muszę przecież pisać jak przystojnie wyglądam nago… ;-)))
Z drugiej, wiele się można o mnie dowiedzieć. Co mnie absorbuje, jakie mam poglądy, jakie kompleksy. Co mnie irytuje i co mnie aktualnie stresuje…
Muszę jednak się czasem mocno hamować, by nie pisać bezpośrednio o sprawach rodzinnych, o prywatności innych i…  Jaki mam numer konta w banku. ;-))))))

czwartek, 5 stycznia 2012

79.  Jaki jest Sylwester osób niepełnosprawnych? Hmmm… Smutny?… ;-D
Ale myliłby się ten, kto uważa że wszyscy niepełnosprawni się do tego przyznają. Ja też się do tego nie przyznam… ;-)))
Bo choć żal mnie ogarnia, gdy patrzę na imprezy z ludźmi młodymi, w pełni zdrowymi, szczęśliwymi… Ja też chciałbym być jeszcze taki… Sprawny…
Ale co zrobić… Ten etap mam już za sobą. Trzeba się z tym pogodzić i czerpać radość z tego co jest, bo może być jeszcze gorzej… ;-D

Widzę Janusz że masz dołek… ;-)))

Nie pierwszy i nie ostatni. Wyjdziesz z niego, tak jak zwykle i nikt nie pozna że się smuciłeś… ;-D
Pójdziesz z żoną na koncert Sylwestrowy do Filharmonii i będziesz się bawił na prywatce. Pokuśtykasz może potem na występy i pokaz sztucznych ogni na rynku i będziesz czerpał z tego radość.
Bo przecież, nie przyjdzie ci do głowy że może być inaczej… ;-)))

środa, 4 stycznia 2012

78. Jak widzę babcie płacące w sklepie grosikami, to się cieszę, że nie muszę, aż tak jak one oszczędzać. Oczywiście, nie staję za nimi do kasy, bo wiem że dopóki się rozliczy z kasjerką, minie sporo, oj sporo czasu… ;-D
A ja muszę szybko, by nikt stojący za mną, nie pluł w brodę że stanął za mną. Nie klął że stanął za kaleką. Najlepiej było by, gdybym wtopił się w tłum. … ;-D  
Sory, nigdy nie czuję się na tyle swobodnie, by się rozprężyć i nie śpieszyć tak jak inni potrafią… ;-D
Zawsze ograniczam czas spędzony w kolejce, do minimum i zły jestem gdy ktoś się ociąga, bo inni już mają czas na rozglądanie i mogą mnie zauważyć... ;-(   
Ale czy to jest wina tylko tego mego SM-u? A może to wina ubiegłego systemu w którym dane było mi żyć…
A może takie zachowanie wymusza szacunek dla innego klienta? Bo być może, on się śpieszy i ma mniej czasu niż ja… ;-)))      

wtorek, 3 stycznia 2012

77.   Uważam za piękną, tą integracyjną, od wielu lat wprowadzaną tradycję, wspólnego świętowania wigilii. Obchodzi się ją w wielu zakładach pracy, związkach, szkołach, stowarzyszeniach. Na przykład w takim jak nasze z SM-u.
Może to się wydaje na pierwszy rzut oka, trochę sztuczne i na wyrost, jednak jednoczy pewne grupy ludzi. Nie tylko jednoczy, ale przy takich okazjach, zwraca uwagę na hołdowanie różnym tradycjom, w tym religijnym, w naszym społeczeństwie.
Uważam je dobre, bo to co było, niestety, już mam umyka i zanika w naszych rodzinach… Nie wszyscy młodzi ludzie lgną do rodzinnego tradycyjnego świętowania, od wieków kultywowanego w naszym społeczeństwie. Wprowadzane są inne świeckie obyczaje. Pewnie można je nawet nazwać i komercyjnymi…
To normalne że wszyscy chcą zarabiać na świętach. Ale czy na pewno jest dobrym pomysłem ubierać choinki i wystawy sklepowe już dwa miesiące przed świętami i namawiać do kupowania dzieciom czym prędzej prezentów? Spotykać się w pubach i innych lokalach po wigilijnej kolacji?

Nie wiem?... Niby choinka w naszych domach też jest dopiero od mniej więcej stu lat… Od zawsze jak pamiętam, była wigilia postna, a tu, od paru lat można jeść wszystko… Ja w każdym bądź razie, hołduję jeszcze tej staro-ustalanej tradycji…

Mam szczęście że żyję w tak bogatym kulturowo regionie, gdzie wielu ludzi kultywuje swoje zwyczaje. Oprócz Katolików, są Prawosławni, Tatarzy. Przedstawiciele jeszcze kilku innych religii. Wszyscy w zgodzie i  w różnych terminach, kultywują różne swoje święta, tradycje, i przepisy.
Niektórym to się nie podoba. Ale tak jest wszędzie... ;-(  Ale są to na szczęście, u nas, tylko wyjątki. Nikt nie wszczyna fermentu. Bo i po co? Każdy przecież wie jak było w Jugosławii. Nikomu przecież na tym nie zależy... ;-D

W mieście organizowany jest na Rynku darmowy sylwester miejski. Z koncertami i pokazem sztucznych ogni. Fantastyczna impreza, a ludzie na niej zachowują się kulturalnie, tolerancyjnie i bardzo życzliwie! ;-D
To nie przeszkadza, w żadnym wypadku temu, że w szkołach i urzędach, trzynaście, dni później prawosławni mają wolne na obchodzenie swojego Święta i Nowego Roku. Niektóre mieszane rodziny, świętują je nawet w obydwu terminach… ;-D
Dla mnie to jest piękne!

Wiele darmowych imprez, festiwali i uroczystości kulturalnych, też jest organizowanych na „Mieście” Chwała za to naszym władzom. ;-*
Uczestniczy w nich bardzo wielu Białostoczan.
Jasne, nie zawsze takie imprezy są w pełni udane. Na przykład na ostatni koncert organizowany przez TVN nie były wpuszczane osoby niepełnosprawne, na wózkach czy innych ułatwiających poruszanie sprzętach. Podobno, jak mówiła Warszawska ochrona (bo tylko taka była), ze względów bezpieczeństwa… ;-(
Na imprezach Polsatu, skutecznie zazwyczaj przeszkadza, latający nisko nad głowami śmigłowiec. No ale są to wyjątki. „Warszawka” na szczęście rzadko ma coś u nas do powiedzenia. ;-)))   

poniedziałek, 2 stycznia 2012

76.  Gdy zachorowałem, przenieśliśmy się do miasta. Na parter, bliżej szpitala, szkół, sklepów i urzędów. To była, tak teraz uważam, jedna z najlepszych decyzji w życiu które podjęliśmy. Sporo to, jak już pisałem, kosztowało nas nerwów i problemów. Ale mamy to na szczęście już za sobą. To był tylko etap w naszym życiu… Tak jak moja Depresja… ;-D
Było minęło i już się nie powtórzy. A sioo… ;-D

Takich decyzji które przyniosą owoce dopiero później, w przyszłości, podejmuje się w życiu sporo. Najgorszy jest ten okres od podjęcia decyzji, do spodziewanych efektów. Czasami trwa to całe lata. Jest to okres męczący i nerwowy. Ale jak już minie i to z pozytywnym skutkiem jesteśmy „cali w skowronkach” i nadzwyczaj usatysfakcjonowani. To można nazwać też szczęściem... ;-D

Jeśli nam się nie uda i poniesiemy porażkę, długo trwa dopóki pogodzimy się ze skutkami naszej decyzji. Tak było gdy położyliśmy trochę pieniędzy w fundusze, po sprzedaży Lesanki. Przyszedł kryzys i gdy się obejrzeliśmy, już sporo kasy ubyło. Ale nie tylko my to przeżywaliśmy. Inni też.
Mogliśmy pojechać na zagraniczne wczasy, ale pojechaliśmy pod gruszę. No i co?.. Też byliśmy szczęśliwi… ;-D